Ostry
wiatr przestał wiać już kilka godzin temu. Nastał ciepły, przyjemny
poranek. Słońce wesoło ogrzewało ziemię, z której unosiła się para. Mgła
otoczyła swym płaszczem całe miasto, nadal pogrążone we śnie. Kruki
krakały pośród drzew, rozdzierając ciszę poranka. Na zewnątrz znajdowały
się tylko zwierzęta, poszukujące pożywienia, mające składać się na ich
śniadanie.
W
wielkiej posiadłości, należącej do jednego z najbogatszych inwestorów w
mieście, w pokoju na pierwszym piętrze z wielkim, mosiężnym łóżkiem z
wysokim baldachimem oraz czarnymi, kotarami, pod atłasową pościelą swe
oczy niechętnie otworzył długowłosy brunet. Rozglądając się niemrawo po
swym pokoju, starał się sobie przypomnieć ostatni wieczór. Dopiero po
chwili pamięć powróciła.
Jak
zawsze wieczorem zasiadł na łóżku przed laptopem rozkoszując się chwilą
odpoczynku. Uruchomił grę, wybrał postać, którą zamierzał wędrować po
wirtualnym świecie Fantazy, by już w kilka sekund później się zalogować.
Do było jego oderwanie się od przytłaczającej rzeczywistości,
znienawidzonej przez niego prawie tak samo jak jego ojciec. Tylko w tym
świecie mógł naprawdę być sobą, zrzucić maskę tak dobrze prezentowaną w
świecie realnym. Dlaczego nie możemy i w jednym i drugim świecie być
sobą? To smutne, jednak takie są realia tego świata – każdy z nas musi
mieć co najmniej jedną „drugą twarz”, by przeżyć na tym padole
nietolerancji, gniewu i zawiści, jaki sam tworzymy.
Pamiętał,
że swą postacią, posiadającą klasę Spellhowlera ruszył na jakąś
wyprawę, by zdobyć dodatkowe doświadczenie brakujące mu do kolejnego
poziomu. Jednakże ta klasa ma zarówno swe wady i zalety, co skutkowało
wiecznymi poszukiwaniami kapłana. Na jego szczęście tuż po wystawieniu
ogłoszenia w panelu informacyjnym, zgłosił się do niego jeden osobnik
klasy Shillen Elder. Natychmiast przydzielił go do drużyny i wspólnie
ruszyli na podbój. Imię postaci jego towarzysza brzmiało „Trixa”. Sam
swego maga mianował „Xenarem”. Widząc, iż przybyła do niego tak zwana
„Mroczna” uśmiechnął się. Zaczęli rozmowę podczas której dowiedzieli się
nieco o swoich wzajemnych historiach, a ściślej mówiąc, opowiadali
sobie jak wyglądała ich podróż w owym świecie do chwili ich spotkania.
„Xeran”
dowiedział się trochę o swej towarzyszce, między innymi o tym, iż
kiedyś należała do klanu Ayan Cunducua, sprzymierzonego z Gothic
Slayers. Vice założycielka pierwszego była jej dobrą znajomą, a zarazem
wspaniałym Tancerzem. Klan ten zawsze stawiał na dobre stosunki w swym
kręgu. Trixa opowiadała o tym, jak wygłupiali się wspólnie podczas
spotkań klanowych.
Z
kolei o drugim z klanów było zawsze dość głośno na serwerze, na którym
grają, z powodu ich wiecznych chęci do wojaczki z innymi, także
silniejszymi od nich klanami. Brunet nie przepadał za nim zbytnio, ale
cenił za siły, jakie wkładają w rozwój zarówno wspólny jak i osobisty.
Po
przełamaniu pierwszych lodów, zaczęli rozmawiać bardziej otwarcie.
Trwało to dość długo. W końcu, po około trzech godzinach nieustającej
gry, młodzieniec zaczął podrywać swą towarzyszkę. Najpierw delikatnie,
później nieco bardziej ambitnie. Cóż – w takich zabawach to dość częste.
Jakim było jego zaskoczeniem, gdy otrzymał
prywatną wiadomość o treści: „Xen, ja jestem facetem w rl ;]. Ale jeśli
Ci to nie przeszkadza…”. Momentalnie się speszył. A jednak nie
zaprzestał kontaktu. Tym bardziej, że po chwili został poproszony o
podanie pseudonimu na XFire. Nie minęły nawet 2 minuty, jak kompan do
niego zadzwonił. Reszta wieczora zleciała im na dalszym polowaniu i
komunikowaniu się już za pomocą owego programu.
Ziewnął
potężnie, wyciągając się na łóżku jak kot. Nie chciał wstawać, jednak
praca nieubłagalnie go ścigała. Zwlekł się z posłania, ruszając w stronę
łazienki. Chłód pomieszczenia zadziałał kojąco. Szybki, chłodny
prysznic wypłukał wszystkie złe myśli i przyjemnie orzeźwił. Tak, tego
mu było trzeba. Odświeżenia.
Opuścił
kabinę, mało nie przewracając się na kafelkach. Zaklął nieprzyzwoicie,
wysyłając podłogę i jej elementy do wszystkich diabłów, następnie
przeglądając w swym pokoju szafę, by znaleźć odpowiednie ubranie.
Narzucił na siebie czarny t-shirt z emblematem ulubionej kapeli
rockowej, granatowe, luźne dżinsy i odprężony zasiadł przy biurku.
Szybko przekładał karty notesu, sprawdzając dzisiejsze plany. Nie chęć
wstąpiła na jego twarz, po przeczytaniu informacji o wystąpieniu jego
przełożonego. Cóż – mus, to mus.
Wstał,
opuścił pokój, po czym skierował się wielkimi, marmurowymi,
przestronnymi schodami ze zdobnymi poręczami w dół ku ogromnej kuchni.
Cały ten przepych momentami go drażnił. Nie mógł zrozumieć, po co tu to
wszystko, skoro i tak praktycznie nikt nie przychodzi ich odwiedzać.
Zaraz
po wkroczeniu do docelowego miejsca zauważył siedzącego przy stole
blondyna. Uśmiechnął się sam do siebie, zastanawiając który
dwudziestu-jednolatek zajada w obcym domu płatki z mlekiem na śniadanie, co czynił właśnie gość.
-
Cześć – przywitał go wesoło, na co chłopak skinął radośnie głową, nie
chcąc mówić z pełnymi ustami. Dopiero po przełknięciu kolejnej łyżki
zupy odpowiedział.
- Cześć. – Wyszczerzył zęby. – Już wyspany?
-
Powiedzmy – odezwał się, ponownie przeciągając i ziewając zarazem.
Usiadł przy stole, czekając aż służąca poda mu poranne danie. – Młody
jeszcze śpi? – Spytał poważnie.
Blondyn skinął głową.
- Tak. Jak wychodziłem jeszcze spał – odpowiedział, bystro się w niego wpatrując. – I dobrze, bo mamy do pogadania…
-
Wiem – odrzekł. Zastanowił się chwilę, podczas której otrzymał kawę
wraz z kanapkami. Odczekał, aż gosposia opuści pomieszczenie i zaczął
temat. – Martwi mnie ostatnio Hebi.
- Zauważyłem. – Ponownie skinął głową. – Są zbyt aktywni. – Przerwał westchnieniem. – Podoba mi się, że go wspierają, ale…
- Ale większość ich działalności jest nielegalna – zakończył za niego starszy. – Tak, wiem.
- Rozmawiałeś o tym z Tsunade?
-
Próbowałem – rzekł zgodnie z prawdą, wykrzywiając twarz w niechęci. –
Ale jest zbyt zajęta tymi seryjnymi mordercami. Nie może nam na razie
pomóc. – Zastanowił się chwilę. – W sumie to sama prosiła, byśmy chociaż
spróbowali jej w jakiś sposób pomóc. No wiesz – wzruszył ramionami. –
Zrobić, co możemy.
- Ty jeszcze możesz, jako szef ochrony…
- Twojego chłopaka – ponownie zakończył zdanie za blondyna.
- Chciałem powiedzieć, „jako szef ochrony z tak dobrymi kontaktami”, ale co racja, to racja – zaśmiał się wesoło.
-
Co jest racją? – Usłyszeli zaspany, znudzony głos od strony drzwi. Z
uśmiechami na twarzy zwrócili swe oczy ku młodemu inwestorowi, będącemu
teraz w stanie zbliżonym do rozpaczliwego. Koszulka z jednej strony
wystawała mu ze spodni, z drugiej była schowana, w dodatku ubrana na
lewą stronę, włosy rozczochrane, stojące we wszystkie strony, oczy
zaspane i klejące się. Wyglądał na półprzytomnego. Po ich ocenie i braku
spodni, stwierdzili, że naprawdę jest niewyspany. Na szczęście bieliznę
miał…
- To, że on – wskazał na siedzącego naprzeciw siebie - nadal nie ma nikogo, a za dwa miesiące kończy dwadzieścia siedem lat. – Oznajmił radośnie wesoły blondynek.
- Zamknij się, bo cię ogolę na łyso – warknął starszy z brunetów. – Nie potrzebuję nikogo – dodał.
- Jassne.
-
Dzięki temu chociaż mnie tyłek nie boli po intensywnej nocy – rzekł
zgryźliwie, na co twarz blondyna pokryła się szkarłatem. Rozmowa była
skończona.
Blondyn
smacznie śpiąc, przewracał się z boku na bok. Sny, które nawiedziły go
dzisiejszej nocy należały do tych przyjemniejszych i wiązały się z tym,
co robił tuż przed położeniem się do poduszki. Zaczął mamrotać coś pod
nosem i zapewne trwałoby to dłużej, gdyby nie kolejny obrót na bok, nie
całkiem mogący dojść do skutku. Młodzieniec spadł z łóżka z głuchym
łoskotem, obijając sobie przy tym boleśnie swe cztery litery.
Momentalnie się zbudził. Podparł się na rękach, zamierzając wstać, lecz
wpierw usłyszał wiązankę przekleństw z pomieszczenia poniżej, a
następnie krzyki, że jeśli hałas jest jego winą, to zostanie nabity na
pal nim zdąży powiedzieć cokolwiek na swoją obronę.
Niechętnie
wstał, ziewając po niewyspanej nocy. Do późna siedział, grzebiąc w
Internecie ze swojego laptopa i sprawdzając informacje na temat swego
zlecenia, wcześniej „nie mając na to czasu”, jak się zawsze
usprawiedliwiał. Później był już tak padnięty, że zasypiając, tuląc się
do monitora, postanowił odłożyć sprzęt i okrywając się szczelnie kołdrą,
zasnąć wygodnie i spać ile tylko da radę.
Ziewnął,
nie mając chęci zakrywać usta. Z rozczochranymi włosami i nieprzytomnym
wzrokiem ruszył w stronę najbliższej łazienki. Oto czego teraz
potrzebował – kąpieli. Tak! Ona go orzeźwi i pozwoli na właściwe
funkcjonowanie organizmu.
Szybka
poranna toaleta, a następnie wędrówkach po schodach w dół, prosto do
kuchni, gdzie miał nadzieję ujrzeć śniadanie. Zawiódł się, z resztą jak
zawsze na współlokatorach. Uśmiechnął się do siebie, kierując kroki w
stronę lodówki. Sałata, szynka, twaróg. Idealnie.
Posmarował
masłem dwie połówki bułki, wyłożył je wybranymi przez siebie
składnikami i posypał solą. Zagotował wodę i chwilę później zaparzył
sobie kubek herbaty. Siadłszy przy stole począł spożywać swój posiłek,
zastanawiając się nad pierwszym krokiem swego planu, kiedy do kuchni
wszedł wyższy od niego młodzieniec.
- O, cześć młody – powitał go obojętnie, ziewając jak chłopak w swoim pokoju.
- Hej – mruknął żywszym głosem. Zimna kąpiel porządnie go rozbudziła.
Nowo przybyły zaparzył sobie kawę i zasiadł naprzeciw blondyna. Uśmiechnął się delikatnie, widząc jego zamyślenie.
- Nad czym tak dumasz?
- Szefu dał mi zadanie – mruknął niechętnie, krzywiąc się. Wyraźnie nie chciał tego robić.
- Słyszałem. – Potwierdził skinieniem głowy. – Aż tak ciężko?
- Powiedzmy, hm… - Zamyśli się na moment, po czym ciągnął dalej. – Muszę się dzisiaj dostać do Saijo. Masz jakiś pomysł?
Jego rozmówca zmarszczył brwi. Trawił przez chwilę jego słowa, po czym odpowiedział pewnie:
- Sądzę, że stary by cię tam wkręcił. Z tego co wiem, ma tam kilku kumpli.
Blondyn skinął głową, uśmiechając się wesoło.
- A tak zmieniając temat – kontynuował starszy. – Ty i rudy moglibyście trochę ciszej się zabawiać.
- Hm? – Chłopak mimowolnie oblał się rumieńcem.
- Wczoraj musiałem aż wyjść ze swojego pokoju. Nie mogłem was już słuchać – rzekł nieco naburmuszony.
- Przepraszam – pisnął, zwieszając głowę i czerwieniejąc jeszcze bardziej.
- Rudemu też to wypomnę. – Westchnął. – Albo powiem szefuniowi, by zamienił się ze mną na pokoje…
Obaj zaśmiali się wesoło.
Rozmawiali
jeszcze jakiś czas na tematy bliżej nieokreślone, głównie nawiązując do
codziennego życia w ich mieszkaniu oraz oglądanych przez nich seriali,
do momentu aż młodszy postanowił ruszyć do swojego pokoju, szykować się
do wdrążenia w życie jego planu.
Rudowłosy
chłopak schodził powoli w dół, kierując się przyjemnymi zapachami
świeżego dania. Dopiero co odbył poranną kąpiel. Teraz chciał już tylko
zjeść coś odpowiedniego. W pomieszczeniu zastał dwie osoby – jedyną
kobietę w ich ugrupowaniu oraz osoby, której niecierpki najbardziej, z
powodu zgryźliwości i nieprzyzwoitych uwag, jakie młodzieniec wypowiada
niemal w każdej chwili. Mruknął coś, co miało brzmieć „dzień dobry” i
siadł przy stole, widząc jak Konan szykuje już śniadanie również dla
niego.
- Dobrze spałeś, rudy? – Spytał na wstępie siedzący już przy stole. W jego głosie zabrzmiała nuta drwiny.
- Owszem, dziękuję – odparł agresywnie, zabierając się za podstawione mu jedzenie.
- Bo ja co rusz słyszałem jakieś dziwne jęki – rzekł, przedłużając przedostatnie słowo.
- Doprawdy? – Udał zdziwienie chłopak, nie patrząc nawet na niego. Doskonale wiedział, do czego tamten bił.
- No – zarechotał tamten. – A wiesz, jakie mi się najbardziej spodobały?
-
Nie wiem – rzekł znudzony. – Możesz mi podać cukru, Lazuri? – Zwrócił
się do kobiety, która spełniła jego prośbę tuż po tym, jak sama
posłodziła swoją herbatę.
-
Prosiłam cię, byś nie zwracał się do mnie pseudonimem, kiedy nie
jesteśmy w terenie. – Rzekła obojętnie, zatapiając usta w płynie.
- Już ci mówię – kontynuował pofarbowany na biało młodzieniec. – „Aaaaach… Ooooch… Taaaaak…”
-
Przyzwyczajenie… - odpowiedział Konan. Spojrzał na siedzącego naprzeciw
siebie. – Jak masz dostawać orgazm na mój widok nawet podczas
śniadania, to proszę, wyjdź. Wolałbym nie widzieć twojego wytrysku,
kiedy jem. – Rzekł spokojnie, patrząc nań znudzonym wzrokiem.
Tamten
zamilkł, wlepiwszy wzrok w czuprynie chłopaka. Ogarniała go wściekłość z
powodu usłyszanych słów oraz ignorancji, jaka została zastosowana wobec
nie. Starał się jednak uspokoić, mieląc swój posiłek. Chciał dopiec
rudemu w odpowiedni sposób. Zastanawiał się nad odpowiednim podejściem
do tematu i w końcu go olśniło.
- Wiesz, nie mogę zrozumieć, co widzisz w dzieciaku… - Zaczął niby to normalnie.
- Nie musisz wiedzieć.
- Ja rozumiem, że jakąś tam inteligencję przejawia, ale to chyba nie to, co?
- Według mnie ma jej więcej, niż ty – odezwała się Konan.
-
Wątpię… - Zastanawiał się przez chwilę. – Ale wiesz co, rudy? – Chłopak
skierował na niego wzrok. – Chyba już wiem, co cię w nim ciągnie.
- No? – Spytał znudzony. Chciał jak najszybciej skończyć ten temat.
- W sumie to blondynek to niezła dupa…
Rudzielec gwałtownie wstał, waląc otwartymi dłońmi w blat stołu i pochylając się nad nim ze złością.
- Dobrze ci radzę, Hid, nie zbliżaj się do niego!
- Bo? – Zakpił jego rozmówca.
- Bo do młodego nikt, poza mną nie ma prawa się zbliżyć!
Nie kończąc śniadania, zwrócił się do wyjścia. Miał przemożną chęć kogoś zabić. I zrobi to, ale nie tutaj! Nie w domu!
- A bo co? – Hidan zwrócił się do odchodzącego. – To twoja własność, że się tak wściekasz? – Zaśmiał się wrednie.
- Tak – rzekł, przez ramię. – I zapamiętaj: dzieciak należy do mnie i tylko do mnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz