środa, 5 września 2012

V "Chwila" - rozdział 4 "Powrót"

Kolejne dwa tygodnie okazały się istnym koszmarem. Czworo przyjaciół snuło się ciągle bez życia. Wyglądali strasznie. Brakowało w nich iskry radości, tego jak zawsze wesoło rozmawiali, jak wspólnie się śmiali. Nie potrafili jednak wykrzesać z siebie dobrych myśli.
Do południa przesiadywali na uczelni, nie uważając na wykładach. Nie mogli się skupić. Wpatrując się tępo w wykładowców udawali, że ich to interesuje, gdyby jednak ktoś spytał, o czym były dane zajęcia, spojrzeliby na niego bez wyrazu, odwrócili się na pięcie i odeszli, nie powiedziawszy ani słowa.
Po zajęciach wracali do domów. Udawali, że wszystko w porządku, choć wcale tak nie było. Podczas rozmów zastanawiali się, czy po tym incydencie cokolwiek się zmieni. Nie zastanawiali się już, dlaczego tak się stało. Stało się i już. Uznali, że kiedy chłopak wyjdzie ze szpitala sami go o to zapytają.
Wyjątkiem był Itachi. Drażnił go fakt, że tak to się potoczyło. Był sfrustrowany tym, że przyjaciel nic nie powiedział tamtego wieczoru. Nie rozumiał, choć bardzo się starał.

*** *** ***

Kiedy po wyznaczonym przez lekarza terminie Deidara nie pojawił się na zajęciach, jego przyjaciele byli nieco zdziwieni. Choć wiedzieli, że musi dojść do siebie po tym wszystkim, spodziewali się, że już tego dnia uda im się z nim zobaczyć i porozmawiać. Wspólnie uzgodnili, że dadzą mu kilka dni na powrót do życia.
Był to ciężki kęs do przełknięcia. Żadne z nich nie chciało się przyznać, ale zżerała ich ciekawość, by nie zadzwonić lub nie przyjść do niego do domu i prosto z mostu spytać, dlaczego tamtej nocy doprowadził się do takiego stanu.
A jednak tego dnia byli w o wiele lepszych nastrojach niż ostatnio. Wiedzieli, że dzisiaj chłopak miał zostać wypuszczony, że w ciągu najbliższych dni znów go ujrzą i będą mogli powrócić do ciągłego przedrzeźniania siebie nawzajem, do kłótni o film, jaki danego wieczora mają obejrzeć, czy też do stałych tematów rozmów, jakie prowadzili dzień w dzień.
Co ważniejsze – wreszcie będą mogli przestać się o niego zamartwiać tak, jak w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
W drodze powrotnej Itachi rozmyślał, o tym, jak powinien się zachować, kiedy znów spotka się z przyjacielem. Miał do niego żal o to, co się stało. Nie dlatego, że zrobił, co zrobił, ale dlatego, że złamał obietnicę. Po raz kolejny…
Nie cierpiał tego. Nienawidził. Kiedy on coś obiecywał, dotrzymywał słowa. Każdy, kto go znał, doskonale o tym wiedział. Uchiha nie należał do osób rzucających słowa na wiatr, dlatego sam gardził takimi ludźmi. Dlatego sam wymagał od innych tego samego. Bo niby po co coś obiecywać, jeśli nie ma się zamiaru dotrzymać obietnicy?
Zastanawiał się, co powie Deidarze, kiedy znów się z nim zobaczy. Jakie będzie mieć nastawienie? Będzie miły? Spokojny? A może zachowa się całkiem inaczej? Sam nie był pewien. Co innego mówić, co naszym zdaniem zrobimy w danej sytuacji, a co innego, kiedy właśnie się w takowej znajdujemy…
Przypomniał sobie nagle dawno zasłyszaną sentencję: „Wszystko jest względne.” Musiał przyznać, że jest to prawdą.
Jego przemyślenia zostały przerwane, kiedy wchodząc do mieszkania usłyszał żywą rozmowę. Zauważył, że kilka osób siedzi w kuchni, jednak przez zamknięte drzwi nie potrafił stwierdzić, o czym mówią. Jedynie wielka, ozdobna szyba w drewnie zdradzała, iż w pomieszczeniu siedzą trzy osoby. W myślach zaklął. Nienawidził tego, jak są one zrobione. Dlaczego nie może to być czyste, zwykłe szkło, jak w oknach? Przez to nigdy nie można dokładnie stwierdzić, co się za nimi znajduje.
Zastanowił się chwilę. Westchnął, uznając, że jednak czasami się to przydaje… Czasami!
Ruszył do kuchni i otworzył drzwi, uśmiechając się wesoło.
-  … dlatego… - jeden z rozmówców przerwał w pół słowa, kiedy Itachi wszedł do środka.
Cała trójka zwróciła na niego swój wzrok. Jakież było zdziwienie Uchiha, kiedy zrozumiał, że jednym z obecnych był Deidara. Nie spodziewał się go tu.
Przy stole siedzieli z nim Naruto oraz Sasuke. Starszy z braci pojął w lot, że przerwał im dość ważną rozmowę.
Dei szybko odwrócił od niego wzrok, wlepiając oczy w kubek z kawą. Siedział tyłem do Itachiego i tylko dlatego tamten nie mógł zobaczyć, jak bardzo speszony jest w tej chwili. Pozostała dwójka także postanowiła nie komentować tego, o czym właśnie opowiadał im starszy chłopak.
Współczuli mu.
- Przeszkadzam? – Spytał Itachi, widząc, jak przyjaciel obraca się do niego tyłem, nie chcąc nawet na niego spojrzeć. Czyżby się bał?
- Nie, skąd – zironizował szybko Sasuke. – Tylko przerwałeś nam osobistą rozmowę – dodał, uśmiechając się ironicznie. Zdawał sobie sprawę, jak ciężko musi być Deiowi. W końcu nie tak dawno sam przechodził to samo wraz z Naruto.
- Jeśli przyszedłeś ze mną pogadać, to zapraszam do siebie – rzucił, wpatrując się plecy odwróconej tyłem osoby.
Pokręcił głową, uznając, że poczeka na niego w swym osobistym sanktuarium. Wychodząc, zauważył jedynie przebiegły uśmiech, wymalowany na twarzy młodszego brata. Zastanawiając się, co to właściwie miało znaczyć, zamknął za sobą drzwi pokoju i legł w fotelu, rzuciwszy notatki z dzisiejszego dnia na stolik.
Nie musiał długo czekać. Po niespełna minucie usłyszał pukanie, więc rzucił ciche „wejdź”. Przyglądał się chłopakowi, który jakby zlękniony wsunął się do środka i nie widząc, co ze sobą począć stał tak ze spuszczoną głową.
- Możesz usiąść – oznajmił, unosząc ze zdziwienia brew. – Coś się stało? – Dodał, widząc, że przyjaciel się nie porusza.
- Ja… - Zawahał się. – Chciałem podziękować. – Nie mógł zauważyć marszczących się brwi Itachiego. – Gdyby nie ty…
- Piłbyś teraz herbatę z załogą Titanica – mruknął obojętnie Uchiha.
Doskonale zdawał sobie sprawę, co by się stało, gdyby nie zauważył zniknięcia Deidary. Czy ten idiota sądzi, że nie był tego świadom? Tylko głupi by o tym nie wiedział!
Był wściekły i nie miał zamiaru tego ukrywać.
Deidara skrzywił się, słysząc jego słowa. Wyraźnie spodziewał się bardziej delikatnej rozmowy.
- Wiem, nie powinienem by…
- A no, nie powinieneś. – Warknął coraz bardziej zły. Czemu on musi mówić o rzeczach oczywistych?! – Po cholerę mówisz o rzeczach oczywistych? –Spytał rozeźlony. – Z resztą, tyle razy ci mówiłem, że masz rzucić to gówno!
- Tak, ale…
- Nie ma żadnego „ale”! – Wrzasnął Uchiha, gwałtownie wstając z fotela. Patrzył z wściekłością na przyjaciela. Ogarnęła go furia. – Nie obchodzi mnie, jaki miałeś powód! Mam to gdzieś, rozumiesz?! – Wrzeszczał, a chłopak coraz bardziej kulił się w sobie. – To cię nie usprawiedliwia!
Z jego gardła wydobył się ryk bezsilności.
- Skoro miałeś problemy, mogłeś o nich z nami pogadać, a nie iść i ćpać jak ostatni palant. – Dodał już spokojniej, patrząc na gościa niechętnie.
- Wiem – pisnął skruszony. Nic innego nie potrafił z siebie wydusić.
- Wiem, że wiesz – westchnął Itachi.
Podszedł do niego i przytulił, głaszcząc po głowie. Dlaczego tak postąpił? Sam nie wiedział. Ale wiedział, że za bardzo teraz wyżył się na przyjacielu. Chciał to naprawić.
Deidara spłoną rumieńcem na ten gest. Stał, sztywny jak struna, nie potrafiąc się ruszyć.
- Dei – szepnął cicho.
- Tak?
- Jeśli jeszcze raz to zrobisz – rzekł, odsuwając się od niego. – Nigdy więcej się do ciebie nie odezwę – oznajmił chłodno. Zimny wzrok utkwił w przerażonych oczach rozmówcy.
- Tym się nie musisz martwić, hm – mruknął, wymuszając sztuczny uśmiech na twarz. – Nie wybieram się na ponowne wakacje na detoxie – dodał wymijająco.
- Oby…

5 komentarzy:

  1. To opowiadanie ma w sobie coś co przyciąga :) Szczerze ci powiem że nigdy nie przepadałam za historiami w których głównymi bohaterami są postacie z Naruto, jednak ta zwróciła moją uwagę:) Twojego bloga znalazłam dopiero dzisiaj i to na onecie, którego szczerze nienawidzę... Fajnie że postanowiłaś się przenieść :) Pozwolisz że dodam twojego bloga do ulubionych??
    Zastanawia mnie jak rozwiniesz sytuację jaka zaistniała pomiędzy Itachi'm i Dei'm... Ale cierpliwie poczekam na ciąg dalszy;)

    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pochwałę i zwrócenie na mnie uwagi :)
      Postaram się nie zawieść Twoich oczekiwań i kłaniam się nisko za komentarz i dodatnie bloga do obserwowanych *ukłon*.
      Tak, onet to chała i wszyscy z niego emigrują. No cóż - jest, jak jest.

      Dziękuję za pozdrowienia i wzajemnie ;)

      Usuń
  2. Opowiadanie znakomite jak zawsze ;3 uwielbiam czytać Twojego bloga :) i nie ukrywam, że chociaż "Chwila" jest świetna, to ciekawi mnie kiedy napiszesz coś do "Zemsta Deidary" ;D
    Pozdrawiam i czekam na kolejna notkę ;3

    Miyako:3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogłaszam wszem i wobec, że się obrażam...i to tak śmiertelnie. Obiecanej notki nie ma nadal, a mój wyjazd się zbliża. Nie dałaś mi żadnego pocieszenia na roczną rozłąkę!!!! Ty niedobra!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. eh, znowu nic nie ma. ;( Wiem, że takei komentarze niekiedy wkurzają, ale potrzebuję mojej nikotyny xD

    Asians Time <3

    OdpowiedzUsuń