Nad
miastem rozgorzała ulewa. Ciężkie, duże krople jedna za drugą biły w
szyby, jakby chciały się dostać do środka. Wiele z nich kończyło na
trawnikach, czy ulicach, dołączając do sobie podobnych, mocząc wszystko,
co znajduje się na zewnątrz, tworząc wielkie kałuże. Ciemne, czarne
chmury zasłaniające niebo, idealnie odcinały ziemię od nieboskłonu,
ukrywając jasno migocące gwiazdy oraz księżyc w pełni. Nieważne, jak
bardzo ludność wytężałaby swój wzrok. Nie można było przebić się przez
te gęste skupiska pary wodnej. Bez względu na to, jak bardzo by się tego
chciało.
Wysoki,
smukły brunet zrzucił z siebie garnitur. Odłożył go na fotelu. Rozpiął
białą koszulę, po czym podszedł do wysokiego lustra, spoglądając w nie.
Uśmiechnął się smutno do swego dobicia. Zmarszczki pod jego oczami były
skutkami pracy, jaką wykonywał. Czasami żałował tego wszystkiego. Tyle
spraw na jego głowie. Tak, ma pod sobą wielu ludzi, ale co z tego? To on
musi się wszystkim zajmować. Dyrygować nimi, bo przecież ci kretyni nic
sami dobrze nie zrobią! Jest im potrzebny… Niestety. Przez to cała
robota zawsze spada właśnie na niego.
Westchnął
ciężko, kładąc dłonie na zimnym zwierciadle. Chwilę później znalazło
się na nim także jego czoło. Oddychał ciężko, a delikatna para
pozostawała na zimnym lustrze. Miał naprawdę dość swojej roboty.
-
Głupi jesteś, wiesz? – Spytał własnego odbicia, przyglądając mu się z
bliska. Mógł niemal zajrzeć w głębię własnych oczu. – Tak cholernie
głupi…
Oderwał
się od przedmiotu, odwracając do niego plecami. Omiótł spojrzeniem swój
pokój. Wysokie, jasno oświetlone pomieszczenie z dużym karniszem,
ściany granatowe, uspakajające, przyjemne. Zawsze go odprężały… Pod
sporych rozmiarów oknem stało duże, dwuosobowe łóżko. Parsknął. Co z
tego, że przeznaczono je dla dwojga osób? Od lat nie spał w nim nikt,
prócz niego. Jego ostatnia dziewczyna odeszła od młodzieńca pięć i pół
roku temu. Twierdziła, że poświęcał jej zbyt mało uwagi i znalazła
kogoś, kto te braki nadrabiał w dwójnasób. Co by nie mówić… Cieszył się
wówczas z takiego obrotu spraw… I tak miał zamiar z nią zerwać.
Dziewczynie zależało na jego pieniądzach, a nie na nim… Idiotka!
Szybkim
krokiem ruszył w stronę szafy, znajdującej się na prawo od łóżka o
jakieś półtorej metra. Musiał przyznać – pokój to on miał przestrzenny!
Mieściło się tutaj wszystko, czego potrzebował. Miał własną łazienkę, do
której prowadziły drzwi naprzeciw łóżka. Cała w ładnych, zdobnych,
granatowych kafelkach ,mających sprawiać wrażenie marmuru. Wewnątrz
znajdowała się duża wanna, z której jednak rzadko korzystał, z powodu
braku czasu na długie kąpiele oraz prysznic, który w użytku był niemal
zawsze po powrocie do domu. Umywalka z lustrem o wymiarach metr na
półtorej, z powodu których nie raz się zastanawiał, po co mu ono oraz
oczywiście, klozet. Błogosławił fakt, że zawsze utrzymuje tu, niemal
sterylny porządek i ład. Nienawidził bałaganu. Tutaj każdy drobiazg miał
swoje miejsce.
Zarówno pokój jak i łazienkę utrzymywał w czystości i harmonii. Gdyby nie te, dostałby białej gorączki…
Bezmyślnie
chwycił za czarną koszulę oraz bokserki tego samego koloru, służące mu
za piżamę i ruszył do łazienki. Szybko zrzucił z siebie resztę ubrań,
kładąc je złożone na szafeczce, przy umywalce i wszedł do kabiny
prysznicowej. Woda niosła ze sobą ukojenie i spokój. Odprężała po
ciężkim dniu. Przyjemne ciepło rozlewało się po całym ciele, kiedy
delikatne krople spływały po nim niżej i niżej.
Po
dosłownie kilku minutach, rozsunął szklane drzwi i zstąpił na zimne
kafelki. Chwycił ręcznik, wycierając ciało, następnie wcierając weń wodę
z długich włosów. Odświeżony, narzucił na siebie piżamę, rozwiesił
ręcznik i wrócił do pokoju. Z biurka po prawej stronie od drzwi
łazienki, chwycił w biegu swojego osobistego laptopa, z którym legł na
łóżko. Siadł po turecku, uruchomił sprzęt, wetknął słuchawkę z
mikrofonem do ucha i już rozluźniony, najpierw począł przeglądać istotne
dla siebie informacje, a później uruchomił jedną ze swych ulubionych
gier MMORPG, z postanowieniem zagłębienia się w niej na co najmniej
godzinę, nim położy się spać.
Nie
zwracał uwagi na szalejącą za oknem burzę, nawet kiedy błyskawice
przecinały nieboskłon, a donośne, niosące się dudniącym echem grzmoty
straszyły mieszkających opodal ludzi oraz zwierzęta…
Kobieta
siedząca za swym biurkiem westchnęła głęboko. Dopiero co obejrzała w
telewizji konferencję na żywo. Musiała przyznać, że młody biznesman
świetnie radził sobie z mediami. Bez problemu odpowiadał na każde
pytanie, nie musząc się nad nim nawet zastanawiać. Delikatny uśmiech,
który przez cały czas miał na ustach sprawiał, że ludzie niemal lgnęli
do niego niczym pszczoły do miodu. Tak… Potrafił oczarować innych. I
właśnie to najbardziej niepokoiło kobietę.
Znała
już go od jakiegoś czasu. Młody chłopak, który odziedziczył po ojcu
firmę, szybko robiący karierę. Niepozorny młodzieniec, miły dla
otoczenia. Przynajmniej z pozoru. Kilkakrotnie sama była świadkiem, jak
zachowuje się wobec swej, można by rzec, najbardziej zaufanej osoby,
jaką był szef jego ochrony. Prawda była taka, iż codzienna dobroć
chłopaka była tylko przykrywką dla wiecznie oziębłego i przebiegłego,
dążącego do realizacji własnych celów człowieka.
Od
lat zastanawiała się, jak to możliwe, że są tacy jak on? Skąd biorą się
ludzie którzy bez problemu potrafią wykorzystywać oraz zrzeszać wokół
własnej osoby ,potrzebne sobie jednostki? W jaki sposób tak łatwo
zdobywają ich zaufanie? Dla tejże kobiety, było to nie lada zagadką.
Zrezygnowana
wyciągnęła z szuflady aktówkę z plikiem kartek. Miała teraz inne
zmartwienia, które dręczyły ją bardziej niż ten dzieciak. Poczęła
przeglądać strony, czytając poszczególne, istotne dla siebie informacje.
Ostatnimi czasy pewna organizacja, działająca w jej mieście znacznie
nasiliła swoje poczynania. Irytowało ją to. Irytował ją także fakt, że
zarówno ona, jak i jej podwładni byli w kropce. Co by nie zrobili, ile
razy nie wpadliby na ślad ich działalności, prowadziło ich to donikąd.
Zrezygnowana, koniec końców, zmuszona była do wynajęcia specjalnej
grupy, słynącej z tego typu śledztw. Jednak, pomimo już półtorej roku
współpracy, ani ona, ani jej podwładni, ani wynajęta przez nią grupa,
nic nie wskórali. Organizacja, która tak ją dręczy pozostawała nadal
nieuchwytna.
Gdyby
choć znała ich personalia, przeszłość, rodziny… Nic. Nic nie udało im
się znaleźć. Ci ludzie muszą być naprawdę dobrzy, skoro zacierają za
sobą każdy ślad na tyle umiejętnie, iż wodzą za nos najlepsze ekipy
poszukiwawcze już od dobrych kilku lat.
Jedyne
co udało jej się dokładnie ustalić to fakt, że owa organizacja
przestępcza działa już ponad dziesięć lat. Nic poza tym… Nie poznała
nawet ilości ich członków…
Cóż za beznadziejna sytuacja…
-
Szefie – zaczęła pokojówka, uchylając drzwi do jego pokoju. Zajrzała do
środka. Jej pracodawca siedział przy biurku, pisząc coś zawzięcie na
komputerze. Oderwał się od monitora, spoglądając na nią zimno. Kobieta
poczuła dreszcze na plecach. Przez kilka kolejnych sekund sama zadawała
sobie pytanie, jak te lodowate oczy mogą zamieniać się w ciepłe i
delikatne, kiedy tylko występują przed kamerami? - Ma pan gościa –
dodała cicho, przepuszczając w drzwiach młodzieńca. Zamknęła za sobą
drzwi i tyle ją widziano.
Nowo przybyły chłopak uśmiechnął się beztrosko do pana domu.
-
Siadaj i daj mi chwilę – mruknął brunet, powracając do przerwanego mu
zajęcia. Nie musiał patrzeć na przybysza. Wiedział, iż wykonał on
rozkaz. Biznesmen stukał szybko w klawiaturę, układając długie zdania na
maszynie. Trwali tak może z pięć minut, dopóki praca nie została
ukończona. Kiedy już to się stało, gospodarz wyłączył maszynę, wstał i
spojrzał bez emocji na swego gościa.
-
Oglądałem dzisiaj twoją konferencję prasową – zaczął bez zbędnych
powitań blondyn. W błękitnych oczach odbijały się radość i podziw.
- Podobało się? – Padło znudzone pytanie.
-
Wiesz, że lubię na ciebie patrzeć – zaśmiał się chłopak. Przez chwilę
przyglądał się brunetowi, który podszedł do swego wielkiego łóżka, zdjął
białą, wyjściową bluzkę i rozwiesił ją na krześle. Blondyn patrzył na
niego bez krępacji. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy gospodarz
usiadł na łóżku i gestem nakazał mu zbliżyć się do swojej osoby.
- Prawdę mówiąc – zaczął brunet, przyciągając towarzysza bliżej siebie - nie sądziłem, że dzisiaj cię zobaczę.
Nie
mówiąc już nic więcej, przyciągnął go zaborczo, zamykając usta
pocałunkiem. Musiał jednak przyznać, że niespodzianka bardzo mu
odpowiadała. Skończył pracę, a nie był senny. No i… Nie miał już nic do
roboty, a nudzić się nie lubił.
Na
twarz bruneta wpłynął przebiegły uśmiech, spowodowany owymi myślami. Ta
noc zapowiada się naprawdę ciekawie. Tym bardziej, że ma chęć ją
trochę… urozmaicić…
-
Nareszcie jesteś – warknął rudowłosy do mężczyzny o kilka lat młodszego
od siebie, który właśnie wszedł do jego pokoju. – Mam dla ciebie małe
zadanie – oznajmił, uśmiechając się ironicznie.
Uprzedniego
wieczoru otrzymał ważny telefon od jednego ze swych ludzi. Dowiedział
się, iż pewien jegomość pilnie potrzebuje się z nim spotkać. Jakież było
jego zaskoczenie, gdy dowiedział się, kimże jest ta osoba. Początkowo
zaczął wyklinać swego pracownika, wrzeszcząc na niego, by przestał sobie
kpić, następnie począł się irytować, dając do zrozumienia zarówno sobie
jak i rozmówcy, iż coś takiego nie może mieć miejsca, by ostatecznie
dojść do wniosku, iż coś takiego może się jednak zdarzyć.
Wiele
słyszał o osobie próbującej do niego dotrzeć. Nie wierzył we wszystko. W
końcu ten człowiek sprawiał takie, a nie inne wrażenie. Jednak…
Kilkakrotnie go widział i wówczas miał całkowicie inne odczucia co do
niego. A skoro teraz chce się z nim skontaktować, to może znaczyć
jedynie, że faktycznie jest taki, jak mężczyzna podejrzewa. I wcale nie
przeszkadza to ani jednemu, ani drugiemu.
Oddzwonił
do osobnika z zastrzeżonego numeru. Umówił się z nim na spotkanie
następnego dnia rano. Osobiście zadbał o całokształt. Zamówił stolik dla
dwóch osób w jednej z bardziej prestiżowych restauracji, należącej
także do jego przyjaciółki. Któż by pomyślał, że spotykają się tam osoby
jego pokroju? Restauracja była świetną przykrywką. I odwracała uwagę
zarówno od kobiety, będącej jej właścicielką , jak i od osób w niej
pracujących. Ironia losu… Połowa z pracującego tam personelu była jego
podkomendnymi! No i… Ona także pracowała dla niego. Idealny układ.
Następnego
dnia przyszedł na umówione miejsce. Kobieta oraz personel przywitali go
z należytym szacunkiem. Odwzajemnił gest, powiadomił ją na kogo czeka,
by ostatecznie usiąść przy stoliku, przy którym zawsze załatwia tego
typu interesy. A było ich co niemiara… Bądź, co bądź… Klientów nie
brakowało.
Nie
musiał długo czekać. Klient przybył niedługo potem. Wskazano mu miejsce
i po zamówieniu przez rudowłosego po kieliszku białego wina, będącego
jego stałym napojem w tym lokalu podczas załatwiana interesów, przeszli
do konkretów.
Rozmowę
rozpoczęli bez obaw o to, że ktoś ich podsłucha. Stolik oddalony był od
pozostałych, ogrodzony zdobnymi krzewami w donicach, osłaniającymi
rozmówców. I całość przygotowana właśnie na takie okazie.
Szybko
się sobie przedstawili, by już po sekundzie przejść do sedna sprawy.
Pracobiorca słuchał uważnie w czym rzecz. Jego nowy pracodawca naprędce
wyjaśniał, czego oczekuje od mężczyzny, co jest jego celem oraz cóż
należałoby w tym kierunku uczynić. Rozmówca nie przerywał, nie
przeszkadzał w monologu, wsłuchując się uważnie w szczegóły. Dopiero
kiedy skończył, drugi się odezwał.
Zaczął
wypytywać mężczyznę, czy nie można by wprowadzić pewnych zmian. Już
długo siedział w tym interesie i był pewny, że całość można dużo łatwiej
załatwić, a efekt będzie taki sam. Przedstawiał swoje pomysły i widząc
rosnące zadowolenie u klienta, widział, że dobrze zrobił, mówiąc mu o
tym. Jak ujął to jeden z jego byłych klientów? A tak… „Miał wyobraźnię…”
Taki fach! A wyobraźnia tutaj się przydaje.
W
końcu doszli do porozumienia. Do omówienia została jedynie kwestia
wynagrodzenia. Długo debatowali, nim uzgodnili ostateczną, zadowalającą
obojga sumę, choć rudy był pewien, iż klient tak czy owak zgodził by się
pewnie i na wyższą, gdyby było trzeba. Za to, co dzięki temu uzyska…
Zdecydowanie byłby i tak zadowolony… Ale, ale. Rudowłosy i tak otrzyma
nie małe pieniądze za robotę, więc nie miał czym się przejmować.
Po
rozmowie, rozeszli się, każdy w swoją stronę, uprzednio wymieniając się
ze sobą numerem kontaktowym. Lepiej się zabezpieczyć, na wszelki
wypadek, w razie jakichkolwiek nagłych zmian. Rudowłosy powrócił do
miejsca swego aktualnego zamieszkania. Przemyślał parę rzeczy. Sprawdził
interesujące go dane celu. Musiał się przygotować. Musiał wiedzieć, kto
będzie najbardziej odpowiednim do tego zadania. I zaledwie po kilku
godzinach, już wiedział. Nie mógł się mylić. Nigdy nie pomylił się w tej
kwestii i teraz też, na pewno, nie myli się ani o jeden procent!
- Przekaż młodemu, że ma zadanie. – Rzekł do podwładnego, podając mu kopertę ze zdjęciami oraz szczegółami celu.
- Czemu to ja, do jasnej cholery, mam robić za posłańca? – Oburzył się mężczyzna.
-
Bo ja tak mówię, kretynie – zawarczał jego przełożony, patrząc
gniewnie. Efektu dodała błyskawica, rozświetlająca pokój, wdzierająca
się do środka przez okno, znajdujące się za plecami rudowłosego.
Młodszy
mężczyzna prychnął pogardliwie, wyrywając z rąk szefa kopertę. Obrócił
się na pięcie i ruszył do drzwi. Kiedy je przekroczył, trzasnął za sobą,
by dać do zrozumienia, jak bardzo uwłacza to jego godności. Mężczyzna
stojący w pokoju widząc to roześmiał się, a jego śmiech niósł się echem
po całym, teraz niemal pustym, budynku.
- Cholera – zaklął barczysty mężczyzna, zaraz po przeczytaniu najnowszych wieści dotyczących swojego zlecenia.
-
Nie przesadzaj – warknęła rozłożona na fotelu kobieta. Nogi miała
przerzucone przez jedną poręcz, a plecami opierała się o drugą.
Wychyliła się bardziej w tył, by spojrzeć na towarzysza, leżącego na
kanapie.
Oboje
znajdowali się w pokoju gościnnym ich domostwa. Mieszkali tutaj wraz z
kilkoma innymi osobami, jednak pomimo tego, iż byli współlokatorami, nie
łączyły ich żadne więzi. A już na pewno nie rodzinne. Nie rozmawiali ze
sobą na temat swoich uczuć, problemów, myśli czy innych tego typu
spraw. Jedyne, co mogło ich łączyć to praca oraz jej konsekwencje. Ona
była głównym pretekstem do rozmów, wzajemnego przekomarzania,
dogryzania, czy wymiany poglądów. Jeżeli już okazywali sobie
jakiekolwiek wzajemne uczucie, to jedynie między sobą. Nikt nie wnikał w
to, co robili pozostali, do czasu aż nie sprowadzał do ich wspólnego
domu obcej osoby. Dopóki nic im nie zagrażało, tolerowali każdy występek
pozostałych współlokatorów.
Pomieszczenie,
w którym znajdowało się dwoje rozmawiających było największym,
najbardziej przestronnym miejscem w całym budynku. We władanie mieli
dwupiętrowy domek jednorodzinny na przedmieściach miasta. Dwa piętra,
parter oraz piwnica, z czego na każdym poziomie mieściły się dwie
łazienki, zapewniały dość miejsca ośmiorgu osobom. Każdy z nich
posiadało własny pokój, który mieścił się na pierwszym lub drugim
piętrze. Oprócz tego, na drugim mieściło się także biuro jednego z nich,
panującego tutaj nad wszystkim i wszystkimi. Na pierwszym piętrze, na
wszelki wypadek znajdowały się także dwa pokoje gościnne. Parter
zajmowały kuchnia, pokój dzienny, jadalnia oraz salon. W piwnicy mieli
kilka pomieszczeń. Samodzielnie dorobili kilka ścian oraz prowadzących
do nowych pomieszczeń drzwi, tak by każdy z osobników tu mieszkających
posiadał łatwy dostęp do swoich rzeczy, nie mieszczących się w pokoju.
Był tam również garaż,w który przechowywane były pojazdy.
Ludzie
mijający na co dzień ów budynek, nie uwierzyliby zapewne, jakież
wewnątrz panują luksusy. I nic w tym dziwnego, skoro z zewnątrz domek
wyglądał na zaniedbany. Tu i ówdzie widać było cegły, ogród doszczętnie
zapuszczony – nikomu nie było w głowie się nim zajmować, a okna zawsze
zasłonięte ciężkimi, ciemnymi zasłonami.
Sąsiadów
było w tej okolicy niewielu, gdyż nieopodal mieścił się niewielki
cmentarz, obok którego nikt nie chciał mieszkać. Ulice zwykle bywały
puste, a od lat nikt nowy się tu nie wprowadzał, nie mając ochoty
mieszkać o rzut beretem od rozkładających się pod ziemią zwłok i
truchła.
-
Nie możesz mieć bardziej przesrane ode mnie – dodała kobieta,
przeciągając się w fotelu i ziewając głośno. Ostatnio miała ciężkie dni,
a organizowanie pilnych spotkań dolewało jedynie oliwy do ognia. Miała
dość i marzyła tylko o tym, by ten cholerny tydzień, skończył się jak
najszybciej.
-
Może, może – zaśmiał się dwudziestoośmioletni osobnik wchodzący do
pomieszczenia drzwiami frontowymi. Wyminął zgrabnie fotel, na którym
siedziała dwudziestopięciolatka i usiadł w drugim, mieszącym się o pół
metra od kanapy. Zarzucił jedną nogę na poręcz fotela, na drugiej
podparł się łokciem lewej ręki i pilotem, który chwilę wcześniej chwycił
ze stołu, włączył telewizor.
- Wątpię – prychnęła pogardliwie, rzucając nienawistne spojrzenie nowo przybyłemu.
-
Muszę znów zająć się tymi skretyniałymi mendami – westchnął najstarszy z
tutaj obecnych. Zerknął na dwoje osób, siedzących w fotelach. Przez
chwilę trwał tak, przyglądając się temu, jak młodszy od niego osobnik
pilotem non stop przeskakuje kanał po kanale, nie mogąc się zdecydować
na oglądanie żadnego z transmitowanych aktualnie programów. – Jak
sądzicie…
- Hnm? – Spytali równocześnie, zwracając na niego oczy.
-
Długo jeszcze będą nas tak bezskutecznie szukać? – W jego głosie
pobrzmiewała satysfakcja i duma z samego siebie. Oj tak. On potrafił
świetnie zacierać ślady. Nigdy się nie domyślą, gdzie należałoby
prowadzić dochodzenie.
- A co? – Zaśmiał się towarzysz, poprzestając na jakimś programie rozrywkowym. – Masz już dość swojej roboty?
- Taaaa… Czemu, cholera, nie wyznaczy do tego kogoś innego?
-
Bo tylko ty jesteś na tyle rzetelny i cierpliwy – odpowiedziała
znudzona dziewczyna. – A może byś wolał, żeby zajął się tym młody, co? –
Zagadnęła drwiąco.
- Zgłupiałaś? – Zawarczał. – Wyglądam ci na samobójcę?
- Słuszna uwaga – mruknął obojętnie drugi mężczyzna. – Gdyby młody się za to wziął, zaraz byśmy wpadli…
-
I mówisz to z takim spokojem? – Jawnie sobie z nich kpiła. Ignorowali
jej ton. Zawsze była opryskliwa i zadziorna. Mimo tego, potrafiła myśleć
trzeźwo, szczególnie podczas wykonywania swoich zadań, więc nie mieli
do niej pretensji.
-
A jak mam mówić?… Kurwa! – Wrzasnął, przełączając na inny program.
Drużyna, której kibicował właśnie odpadła, więc nie miał chęci oglądać
dalej.
-
Weź z niej przykład – ziewnął starszy, podnosząc się i siadając na
kanapie. Chwilę później już stał i kierował się do wyjścia. – Jak masz
rzucać kurwami przez ten pieprzony telewizor, to lepiej weź jakąś jebaną
książkę!
Oboje,
zarówno dziewczyna, jak i chłopak, do którego była skierowana
wypowiedź, wybuchli głośnym śmiechem. Jak oni uwielbiali te jego
elokwentne wypowiedzi… Zwłaszcza, kiedy dotyczyły one tego, co sami
mówili w podobny sposób. Cóż więc dziwnego, że nikt z domowników nie
słuchał tego typu rad?
- Skarbie... – zaczął ten drugi, kiedy ich współlokator opuścił pokój.
- Nie nazywaj mnie tak, kochanie – odpowiedziała ironią, na którą oboje zachichotali.
- Nie sądzisz, że o ile, jak to nasz drogi „przyjaciel” ładnie określił „te skretyniałe mendy” nam nie zagrażają, to już ci…
- Nie – ucięła krótko, podnosząc się z fotela.
- Patrzysz na to chyba zbyt optymistycznie…
-
Nawet jeśli jakimś cudem wpadną na nasz ślad, nigdzie nie ma dowodów.
Nic na mnie udowodnią. – Dodała wyniośle. – A ci, którzy mogli by
poręczyć o naszych winach… Gryzą już piach – dokończyła z przebiegłym,
zadziornym uśmieszkiem na twarzy, nim wyszła.
-
I właśnie za takie podejście cię lubię, skarbie – mruknął do siebie
młody mężczyzna, powracając do skakania po kanałach telewizyjnych.
Młodzieniec
przeciągnął się na łóżku, wyginając się przy tym swe ciało niczym kot.
Ziewnął cicho. Powoli zsunął się z mebla, a następnie zaczął zakładać
swoje ubrania. Ciemność panująca w pokoju, nie ułatwiała mu tego
zadania, jednak nie zapalał światła. Pamiętał, co się stało, kiedy
zrobił tak za pierwszym razem. Najpierw były wrzaski, następnie
narzekanie, głupie komentarze, a wszystko to uwieńczyło piękne
zakończenie, jakim było wyrzucenie go nago z pokoju, a zaraz za nim –
jego ubrań. Od tamtej pory, za każdym razem wolał po omacku szukać na
ziemi swojego odzienia.
- Już idziesz? – Cichy pomruk wydobył się z drugiego końca łóżka. Potwierdził to krótkim „tak”. – Zamknij za sobą drzwi.
Nie
odpowiedział. Kiedy tylko skończył się ubierać, wyszedł, czyniąc jak mu
kazano. Już dawno przywykł do takiego traktowania. Czasami sam się
sobie dziwił, że mu ono nie przeszkadzało. Jak widać, ludzie bywają
różni…
Ze
znudzeniem, potarganymi włosami i w koszuli wywróconej na lewą stronę,
szedł długim, ciemnym korytarzem. Nikt się nigdy nie kwapił, by nocami
zapalać tu światło. No i – nikomu też nie przeszkadzał jego brak.
Wsłuchiwał się w monotonne uderzenia deszczu o szyby. Raz na jakiś czas
błyskawice rozświetlały mu drogę.
Powoli
zszedł na pierwsze piętro, kierując się do swojego pokoju. Tam usiadł
na szerokim parapecie, otworzył okno i począł wpatrywać się w niebo.
Chłodne powietrze orzeźwiało jego ciało. Koiło. Deszcz odgrywał piękną
pieśń, bębniąc raz po raz to w dach, to w rynnę, to w szyby, czy ulicę, a
chłopak siedział, słuchał i podziwiał. Nie był senny. Nie dzisiaj.
Trans,
w który wpadł, został gwałtownie przerwany przez walenie w drzwi
prowadzące do jego pokoju. Obrócił się w ich stronę w momencie, gdy
jakaś postać wkroczyła do środka, nie czekając nawet na zaproszenie.
Starszy od niego o, z tego co wiedział, cztery lata mężczyzna podszedł
do niego, by następnie wyciągnąć przed siebie rękę z wielką kopertą.
-
Jak jeszcze raz, cholera, będę musiał ci to doręczać, to przysięgam, że
sam cię za to zabiję! – Krzyknął zarazem na przywitanie jak i
pożegnanie jeden ze współlokatorów, po czym, szybkim krokiem, opuścił
pokój.
Chłopak
spojrzał na wciśniętą mu w ręce kopertę. Odpieczętował i zajrzał do
środka. Kolejne błyskawice rozświetliły zdjęcie jego nowego celu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz