- Sasori no Danna…
- Czego znów chcesz? – zadał pytanie rudy chłopak, kiedy Deidara wylądował obok niego.
Przed
nimi pozostał już tylko jeden dzień powrotny do siedziby. Blondyn
wyraźnie nie mógł się już doczekać spokojnego snu w wygodnym łóżku.
Coraz częściej marudził, a lalkarz był zmuszony wysłuchiwać go z
anielską cierpliwością. Pomimo swej wiecznej oziębłości do wszystkiego,
co żywe, lubił blondyna… Lecz gdyby zdarzyło mu się wybuchnąć,
prawdopodobnie zatruł by go jadem z ogona Hiruko. Po raz wtóry przełknął
ślinę, zamykając na chwilę oczy, tłamsząc w sobie narastającą irytację.
- Zatrzymajmy się…
- Po co? – spytał spoglądając na młodego artystę.
Przez chwilę miał wrażenie, że Dei się czerwieni, ale równie prędko stwierdził, iż się mylił.
-
Jeśli się teraz nie zatrzymamy, to za kilka godzin będziemy w kryjówce –
kontynuował Sasori, podczas gdy Deidara zeskoczył ze swojej sowy.
-
Wiem, un… Ale… - Oparł się o drzewo, by w sekundę później pod nim
usiąść. – Jeśli wrócimy, nie odpoczywając, to będziemy styrani – mruknął
jakby od niechcenia.
- Tym lepiej, będziesz spał, jak zabity – warknął jego mistrz.
Blondyn
podkulił pod siebie kolana, opuścił kapelusz tak, by nie było widać
jego twarzy i objął swe kolana. Siedział tak chwilę, po czym szepnął
prawie niedosłyszalnie coś o zboczeńcu i nocy. Rudowłosy trawił przez
chwilę tę informację w swym umyśle. Dopiero po kilku sekundach
zrozumiał, co chłopak ma na myśli. Westchnął ciężko, wziął się za
rozpalanie ogniska, a kiedy tę czynność ukończył, siadł naprzeciw
partnera, wyjął z kieszeni drewienko wraz z nożykiem i począł strugać
figurkę. Co rusz zerkał na blondyna, którego twarz zakrytą płaszczem i
słomianym kapeluszem nie mógł dostrzec.
Chłopak
nie mówił nic. Siedział w zupełnej ciszy, co dla niego było czymś
zupełnie nienormalnym. Mrok nocy, który otoczył ich pół godziny temu
sprawiał, iż Sasori nie mógł dostrzec, czy Dei wykonuje jakieś małe
ruchy, czy nie. Trwali w milczeniu. Dłubanie w drewnie miało uspokoić
lalkarza, ale coraz bardziej sprawiało, że był nie swój. Przywykł już do
ciągłej paplaniny blondyna, a tak nagła, wszechogarniająca ich cisza
była czymś nienaturalnym.
Dodatkowo,
rudzielec nie mógł pojąć jeden prostej sprawy. Jeszcze kilka dni temu,
Deidara myślał tylko o tym, by zakończyć misję i wracać do kryjówki, do
swojego pokoju, a teraz? Zdawał się być swoim całkowitym
przeciwieństwem. Wyraźnie nie chciał wracać do domu. Władca marionetek
dumał nad tym przez dłuższy czas.
Po
długiej godzinie, która zdawała się trwać całą noc, Sasori schował
kawałek drewna, któremu uwagę poświęcał przez ostatnie sześćdziesiąt
minut. Wstał, podszedł do ogniska i dorzucił doń trochę drewna.
Palenisko powoli wygasało. Ukradkiem zerknął w stronę młodego artysty.
Przełknął
ślinę, modląc się w duchy i dodając sobie otuchy, po czym bezszelestnie
podszedł do siedzącego pod drzewem. Ponieważ jego towarzysz ani drgnął,
Sasori delikatnie ściągnął mu z głowy kapelusz. Odłożywszy go na bok,
kucnął i przyjrzał się śpiącemu. Zebrawszy w sobie odwagę, gdyby Dei się
obudził, lalkarz pogładził go delikatnie po policzku. Jego partner ani
drgnął.
- Eh… Idioto – szepnął rudy, zauważając na policzku Deia ślad łzy.
Zagryzł
na chwilę wargi, by chwilę później, pocałować Deidarę w policzek.
Blondynek nadal się nie budził, co jego mistrz powitał z radością.
Usiadł obok niego i gładząc po głowie siedział tak, póki nie zasnął.
Uchicha
przeciągnął się leniwie na tapczanie. Program, który wcześniej oglądał
zanudził go do tego stopnia, że chłopak aż zasnął. Rozejrzał się po
pomieszczeniu. Prócz niego, nie było tutaj nikogo. Od kiedy Deidara i
Sasori wyruszyli na misję ponad dwa tygodnie temu, w kryjówce zaległa
kompletna cisza. Wszyscy członkowie organizacji byli jakby przygaszeni.
Nikt się z nikim nie kłócił, a każdy wydawał się jakby senny. Itachi
pomyślał, że chyba faktycznie blondyn wprowadza tutaj trochę życia. Bez niego jest zupełnie inaczej.
- Spałeś?
Pytanie
padło od strony wejścia do pokoju. O framugę opierał się Hidan.
Wyglądał na znudzonego. Na nim również są widoczne braki ciągłego
gonienia Deidary. Mimo że Tobi dostarcza im nieco rozrywki, kiedy
irytuje każdego po kolei, to i tak jest to nic w porównaniu z tym, jak
denerwuje Deidarę. Wówczas słychać jedynie huk, a po nim wybuch.
- Nie twój interes – warknął Uchiha.
Albinos
rozsiadł się na kanapie i przełączył kanał. Właśnie rozpoczynał się
jakiś teleturniej, który Hidan lubi oglądać. Czarnowłosy rozejrzał się w
poszukiwaniu broni siedzącego obok. Kosy nigdzie nie było, więc
przynajmniej tym razem jashinista nie zdemoluje całego pokoju,
wściekając się z byle powodu, dotyczącego turnieju.
Itachi ziewnął przeciągle, wstał i wyszedł z pokoju. Życie tutaj staje się nudne, kiedy nic się nie dzieje. Szedł
powoli korytarzem, zagłębiony w swoje myśli. Nagle się zatrzymał i
rozejrzał. Stał przed swoimi drzwiami. Nawet nie myślał o tym, by tu
dojść. Wzruszywszy ramionami, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Wziął z
półki naprzeciw łóżka pierwszą lepszą książkę, usiadł na swym miejscu
spoczynku i zatopił się w słowie pisanym.
Niespodziewanie
do pokoju pana Uchihy wpadł Tobi, uciekając szybko przed którymś z
pozostałych Akatsuki. Sadząc po odgłosach za drzwiami, tym razem ścigał
go Zetsu. Zamaskowany osunął się na ziemię i ciężko dyszał. Itachi
zmrużył oczy, a wstawszy podszedł do chłopca i stojąc nad nim, chwycił
za jego kołnierz i podniósł go do góry.
- Co ty tu robisz, bachorze jeden?
-
Tobi uciekał przez Zetsu-sama – tłumaczył się dzieciak. – Tobi nie
chciał niepokoić Itachiego-sempai. Tobi jest dobrym chłopcem.
Uchiha
uniósł brew, otworzył drzwi i bezceremonialnie wyrzucił malucha na
zewnątrz, zatrzaskując drzwi za sobą. Nie interesowało go, co się stanie
z chłopcem. Chciał jedynie wrócić do lektury.
Tymczasem Zetsu, usłyszawszy trzask, powrócił przed pokój, sprzed którego dochodził huk, widząc tam Tobiego.
- Ty… gówniarzu! – Pędem ruszył za uciekającym już dzieciakiem.
- Łaaa – darł się chłopczyk w pomarańczowej masce. – Zetsu-sama! Zostaw Tobiego! Tobi jest dobrym chłopcem!
Biegnąc
mijali po drodze Kisame, który nie chcą, by na niego wpadli, odsunął
się na bok. Spojrzał tylko za przebiegającymi, nic nie mówiąc. Komentarz
był tu doprawdy zbędny. Ruszył dalej, zastanawiając się, co ma ze sobą
zrobić. Cztery dni temu wrócili z Itachim z dwudniowej misji, a Pein nie
ma, póki co, żadnych zadań dla niego oraz jego partnera.
Wszedł
do salonu, gdzie Kakuzu liczył swoje pieniądze, a Hidan przeskakiwał po
kanałach. Momentalnie wpadł mu do głowy pewien pomysł, na zabicie nudy.
Usiadł obok Kakuzu i zadał obojgu obecnym pytanie.
- Może partyjka pokera? – Szybko wyciągnął karty.
Albinos obrzucił go niechętnym spojrzeniem, ale ninja z Taki szybko zapałał chęcią do tegoż pomysłu.
- Zgoda – rzekł szybko. – Ale wyłącznie na pieniądze.
Hoshigaki
i jashinista nie byli w stanie zauważyć uśmiechu na jego zamaskowanej
twarzy. Obaj wiedzieli jak to się skończy, ale z braku bardziej
interesującego zajęcia, zgodzili się. Minutę później wszyscy trzymali w
rękach karty i licytowali się jeden przez drugiego.
Grali tak do chwili jak nie usłyszeli zegara oznajmującego drugą w nocy.
Pein
przechadzał się wolno korytarzem. Krzyki Zetsu i wrzaski uciekającego
Tobiego nie dawały mu spokojnie pracować. Pomimo jego własnych wrzasków,
które usłyszeli zapewne również wędrowcy w pobliskim lesie, hałas nie
ustawał. Toteż przywódca „Brzasku” postanowił dać sobie z tym spokój.
Dotarł do pokoju Itachiego i zdecydowanym ruchem otworzył drzwi. Uchiha
siedział na łóżku oparty o ścianę, czytając swoją książkę. Słysząc
otwieranie drzwi jego pokoju, uniósł głowę i spojrzał na
wejście.Rudzielec wstąpił do środka, zamykając za sobą wejście, podczas
gdy Itachi wrócił do lektury.
- Widzę, Uchiha, żeś bardzo zajęty – stwierdził obojętnie.
- Zgadza się, tak więc proszę opuścić mój pokój, sir – odpowiedział tym samym tonem.
Lider nie ruszył się ani o milimetr.
- Chyba nie sądzisz, że możesz mówić MI co mam robić?!
Słysząc, coraz bardziej unoszący się głos, chłopak ponownie spojrzał na swojego przełożonego. Nie odpowiedział, czekając na ciąg dalszy.
-
Nie dokończyliśmy naszej ostatniej rozmowy o Deidarze, Itachi –
kontynuował Pein, podchodząc do chłopaka. – Wypadałoby to zrobić, nie
sądzisz?
Pochylił się nad Uchihą, który obserwowało ze stoickim spokojem.
- Czego jeszcze chcecie, sir - zadał pytanie brunet.
Przez
chwilę rudowłosy zastanawiał się, czynie wypowiedzieć słów, które
kołaczą się w jego głowie. Odrzucił je jednak,wyprostował się, a
obszedłszy łóżko stanął przed oknem i wyjrzał za nie.
- Czemu tak cię wtedy interesował Deidara, co?
- Bez powodu.
- Eh… Uchiha – zadrwił Lider. – Jesteś tak śmiesznie przewidywalny.
- Nie jestem – odpowiedział, czytając kolejne zdanie w książce.
-
Więc czemu, zamiast czytać książkę, słuchasz mnie? Spoglądasz tylko na
te litery, a nic z nich nie odczytujesz – zaśmiał się ironicznie. –
Deidara i Sasori powinni dziś wrócić – dodał zupełnie innym tonem. –
Jeśli przyjdą i nie zameldują się u mnie natychmiast, skieruj obojgu do
mnie. – Spojrzał na obserwującego go już czarnowłosego. – Jestem
cholernie ciekaw ich raportu.
Po tych słowy opuścił pokój Itachiego, który ponownie starał się skupić na lekturze.
Deidara
obudził się z pięknego snu. Śnił o tym, że Sasori przytulał go czule i
całował co rusz to w policzek, to w szyję, to w usta. Przetarł prawą
dłonią oko, ziewając cicho. Spojrzał przed siebie w poszukiwaniu swego
mistrza, ale nie znalazł go. Rozejrzał się szybko. Dopiero teraz poczuł
ciężar innego ciała na swym ramieniu, na którym smacznie spał jego
Danna. Blondyn rozszerzył oczy ze zdumienia. Przez chwilę nie wiedział
co ma robić. Obudzić lalkarza, czy też czekać aż ten sam się zbudzi?
- Jesteś taki spokojny, kiedy śpisz, un – wyszeptał, delikatnie całując czoło władcy marionetek.
Pożałował tego co zrobił. Sasori natychmiast się zbudził. Poderwał się na równe nogi.
- Deidara, idioto! Co ty najlepszego wyrabiasz?!
Rudzielec wściekł się nie na blondyna, tylko na siebie. Nie dość, że znów zaspał na warcie, to jeszcze na ramieniu młodego artysty. Blondyn zaczerwienił się. Wstał, nakładając na głowę lezący obok słomiany kapelusz.
- Ale… Danna…
- Nie!
- Ale nawet nie wiesz…
- Cicho!
- No, ale Danna, un…
- Zamknij się wreszcie – krzyknął Sasori.
Odwrócił
się napięcie i ruszył do swojej kukiełki. Nie miał pojęcia, co ma teraz
powiedzieć. Nie miał chęci spoglądać teraz na blondyna. Było mu zbyt
głupio z powodu zaistniałej sytuacji. Nie wiedział, że Deidara był
zadowolony z tego, co zastał po przebudzeniu.
- Wsiadaj na swojego cholernego ptaka i ruszamy do kryjówki – powiedział w gniewie.
- A śniadanie?
- Zjesz coś po drodze!
Po
niespełna pięciu minutach byli już ponownie w drodze powrotnej. Sasori
zastanawiał się, jak odnosić się do Deia po tym, jak wrócą do kryjówki, a
Deidara rozmyślał nad zachowaniem swego mistrza, do końca podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz