wtorek, 4 września 2012

I "The sorrows of life" - rozdział 2 "Niepotrzebny pocałunek"


- Sasori no Danna…
- Czego znów chcesz? – zadał pytanie rudy chłopak, kiedy Deidara wylądował obok niego.
Przed nimi pozostał już tylko jeden dzień powrotny do siedziby. Blondyn wyraźnie nie mógł się już doczekać spokojnego snu w wygodnym łóżku. Coraz częściej marudził, a lalkarz był zmuszony wysłuchiwać go z anielską cierpliwością. Pomimo swej wiecznej oziębłości do wszystkiego, co żywe, lubił blondyna… Lecz gdyby zdarzyło mu się wybuchnąć, prawdopodobnie zatruł by go jadem z ogona Hiruko. Po raz wtóry przełknął ślinę, zamykając na chwilę oczy, tłamsząc w sobie narastającą irytację.
- Zatrzymajmy się…
- Po co? – spytał spoglądając na młodego artystę.
Przez chwilę miał wrażenie, że Dei się czerwieni, ale równie prędko stwierdził, iż się mylił.
- Jeśli się teraz nie zatrzymamy, to za kilka godzin będziemy w kryjówce – kontynuował Sasori, podczas gdy Deidara zeskoczył ze swojej sowy.
- Wiem, un… Ale… - Oparł się o drzewo, by w sekundę później pod nim usiąść. – Jeśli wrócimy, nie odpoczywając, to będziemy styrani – mruknął jakby od niechcenia.
- Tym lepiej, będziesz spał, jak zabity – warknął jego mistrz.
Blondyn podkulił pod siebie kolana, opuścił kapelusz tak, by nie było widać jego twarzy i objął swe kolana. Siedział tak chwilę, po czym szepnął prawie niedosłyszalnie coś o zboczeńcu i nocy. Rudowłosy trawił przez chwilę tę informację w swym umyśle. Dopiero po kilku sekundach zrozumiał, co chłopak ma na myśli. Westchnął ciężko, wziął się za rozpalanie ogniska, a kiedy tę czynność ukończył, siadł naprzeciw partnera, wyjął z kieszeni drewienko wraz z nożykiem i począł strugać figurkę. Co rusz zerkał na blondyna, którego twarz zakrytą płaszczem i słomianym kapeluszem nie mógł dostrzec.
Chłopak nie mówił nic. Siedział w zupełnej ciszy, co dla niego było czymś zupełnie nienormalnym. Mrok nocy, który otoczył ich pół godziny temu sprawiał, iż Sasori nie mógł dostrzec, czy Dei wykonuje jakieś małe ruchy, czy nie. Trwali w milczeniu. Dłubanie w drewnie miało uspokoić lalkarza, ale coraz bardziej sprawiało, że był nie swój. Przywykł już do ciągłej paplaniny blondyna, a tak nagła, wszechogarniająca ich cisza była czymś nienaturalnym.
Dodatkowo, rudzielec nie mógł pojąć jeden prostej sprawy. Jeszcze kilka dni temu, Deidara myślał tylko o tym, by zakończyć misję i wracać do kryjówki, do swojego pokoju, a teraz? Zdawał się być swoim całkowitym przeciwieństwem. Wyraźnie nie chciał wracać do domu. Władca marionetek dumał nad tym przez dłuższy czas.
Po długiej godzinie, która zdawała się trwać całą noc, Sasori schował kawałek drewna, któremu uwagę poświęcał przez ostatnie sześćdziesiąt minut. Wstał, podszedł do ogniska i dorzucił doń trochę drewna. Palenisko powoli wygasało. Ukradkiem zerknął w stronę młodego artysty.
Przełknął ślinę, modląc się w duchy i dodając sobie otuchy, po czym bezszelestnie podszedł do siedzącego pod drzewem. Ponieważ jego towarzysz ani drgnął, Sasori delikatnie ściągnął mu z głowy kapelusz. Odłożywszy go na bok, kucnął i przyjrzał się śpiącemu. Zebrawszy w sobie odwagę, gdyby Dei się obudził, lalkarz pogładził go delikatnie po policzku. Jego partner ani drgnął.
- Eh… Idioto – szepnął rudy, zauważając na policzku Deia ślad łzy.
Zagryzł na chwilę wargi, by chwilę później, pocałować Deidarę w policzek. Blondynek nadal się nie budził, co jego mistrz powitał z radością. Usiadł obok niego i gładząc po głowie siedział tak, póki nie zasnął.

Uchicha przeciągnął się leniwie na tapczanie. Program, który wcześniej oglądał zanudził go do tego stopnia, że chłopak aż zasnął. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Prócz niego, nie było tutaj nikogo. Od kiedy Deidara i Sasori wyruszyli na misję ponad dwa tygodnie temu, w kryjówce zaległa kompletna cisza. Wszyscy członkowie organizacji byli jakby przygaszeni. Nikt się z nikim nie kłócił, a każdy wydawał się jakby senny. Itachi pomyślał, że chyba faktycznie blondyn wprowadza tutaj trochę życia. Bez niego jest zupełnie inaczej.
- Spałeś?
Pytanie padło od strony wejścia do pokoju. O framugę opierał się Hidan. Wyglądał na znudzonego. Na nim również są widoczne braki ciągłego gonienia Deidary. Mimo że Tobi dostarcza im nieco rozrywki, kiedy irytuje każdego po kolei, to i tak jest to nic w porównaniu z tym, jak denerwuje Deidarę. Wówczas słychać jedynie huk, a po nim wybuch.
- Nie twój interes – warknął Uchiha.
Albinos rozsiadł się na kanapie i przełączył kanał. Właśnie rozpoczynał się jakiś teleturniej, który Hidan lubi oglądać. Czarnowłosy rozejrzał się w poszukiwaniu broni siedzącego obok. Kosy nigdzie nie było, więc przynajmniej tym razem jashinista nie zdemoluje całego pokoju, wściekając się z byle powodu, dotyczącego turnieju.
Itachi ziewnął przeciągle, wstał i wyszedł z pokoju. Życie tutaj staje się nudne, kiedy nic się nie dzieje. Szedł powoli korytarzem, zagłębiony w swoje myśli. Nagle się zatrzymał i rozejrzał. Stał przed swoimi drzwiami. Nawet nie myślał o tym, by tu dojść. Wzruszywszy ramionami, nacisnął klamkę i wszedł do środka. Wziął z półki naprzeciw łóżka pierwszą lepszą książkę, usiadł na swym miejscu spoczynku i zatopił się w słowie pisanym.
Niespodziewanie do pokoju pana Uchihy wpadł Tobi, uciekając szybko przed którymś z pozostałych Akatsuki. Sadząc po odgłosach za drzwiami, tym razem ścigał go Zetsu. Zamaskowany osunął się na ziemię i ciężko dyszał. Itachi zmrużył oczy, a wstawszy podszedł do chłopca i stojąc nad nim, chwycił za jego kołnierz i podniósł go do góry.
- Co ty tu robisz, bachorze jeden?
- Tobi uciekał przez Zetsu-sama – tłumaczył się dzieciak. – Tobi nie chciał niepokoić Itachiego-sempai. Tobi jest dobrym chłopcem.
Uchiha uniósł brew, otworzył drzwi i bezceremonialnie wyrzucił malucha na zewnątrz, zatrzaskując drzwi za sobą. Nie interesowało go, co się stanie z chłopcem. Chciał jedynie wrócić do lektury.
Tymczasem Zetsu, usłyszawszy trzask, powrócił przed pokój, sprzed którego dochodził huk, widząc tam Tobiego.
- Ty… gówniarzu! – Pędem ruszył za uciekającym już dzieciakiem.
- Łaaa – darł się chłopczyk w pomarańczowej masce. – Zetsu-sama! Zostaw Tobiego! Tobi jest dobrym chłopcem!
Biegnąc mijali po drodze Kisame, który nie chcą, by na niego wpadli, odsunął się na bok. Spojrzał tylko za przebiegającymi, nic nie mówiąc. Komentarz był tu doprawdy zbędny. Ruszył dalej, zastanawiając się, co ma ze sobą zrobić. Cztery dni temu wrócili z Itachim z dwudniowej misji, a Pein nie ma, póki co, żadnych zadań dla niego oraz jego partnera.
Wszedł do salonu, gdzie Kakuzu liczył swoje pieniądze, a Hidan przeskakiwał po kanałach. Momentalnie wpadł mu do głowy pewien pomysł, na zabicie nudy. Usiadł obok Kakuzu i zadał obojgu obecnym pytanie.
- Może partyjka pokera? – Szybko wyciągnął karty.
Albinos obrzucił go niechętnym spojrzeniem, ale ninja z Taki szybko zapałał chęcią do tegoż pomysłu.
- Zgoda – rzekł szybko. – Ale wyłącznie na pieniądze.
Hoshigaki i jashinista nie byli w stanie zauważyć uśmiechu na jego zamaskowanej twarzy. Obaj wiedzieli jak to się skończy, ale z braku bardziej interesującego zajęcia, zgodzili się. Minutę później wszyscy trzymali w rękach karty i licytowali się jeden przez drugiego.
Grali tak do chwili jak nie usłyszeli zegara oznajmującego drugą w nocy.

Pein przechadzał się wolno korytarzem. Krzyki Zetsu i wrzaski uciekającego Tobiego nie dawały mu spokojnie pracować. Pomimo jego własnych wrzasków, które usłyszeli zapewne również wędrowcy w pobliskim lesie, hałas nie ustawał. Toteż przywódca „Brzasku” postanowił dać sobie z tym spokój. Dotarł do pokoju Itachiego i zdecydowanym ruchem otworzył drzwi. Uchiha siedział na łóżku oparty o ścianę, czytając swoją książkę. Słysząc otwieranie drzwi jego pokoju, uniósł głowę i spojrzał na wejście.Rudzielec wstąpił do środka, zamykając za sobą wejście, podczas gdy Itachi wrócił do lektury.
- Widzę, Uchiha, żeś bardzo zajęty – stwierdził obojętnie.
- Zgadza się, tak więc proszę opuścić mój pokój, sir – odpowiedział tym samym tonem.
Lider nie ruszył się ani o milimetr.
- Chyba nie sądzisz, że możesz mówić MI co mam robić?!
Słysząc, coraz bardziej unoszący się głos, chłopak ponownie spojrzał na swojego przełożonego. Nie odpowiedział, czekając na ciąg dalszy.
- Nie dokończyliśmy naszej ostatniej rozmowy o Deidarze, Itachi – kontynuował Pein, podchodząc do chłopaka. – Wypadałoby to zrobić, nie sądzisz?
Pochylił się nad Uchihą, który obserwowało ze stoickim spokojem.
- Czego jeszcze chcecie, sir  - zadał pytanie brunet.
Przez chwilę rudowłosy zastanawiał się, czynie wypowiedzieć słów, które kołaczą się w jego głowie. Odrzucił je jednak,wyprostował się, a obszedłszy łóżko stanął przed oknem i wyjrzał za nie.
- Czemu tak cię wtedy interesował Deidara, co?
- Bez powodu.
- Eh… Uchiha – zadrwił Lider. – Jesteś tak śmiesznie przewidywalny.
- Nie jestem – odpowiedział, czytając kolejne zdanie w książce.
- Więc czemu, zamiast czytać książkę, słuchasz mnie? Spoglądasz tylko na te litery, a nic z nich nie odczytujesz – zaśmiał się ironicznie. – Deidara i Sasori powinni dziś wrócić – dodał zupełnie innym tonem. – Jeśli przyjdą i nie zameldują się u mnie natychmiast, skieruj obojgu do mnie. – Spojrzał na obserwującego go już czarnowłosego. – Jestem cholernie ciekaw ich raportu.
Po tych słowy opuścił pokój Itachiego, który ponownie starał się skupić na lekturze.

Deidara obudził się z pięknego snu. Śnił o tym, że Sasori przytulał go czule i całował co rusz to w policzek, to w szyję, to w usta. Przetarł prawą dłonią oko, ziewając cicho. Spojrzał przed siebie w poszukiwaniu swego mistrza, ale nie znalazł go. Rozejrzał się szybko. Dopiero teraz poczuł ciężar innego ciała na swym ramieniu, na którym smacznie spał jego Danna. Blondyn rozszerzył oczy ze zdumienia. Przez chwilę nie wiedział co ma robić. Obudzić lalkarza, czy też czekać aż ten sam się zbudzi?
- Jesteś taki spokojny, kiedy śpisz, un – wyszeptał, delikatnie całując czoło władcy marionetek.
Pożałował tego co zrobił. Sasori natychmiast się zbudził. Poderwał się na równe nogi.
- Deidara, idioto! Co ty najlepszego wyrabiasz?!
Rudzielec wściekł się nie na blondyna, tylko na siebie. Nie dość, że znów zaspał na warcie, to jeszcze na ramieniu  młodego artysty. Blondyn zaczerwienił się. Wstał, nakładając na głowę lezący obok słomiany kapelusz.
- Ale… Danna…
- Nie!
- Ale nawet nie wiesz…
- Cicho!
- No, ale Danna, un…
- Zamknij się wreszcie – krzyknął Sasori.
Odwrócił się napięcie i ruszył do swojej kukiełki. Nie miał pojęcia, co ma teraz powiedzieć. Nie miał chęci spoglądać teraz na blondyna. Było mu zbyt głupio z powodu zaistniałej sytuacji. Nie wiedział, że Deidara był zadowolony z tego, co zastał po przebudzeniu.
- Wsiadaj na swojego cholernego ptaka i ruszamy do kryjówki – powiedział w gniewie.
- A śniadanie?
- Zjesz coś po drodze!
Po niespełna pięciu minutach byli już ponownie w drodze powrotnej. Sasori zastanawiał się, jak odnosić się do Deia po tym, jak wrócą do kryjówki, a Deidara rozmyślał nad zachowaniem swego mistrza, do końca podróży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz