wtorek, 4 września 2012

IX "Gra" - rozdział 1 "Zlecenie"


               Nad miastem rozgorzała ulewa. Ciężkie, duże krople jedna za drugą biły w szyby, jakby chciały się dostać do środka. Wiele z nich kończyło na trawnikach, czy ulicach, dołączając do sobie podobnych, mocząc wszystko, co znajduje się na zewnątrz, tworząc wielkie kałuże. Ciemne, czarne chmury zasłaniające niebo, idealnie odcinały ziemię od nieboskłonu, ukrywając jasno migocące gwiazdy oraz księżyc w pełni. Nieważne, jak bardzo ludność wytężałaby swój wzrok. Nie można było przebić się przez te gęste skupiska pary wodnej. Bez względu na to, jak bardzo by się tego chciało.
                Wysoki, smukły brunet zrzucił z siebie garnitur. Odłożył go na fotelu. Rozpiął białą koszulę, po czym podszedł do wysokiego lustra, spoglądając w nie. Uśmiechnął się smutno do swego dobicia. Zmarszczki pod jego oczami były skutkami pracy, jaką wykonywał. Czasami żałował tego wszystkiego. Tyle spraw na jego głowie. Tak, ma pod sobą wielu ludzi, ale co z tego? To on musi się wszystkim zajmować. Dyrygować nimi, bo przecież ci kretyni nic sami dobrze nie zrobią! Jest im potrzebny… Niestety. Przez to cała robota zawsze spada właśnie na niego.
                Westchnął ciężko, kładąc dłonie na zimnym zwierciadle. Chwilę później znalazło się na nim także jego czoło. Oddychał ciężko, a delikatna para pozostawała na zimnym lustrze. Miał naprawdę dość swojej roboty.
                - Głupi jesteś, wiesz? – Spytał własnego odbicia, przyglądając mu się z bliska. Mógł niemal zajrzeć w głębię własnych oczu. – Tak cholernie głupi…
                Oderwał się od przedmiotu, odwracając do niego plecami. Omiótł spojrzeniem swój pokój. Wysokie, jasno oświetlone pomieszczenie z dużym karniszem, ściany granatowe, uspakajające, przyjemne. Zawsze go odprężały… Pod sporych rozmiarów oknem stało duże, dwuosobowe łóżko. Parsknął. Co z tego, że przeznaczono je dla dwojga osób? Od lat nie spał w nim nikt, prócz niego. Jego ostatnia dziewczyna odeszła od młodzieńca pięć i pół roku temu. Twierdziła, że poświęcał jej zbyt mało uwagi i znalazła kogoś, kto te braki nadrabiał w dwójnasób. Co by nie mówić… Cieszył się wówczas z takiego obrotu spraw… I tak miał zamiar z nią zerwać. Dziewczynie zależało na jego pieniądzach, a nie na nim… Idiotka!
                Szybkim krokiem ruszył w stronę szafy, znajdującej się na prawo od łóżka o jakieś półtorej metra. Musiał przyznać – pokój to on miał przestrzenny! Mieściło się tutaj wszystko, czego potrzebował. Miał własną łazienkę, do której prowadziły drzwi naprzeciw łóżka. Cała w ładnych, zdobnych, granatowych kafelkach ,mających sprawiać wrażenie marmuru. Wewnątrz znajdowała się duża wanna, z której jednak rzadko korzystał, z powodu braku czasu na długie kąpiele oraz prysznic, który w użytku był niemal zawsze po powrocie do domu. Umywalka z lustrem o wymiarach metr na półtorej, z powodu których nie raz się zastanawiał, po co mu ono oraz oczywiście, klozet. Błogosławił fakt, że zawsze utrzymuje tu, niemal sterylny porządek i ład. Nienawidził bałaganu. Tutaj każdy drobiazg miał swoje miejsce.
                Zarówno pokój jak i łazienkę utrzymywał w czystości i harmonii. Gdyby nie te, dostałby białej gorączki…
                Bezmyślnie chwycił za czarną koszulę oraz bokserki tego samego koloru, służące mu za piżamę i ruszył do łazienki. Szybko zrzucił z siebie resztę ubrań, kładąc je złożone na szafeczce, przy umywalce i wszedł do kabiny prysznicowej. Woda niosła ze sobą ukojenie i spokój. Odprężała po ciężkim dniu. Przyjemne ciepło rozlewało się po całym ciele, kiedy delikatne krople spływały po nim niżej i niżej.
                Po dosłownie kilku minutach, rozsunął szklane drzwi i zstąpił na zimne kafelki. Chwycił ręcznik, wycierając ciało, następnie wcierając weń wodę z długich włosów. Odświeżony, narzucił na siebie piżamę, rozwiesił ręcznik i wrócił do pokoju. Z biurka po prawej stronie od drzwi łazienki, chwycił w biegu swojego osobistego laptopa, z którym legł na łóżko. Siadł po turecku, uruchomił sprzęt, wetknął słuchawkę z mikrofonem do ucha i już rozluźniony, najpierw począł przeglądać istotne dla siebie informacje, a później uruchomił jedną ze swych ulubionych gier MMORPG, z postanowieniem zagłębienia się w niej na co najmniej godzinę, nim położy się spać.
                Nie zwracał uwagi na szalejącą za oknem burzę, nawet kiedy błyskawice przecinały nieboskłon, a donośne, niosące się dudniącym echem grzmoty straszyły mieszkających opodal ludzi oraz zwierzęta…

                Kobieta siedząca za swym biurkiem westchnęła głęboko. Dopiero co obejrzała w telewizji konferencję na żywo. Musiała przyznać, że młody biznesman świetnie radził sobie z mediami. Bez problemu odpowiadał na każde pytanie, nie musząc się nad nim nawet zastanawiać. Delikatny uśmiech, który przez cały czas miał na ustach sprawiał, że ludzie niemal lgnęli do niego niczym pszczoły do miodu. Tak… Potrafił oczarować innych. I właśnie to najbardziej niepokoiło kobietę.
                Znała już go od jakiegoś czasu. Młody chłopak, który odziedziczył po ojcu firmę, szybko robiący karierę. Niepozorny młodzieniec, miły dla otoczenia. Przynajmniej z pozoru. Kilkakrotnie sama była świadkiem, jak zachowuje się wobec swej, można by rzec, najbardziej zaufanej osoby, jaką był szef jego ochrony. Prawda była taka, iż codzienna dobroć chłopaka była tylko przykrywką dla wiecznie oziębłego i przebiegłego, dążącego do realizacji własnych celów człowieka.
                Od lat zastanawiała się, jak to możliwe, że są tacy jak on? Skąd biorą się ludzie którzy bez problemu potrafią wykorzystywać oraz zrzeszać wokół własnej osoby ,potrzebne sobie jednostki? W jaki sposób tak łatwo zdobywają ich zaufanie? Dla tejże kobiety, było to nie lada zagadką.
                Zrezygnowana wyciągnęła z szuflady aktówkę z plikiem kartek. Miała teraz inne zmartwienia, które dręczyły ją bardziej niż ten dzieciak. Poczęła przeglądać strony, czytając poszczególne, istotne dla siebie informacje. Ostatnimi czasy pewna organizacja, działająca w jej mieście znacznie nasiliła swoje poczynania. Irytowało ją to. Irytował ją także fakt, że zarówno ona, jak i jej podwładni byli w kropce. Co by nie zrobili, ile razy nie wpadliby na ślad ich działalności, prowadziło ich to donikąd. Zrezygnowana, koniec końców, zmuszona była do wynajęcia specjalnej grupy, słynącej z tego typu śledztw. Jednak, pomimo już półtorej roku współpracy, ani ona, ani jej podwładni, ani wynajęta przez nią grupa, nic nie wskórali. Organizacja, która tak ją dręczy pozostawała nadal nieuchwytna.
                Gdyby choć znała ich personalia, przeszłość, rodziny… Nic. Nic nie udało im się znaleźć. Ci ludzie muszą być naprawdę dobrzy, skoro zacierają za sobą każdy ślad na tyle umiejętnie, iż wodzą za nos najlepsze ekipy poszukiwawcze już od dobrych kilku lat.
                Jedyne co udało jej się dokładnie ustalić to fakt, że owa organizacja przestępcza działa już ponad dziesięć lat. Nic poza tym… Nie poznała nawet ilości ich członków…
                Cóż za beznadziejna sytuacja…

                - Szefie – zaczęła pokojówka, uchylając drzwi do jego pokoju. Zajrzała do środka. Jej pracodawca siedział przy biurku, pisząc coś zawzięcie na komputerze. Oderwał się od monitora, spoglądając na nią zimno. Kobieta poczuła dreszcze na plecach. Przez kilka kolejnych sekund sama zadawała sobie pytanie, jak te lodowate oczy mogą zamieniać się w ciepłe i delikatne, kiedy tylko występują przed kamerami? - Ma pan gościa – dodała cicho, przepuszczając w drzwiach młodzieńca. Zamknęła za sobą drzwi i tyle ją widziano.
                Nowo przybyły chłopak uśmiechnął się beztrosko do pana domu.
                - Siadaj i daj mi chwilę – mruknął brunet, powracając do przerwanego mu zajęcia. Nie musiał patrzeć na przybysza. Wiedział, iż wykonał on rozkaz. Biznesmen stukał szybko w klawiaturę, układając długie zdania na maszynie. Trwali tak może z pięć minut, dopóki praca nie została ukończona. Kiedy już to się stało, gospodarz wyłączył maszynę, wstał i spojrzał bez emocji na swego gościa.
                - Oglądałem dzisiaj twoją konferencję prasową – zaczął bez zbędnych powitań blondyn. W błękitnych oczach odbijały się radość i podziw.
                - Podobało się? – Padło znudzone pytanie.
                - Wiesz, że lubię na ciebie patrzeć – zaśmiał się chłopak. Przez chwilę przyglądał się brunetowi, który podszedł do swego wielkiego łóżka, zdjął białą, wyjściową bluzkę i rozwiesił ją na krześle. Blondyn patrzył na niego bez krępacji. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy gospodarz usiadł na łóżku i gestem nakazał mu zbliżyć się do swojej osoby.
                - Prawdę mówiąc – zaczął brunet, przyciągając towarzysza bliżej siebie - nie sądziłem, że dzisiaj cię zobaczę.
                Nie mówiąc już nic więcej, przyciągnął go zaborczo, zamykając usta pocałunkiem. Musiał jednak przyznać, że niespodzianka bardzo mu odpowiadała. Skończył pracę, a nie był senny. No i… Nie miał już nic do roboty, a nudzić się nie lubił.
                Na twarz bruneta wpłynął przebiegły uśmiech, spowodowany owymi myślami. Ta noc zapowiada się naprawdę ciekawie. Tym bardziej, że ma chęć ją trochę… urozmaicić…

                - Nareszcie jesteś – warknął rudowłosy do mężczyzny o kilka lat młodszego od siebie, który właśnie wszedł do jego pokoju. – Mam dla ciebie małe zadanie – oznajmił, uśmiechając się ironicznie.
                Uprzedniego wieczoru otrzymał ważny telefon od jednego ze swych ludzi. Dowiedział się, iż pewien jegomość pilnie potrzebuje się z nim spotkać. Jakież było jego zaskoczenie, gdy dowiedział się, kimże jest ta osoba. Początkowo zaczął wyklinać swego pracownika, wrzeszcząc na niego, by przestał sobie kpić, następnie począł się irytować, dając do zrozumienia zarówno sobie jak i rozmówcy, iż coś takiego nie może mieć miejsca, by ostatecznie dojść do wniosku, iż coś takiego może się jednak zdarzyć.
                Wiele słyszał o osobie próbującej do niego dotrzeć. Nie wierzył we wszystko. W końcu ten człowiek sprawiał takie, a nie inne wrażenie. Jednak… Kilkakrotnie go widział i wówczas miał całkowicie inne odczucia co do niego. A skoro teraz chce się z nim skontaktować, to może znaczyć jedynie, że faktycznie jest taki, jak mężczyzna podejrzewa. I wcale nie przeszkadza to ani jednemu, ani drugiemu.
                Oddzwonił do osobnika z zastrzeżonego numeru. Umówił się z nim na spotkanie następnego dnia rano. Osobiście zadbał o całokształt. Zamówił stolik dla dwóch osób w jednej z bardziej prestiżowych restauracji, należącej także do jego przyjaciółki. Któż by pomyślał, że spotykają się tam osoby jego pokroju? Restauracja była świetną przykrywką. I odwracała uwagę zarówno od kobiety, będącej jej właścicielką , jak i od osób w niej pracujących. Ironia losu… Połowa z pracującego tam personelu była jego podkomendnymi! No i… Ona także pracowała dla niego. Idealny układ.
                Następnego dnia przyszedł na umówione miejsce. Kobieta oraz personel przywitali go z należytym szacunkiem. Odwzajemnił gest, powiadomił ją na kogo czeka, by ostatecznie usiąść przy stoliku, przy którym zawsze załatwia tego typu interesy. A było ich co niemiara… Bądź, co bądź… Klientów nie brakowało.
                Nie musiał długo czekać. Klient przybył niedługo potem. Wskazano mu miejsce i po zamówieniu przez rudowłosego po kieliszku białego wina, będącego jego stałym napojem w tym lokalu podczas załatwiana interesów, przeszli do konkretów.
                Rozmowę rozpoczęli bez obaw o to, że ktoś ich podsłucha. Stolik oddalony był od pozostałych, ogrodzony zdobnymi krzewami w donicach, osłaniającymi rozmówców. I całość przygotowana właśnie na takie okazie.
                Szybko się sobie przedstawili, by już po sekundzie przejść do sedna sprawy. Pracobiorca słuchał uważnie w czym rzecz. Jego nowy pracodawca naprędce wyjaśniał, czego oczekuje od mężczyzny, co jest jego celem oraz cóż należałoby w tym kierunku uczynić. Rozmówca nie przerywał, nie przeszkadzał w monologu, wsłuchując się uważnie w szczegóły. Dopiero kiedy skończył, drugi się odezwał.
                Zaczął wypytywać mężczyznę, czy nie można by wprowadzić pewnych zmian. Już długo siedział w tym interesie i był pewny, że całość można dużo łatwiej załatwić, a efekt będzie taki sam. Przedstawiał swoje pomysły i widząc rosnące zadowolenie u klienta, widział, że dobrze zrobił, mówiąc mu o tym. Jak ujął to jeden z jego byłych klientów? A tak… „Miał wyobraźnię…” Taki fach! A wyobraźnia tutaj się przydaje.
                W końcu doszli do porozumienia. Do omówienia została jedynie kwestia wynagrodzenia. Długo debatowali, nim uzgodnili ostateczną, zadowalającą obojga sumę, choć rudy był pewien, iż klient tak czy owak zgodził by się pewnie i na wyższą, gdyby było trzeba. Za to, co dzięki temu uzyska… Zdecydowanie byłby i tak zadowolony… Ale, ale. Rudowłosy i tak otrzyma nie małe pieniądze za robotę, więc nie miał czym się przejmować.
                Po rozmowie, rozeszli się, każdy w swoją stronę, uprzednio wymieniając się ze sobą numerem kontaktowym. Lepiej się zabezpieczyć, na wszelki wypadek, w razie jakichkolwiek nagłych zmian. Rudowłosy powrócił do miejsca swego aktualnego zamieszkania. Przemyślał parę rzeczy. Sprawdził interesujące go dane celu. Musiał się przygotować. Musiał wiedzieć, kto będzie najbardziej odpowiednim do tego zadania. I zaledwie po kilku godzinach, już wiedział. Nie mógł się mylić. Nigdy nie pomylił się w tej kwestii i teraz też, na pewno, nie myli się ani o jeden procent!
                - Przekaż młodemu, że ma zadanie. – Rzekł do podwładnego, podając mu kopertę ze zdjęciami oraz szczegółami celu.
                - Czemu to ja, do jasnej cholery, mam robić za posłańca? – Oburzył się mężczyzna.
                - Bo ja tak mówię, kretynie – zawarczał jego przełożony, patrząc gniewnie. Efektu dodała błyskawica, rozświetlająca pokój, wdzierająca się do środka przez okno, znajdujące się za plecami rudowłosego.
                Młodszy mężczyzna prychnął pogardliwie, wyrywając z rąk szefa kopertę. Obrócił się na pięcie i ruszył do drzwi. Kiedy je przekroczył, trzasnął za sobą, by dać do zrozumienia, jak bardzo uwłacza to jego godności. Mężczyzna stojący w pokoju widząc to roześmiał się, a jego śmiech niósł się echem po całym, teraz niemal pustym, budynku.

                - Cholera – zaklął barczysty mężczyzna, zaraz po przeczytaniu najnowszych wieści dotyczących swojego zlecenia.
                - Nie przesadzaj – warknęła rozłożona na fotelu kobieta. Nogi miała przerzucone przez jedną poręcz, a plecami opierała się o drugą. Wychyliła się bardziej w tył, by spojrzeć na towarzysza, leżącego na kanapie.
                Oboje znajdowali się w pokoju gościnnym ich domostwa. Mieszkali tutaj wraz z kilkoma innymi osobami, jednak pomimo tego, iż byli współlokatorami, nie łączyły ich żadne więzi. A już na pewno nie rodzinne. Nie rozmawiali ze sobą na temat swoich uczuć, problemów, myśli czy innych tego typu spraw. Jedyne, co mogło ich łączyć to praca oraz jej konsekwencje. Ona była głównym pretekstem do rozmów, wzajemnego przekomarzania, dogryzania, czy wymiany poglądów. Jeżeli już okazywali sobie jakiekolwiek wzajemne uczucie, to jedynie między sobą. Nikt nie wnikał w to, co robili pozostali, do czasu aż nie sprowadzał do ich wspólnego domu obcej osoby. Dopóki nic im nie zagrażało, tolerowali każdy występek pozostałych współlokatorów.
                Pomieszczenie, w którym znajdowało się dwoje rozmawiających było największym, najbardziej przestronnym miejscem w całym budynku. We władanie mieli dwupiętrowy domek jednorodzinny na przedmieściach miasta. Dwa piętra, parter oraz piwnica, z czego na każdym poziomie mieściły się dwie łazienki, zapewniały dość miejsca ośmiorgu osobom. Każdy z nich posiadało własny pokój, który mieścił się na pierwszym lub drugim piętrze. Oprócz tego, na drugim mieściło się także biuro jednego z nich, panującego tutaj nad wszystkim i wszystkimi. Na pierwszym piętrze, na wszelki wypadek znajdowały się także dwa pokoje gościnne. Parter zajmowały kuchnia, pokój dzienny, jadalnia oraz salon. W piwnicy mieli kilka pomieszczeń. Samodzielnie dorobili kilka ścian oraz prowadzących do nowych pomieszczeń drzwi, tak by każdy z osobników tu mieszkających posiadał łatwy dostęp do swoich rzeczy, nie mieszczących się w pokoju. Był tam również garaż,w który przechowywane były pojazdy.
                Ludzie mijający na co dzień ów budynek, nie uwierzyliby zapewne, jakież wewnątrz panują luksusy. I nic w tym dziwnego, skoro z zewnątrz domek wyglądał na zaniedbany. Tu i ówdzie widać było cegły, ogród doszczętnie zapuszczony – nikomu nie było w głowie się nim zajmować, a okna zawsze zasłonięte ciężkimi, ciemnymi zasłonami.
                Sąsiadów było w tej okolicy niewielu, gdyż nieopodal mieścił się niewielki cmentarz, obok którego nikt nie chciał mieszkać. Ulice zwykle bywały puste, a od lat nikt nowy się tu nie wprowadzał, nie mając ochoty mieszkać o rzut beretem od rozkładających się pod ziemią zwłok i truchła.
                - Nie możesz mieć bardziej przesrane ode mnie – dodała kobieta, przeciągając się w fotelu i ziewając głośno. Ostatnio miała ciężkie dni, a organizowanie pilnych spotkań dolewało jedynie oliwy do ognia. Miała dość i marzyła tylko o tym, by ten cholerny tydzień, skończył się jak najszybciej.
                - Może, może – zaśmiał się dwudziestoośmioletni osobnik wchodzący do pomieszczenia drzwiami frontowymi. Wyminął zgrabnie fotel, na którym siedziała dwudziestopięciolatka i usiadł w drugim, mieszącym się o pół metra od kanapy. Zarzucił jedną nogę na poręcz fotela, na drugiej podparł się łokciem lewej ręki i pilotem, który chwilę wcześniej chwycił ze stołu, włączył telewizor.
                - Wątpię – prychnęła pogardliwie, rzucając nienawistne spojrzenie nowo przybyłemu.
                - Muszę znów zająć się tymi skretyniałymi mendami – westchnął najstarszy z tutaj obecnych. Zerknął na dwoje osób, siedzących w fotelach. Przez chwilę trwał tak, przyglądając się temu, jak młodszy od niego osobnik pilotem non stop przeskakuje kanał po kanale, nie mogąc się zdecydować na oglądanie żadnego z transmitowanych aktualnie programów. – Jak sądzicie…
                - Hnm? – Spytali równocześnie, zwracając na niego oczy.
                - Długo jeszcze będą nas tak bezskutecznie szukać? – W jego głosie pobrzmiewała satysfakcja i duma z samego siebie. Oj tak. On potrafił świetnie zacierać ślady. Nigdy się nie domyślą, gdzie należałoby prowadzić dochodzenie.
                - A co? – Zaśmiał się towarzysz, poprzestając na jakimś programie rozrywkowym. – Masz już dość swojej roboty?
                - Taaaa… Czemu, cholera, nie wyznaczy do tego kogoś innego?
                - Bo tylko ty jesteś na tyle rzetelny i cierpliwy – odpowiedziała znudzona dziewczyna. – A może byś wolał, żeby zajął się tym młody, co? – Zagadnęła drwiąco.
                - Zgłupiałaś? – Zawarczał. – Wyglądam ci na samobójcę?
                - Słuszna uwaga – mruknął obojętnie drugi mężczyzna. – Gdyby młody się za to wziął, zaraz byśmy wpadli…
                - I mówisz to z takim spokojem? – Jawnie sobie z nich kpiła. Ignorowali jej ton. Zawsze była opryskliwa i zadziorna. Mimo tego, potrafiła myśleć trzeźwo, szczególnie podczas wykonywania swoich zadań, więc nie mieli do niej pretensji.
                - A jak mam mówić?… Kurwa! – Wrzasnął, przełączając na inny program. Drużyna, której kibicował właśnie odpadła, więc nie miał chęci oglądać dalej.
                - Weź z niej przykład – ziewnął starszy, podnosząc się i siadając na kanapie. Chwilę później już stał i kierował się do wyjścia. – Jak masz rzucać kurwami przez ten pieprzony telewizor, to lepiej weź jakąś jebaną książkę!
                Oboje, zarówno dziewczyna, jak i chłopak, do którego była skierowana wypowiedź, wybuchli głośnym śmiechem. Jak oni uwielbiali te jego elokwentne wypowiedzi… Zwłaszcza, kiedy dotyczyły one tego, co sami mówili w podobny sposób. Cóż więc dziwnego, że nikt z domowników nie słuchał tego typu rad?
                - Skarbie... – zaczął ten drugi, kiedy ich współlokator opuścił pokój.
                - Nie nazywaj mnie tak, kochanie – odpowiedziała ironią, na którą oboje zachichotali.
                - Nie sądzisz, że o ile, jak to nasz drogi „przyjaciel” ładnie określił „te skretyniałe mendy” nam nie zagrażają, to już ci…
                - Nie – ucięła krótko, podnosząc się z fotela.
                - Patrzysz na to chyba zbyt optymistycznie…
                - Nawet jeśli jakimś cudem wpadną na nasz ślad, nigdzie nie ma dowodów. Nic na mnie udowodnią. – Dodała wyniośle. – A ci, którzy mogli by poręczyć o naszych winach… Gryzą już piach – dokończyła z przebiegłym, zadziornym uśmieszkiem na twarzy, nim wyszła.
                - I właśnie za takie podejście cię lubię, skarbie – mruknął do siebie młody mężczyzna, powracając do skakania po kanałach telewizyjnych.

                Młodzieniec przeciągnął się na łóżku, wyginając się przy tym swe ciało niczym kot. Ziewnął cicho. Powoli zsunął się z mebla, a następnie zaczął zakładać swoje ubrania. Ciemność panująca w pokoju, nie ułatwiała mu tego zadania, jednak nie zapalał światła. Pamiętał, co się stało, kiedy zrobił tak za pierwszym razem. Najpierw były wrzaski, następnie narzekanie, głupie komentarze, a wszystko to uwieńczyło piękne zakończenie, jakim było wyrzucenie go nago z pokoju, a zaraz za nim – jego ubrań. Od tamtej pory, za każdym razem wolał po omacku szukać na ziemi swojego odzienia.
                - Już idziesz? – Cichy pomruk wydobył się z drugiego końca łóżka. Potwierdził to krótkim „tak”. – Zamknij za sobą drzwi.
                Nie odpowiedział. Kiedy tylko skończył się ubierać, wyszedł, czyniąc jak mu kazano. Już dawno przywykł do takiego traktowania. Czasami sam się sobie dziwił, że mu ono nie przeszkadzało. Jak widać, ludzie bywają różni…
                Ze znudzeniem, potarganymi włosami i w koszuli wywróconej na lewą stronę, szedł długim, ciemnym korytarzem. Nikt się nigdy nie kwapił, by nocami zapalać tu światło. No i – nikomu też nie przeszkadzał jego brak. Wsłuchiwał się w monotonne uderzenia deszczu o szyby. Raz na jakiś czas błyskawice rozświetlały mu drogę.
                Powoli zszedł na pierwsze piętro, kierując się do swojego pokoju. Tam usiadł na szerokim parapecie, otworzył okno i począł wpatrywać się w niebo. Chłodne powietrze orzeźwiało jego ciało. Koiło. Deszcz odgrywał piękną pieśń, bębniąc raz po raz to w dach, to w rynnę, to w szyby, czy ulicę, a chłopak siedział, słuchał i podziwiał. Nie był senny. Nie dzisiaj.
                Trans, w który wpadł, został gwałtownie przerwany przez walenie w drzwi prowadzące do jego pokoju. Obrócił się w ich stronę w momencie, gdy jakaś postać wkroczyła do środka, nie czekając nawet na zaproszenie. Starszy od niego o, z tego co wiedział, cztery lata mężczyzna podszedł do niego, by następnie wyciągnąć przed siebie rękę z wielką kopertą.
                - Jak jeszcze raz, cholera, będę musiał ci to doręczać, to przysięgam, że sam cię za to zabiję! – Krzyknął zarazem na przywitanie jak i pożegnanie jeden ze współlokatorów, po czym, szybkim krokiem, opuścił pokój.
                Chłopak spojrzał na wciśniętą mu w ręce kopertę. Odpieczętował i zajrzał do środka. Kolejne błyskawice rozświetliły zdjęcie jego nowego celu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz