wtorek, 4 września 2012

VII "School Years" - rozdział 2 "Conversations"

                - … więc wyszedłem, hm. No mówię ci, myślałem, że… - Deidara spojrzał na siedzącego obok niego kolegę. Właśnie przebywali w jadalni, spożywając obiad. Dodatkowo czekali na bruneta, który spóźniał się z niewiadomych przyczyn. – Słuchasz mnie w ogóle, Sasori, hm?
                - Nie – brzmiała krótka odpowiedź.
                Rudzielec ze znudzeniem grzebał w swoim obiedzie. Zajęty swoimi myślami, słuchał przyjaciela, tylko z pozoru, jedynie pobieżnie. Doskonale przyswoił każde słowo. Ach, ta cudowna podzielność uwagi! Ale po co wspominać o tym blondynowi? Niech się trochę podenerwuje! Nic mu się od tego nie stanie, a rudy będzie miał trochę zabawy.
                Od zawsze lubił prowokować przyjaciela, a znali się już dość długo. Sasori pamiętał tamten dzień, jakby to było wczoraj. Rodzice zmusili go do wyjścia z nimi do „starych znajomych” matki młodego Akasuny. A właściwie do jej przyjaciółki z czasów licealnych. Chłopak miał wtedy sześć lat. Pamiętał, gdyż było to w październiku, zaraz po jego pierwszym w życiu, rozpoczęciu roku szkolnego.
                Kiedy, wraz z rodzicami, wszedł do domku, w którym mieszkali państwo Nendo, po przywitaniu się z gospodarzami, dokładnym obejrzeniu go przez niewysoką blondynkę, wytarganiu jego policzka oraz wychwaleniu jego osoby i wyglądu, skierowano go do pokoju ich dziecka. Wchodząc do środka, skrzywił się, widząc przed sobą małą, siedzącą na miękkim dywanie, postać.
                Sam pokój był wymalowany błękitną farbą. Na każdej możliwej wolnej przestrzeni widać było pluszaki wszelkiej maści. Prócz nich, znajdowało się tutaj wiele książek, ułożonych jedna przy drugiej, na trzech pułkach, wiszących na ścianie. Łóżko, postawione pod oknem, było pościelone. Leżał na nim puchowy koc z wizerunkiem kociaka. Rudowłosy uśmiechnął się, widząc to – lubił koty. Po prawej stronie łóżka, przy kolejnej ścianie, znajdował się mały stolik z trzema, równie małymi, krzesełkami. Jak widać – przeznaczony dla „maleństwa” państwa Nendo.
                Po pobieżnym zbadaniu zawartości pokoju, Sasori spojrzał na siedzące, tyłem do niego dziecko. Dopiero, kiedy zamknął drzwi, maluch się odwrócił. Duże, błękitne oczy przyglądały się ze zdziwieniem gościowi. Długie, blond włosy, spięte w koński ogon, opadały swobodnie na lewe ramię.
                Młody Akasuna skrzywił się jeszcze bardziej. Dlaczego jego rodzice każą bawić mu się z dziewczyną? Za jakie grzechy? Przecież był grzeczny! No i zawsze im powtarzał, że nie lubi się bawić z dziewczynkami. I co? I oto siedzi przed nim, młodsza od niego o rok, o ile dobrze go poinformowano, blondynka, bawiąca się plasteliną na środku puchowego dywanu!
                Dziecko uśmiechnęło się szeroko, wstając i wycierając ręce w spodenki, które miało na sobie. Szybciutko podeszło do gościa, szczerząc wesoło ząbki. Przyjrzało się rudowłosemu, po czym rzekło z entuzjazmem.
                - Cześć! Jestem Deidara, a ty, hm?
                Oczy dziecka powiększyły się jeszcze bardziej, kiedy czekało na odpowiedź. Sasori przez chwili zastanawiał się, czy mogłyby dokonać tego w jeszcze większym stopniu, choć stan, w jakim już się znajdowały, zdawał się być niemożliwym. Na pytanie blond osóbki prychnął tylko, założył ręce na piersi, patrząc z góry na blondynkę.
                - Nie rozmawiam z dziewczynkami – odparł zimno.
                Dziecko państwa Nando zmarszczyło brwi, naburmuszywszy się. Rudzielec patrzył na to ze skrywaną satysfakcją.
                - Ale ja jestem chłopcem, hm – odpowiedziało ze złością dziecko.
                - Przecież widzę, że nie – sprzeczał się Sasori.
                - A właśnie, że jestem – krzyknął Deidara. – I ci pokarzę!
                Nie czekając na nic innego, rozpiął spodenki i spuścił je, razem z bielizną, w dół.
                - I co? – Spytał ze złością blondynek. – Mówiłem, że jestem chłopczykiem!
                W tym momencie drzwi się otworzyły. Klamkę trzymała matka blondyna, kończąc zdanie.
                - … i jest niebywale grzeczny. – Mówiąc to, spojrzała na swego synka, który nadal stał pół nagi, prawie przy samym wejściu, demonstrując Sasoriemu, iż „jest chłopcem”.
                Kobieta najpierw wybałuszyła oczy, następnie pobladła, by ostatecznie spojrzeć z przerażeniem na męża. Ten, podobnie jak pan Akasuna, właśnie dusił się ze śmiechu. Matka Sasoriego też chichotała. Blondynka nie mogła uwierzyć, że tylko ona reaguje „poważnie”, na ten wybryk.
                Sasori patrzył to na rodziców swoich, to na rodziców Deidary, to na samego Deia z czystym znudzeniem. Cała scena nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
                - Deidara! Zakładaj spodnie! – Wrzasnęła matka blondyna.
                Rudzielec zachichotał.
                - Co cię tak bawi? – Obaj, zarówno on, jak i siedzący obok niego artysta, podnieśli głowy, by ujrzeć, wreszcie przybyłego bruneta. Madara usiadł naprzeciw nich z własnym „obiadkiem”, uśmiechając się wesoło.
                - Wspomnienia – odpowiedział rudy.
                - Jakie, hm? – Zaciekawił się blondyn.
                - Ot choćby, nasze pierwsze spotkanie, dziewczynko – zachichotał, wystawiwszy język.
                Deidara zaczerwienił się jak burak, na jego twarz przybyło najpierw urażenie, a chwilę później gniew. Ile razy będzie mu to jeszcze wypominane?! No ile, do jasnej cholery?! Przecież to było tak dawno! Teraz już są dorośli!
                - Miałem wtedy pięć lat, do ciężkiej cholery! Przestań mi to wreszcie wypominać!
                - Co wypominać? – Spytał drugi blondyn, z krótkimi, rozmierzwionymi włosami, podchodząc wraz z kolejnym brunetem do stolika, przy którym siedziało troje przyjaciół. Zasiedli obok Madary, uśmiechając się przyjaźnie.
                - Hej kuzynku – zapiał Madara, szczerząc się do Sasuke, a następnie ściskając sobie rękę z Naruto, który z zapałem obserwował Sasoriego i Deia, chcąc poznać odpowiedź na swe, jakże ważne, pytanie.
                -To jak Dei, poka… - rudy nie zdążył skończyć zdania. Dłoń blondyna brutalnie mu to uniemożliwiła, zatykając usta. Sam chłopak pochylił się nad najlepszym przyjacielem, warcząc mu do ucha.
                - Jak komukolwiek o tym powiesz, przysięgam, że pójdę się płaszczyć przed Peinem, by kazał Hidanowi cię zgwałcić. … AUA!
                Szybko zabrał bolącą dłoń. Zirytowany Akasuna ugryzł go boleśnie. Teraz patrzył na reakcję towarzysza z ironicznym uśmieszkiem.
                - Więc? – Ponaglał Uzumaki.
                - Nieważne – bąknął długowłosy blondynek, gromiąc spojrzeniem szóstoklasistę i rozsmarowując sobie pulsującą pod bólu dłoń.
                - Lej na nich – zwrócił się do Naruto kuzyn Sasuke. – A teraz słuchajcie wszyscy…- Począł mówić do obecnych przy stole. Ściszył głos, by nie usłyszał to przypadkowy przechodzień. Co jak co, ale takie rozmowy lepiej zachować dla siebie i ujawniać tylko najbardziej zaufanym. A zebranym przy stoliku ufał wyjątkowo. – Co byście powiedzieli, byśmy wieczorem wspólnie pożegnali wakacje?– Spytał półszeptem, uśmiechnąwszy się przebiegle.
                - Jak? – Zapytał wprost młodszy Uchiha.
                - Procentami w niedalekim pubie – zaproponował Madara.
                - Nie można – wtrącił szybko Sasori, nim ktokolwiek coś więcej zawyrokował.
                - Zgadzam się – dodał bez przekonania Deidara. – Jak się kapną, wylecimy…
                - To możemy przecież powiedzieć, że byliśmy w pokojach… Kto nam udowodni, że było inaczej?
                - Hidan i Itachi powiedzą, że mnie i Sasa nie było w pokoju – mruknął blondyn. – Tego mogę być pewien w stu procentach.
                - To możemy powiedzieć, że wszyscy byliśmy w moim pokoju – kontynuował brunet. – Nikt tam zajrzeć nie może. – Uśmiechnął się pogodnie. – A Sai, nawet jakby wrócił w środku nocy, też nie będzie miał przecież nic przeciwko… - Dodał naprędce. W końcu malarz też należy do ich kółeczka wzajemnej adoracji…
                - Nie jestem przekonany – zaczął Dei, marszcząc czoło.
                - Ja się zgadzam – odparł Naruto entuzjastycznie, ignorując wypowiedź drugiego blondyna.
                - Też popieram pomysł – przytaknął Sasuke z namysłem. – O ile zrobimy, jak mówisz…
                - Ale… - Starał się wtrącić rzeźbiarz. Na daremnie.
                - Idziemy – zarządził Sasori, przerywając przyjacielowi i posyłając mu spojrzenie z serii „jak się jeszcze raz odezwiesz, pożałujesz”. Chłopak westchnął ze zrezygnowaniem, skinąwszy głową, dając do zrozumienia, iż skoro jest w mniejszości, zrobi, co mu każą.
                - A co z Saiem? – Spytał nagle młodszy Uchiha.
                - Nie wiem – odparł Madara. – Jeszcze nie przyjechał… Pewnie wakacje z rodzicami sobie przedłużył – zaśmiał się wesoło. Pozostali chyba stwierdzili, że tak jest w istocie, gdyż pokiwali porozumiewawczo głowami.
                Dalsza rozmowa zeszła na wesołe dogadywanie sobie wzajemnie, rzucanie morderczych spojrzeń grupie siedzącej na drugim końcu jadalni, wtrącaniu nieprzyjemnych uwag na temat owej grupy oraz marudzeniu na pierwsze lekcje, jakie ich czekają następnego dnia. Prawda jest taka, że raczej nikt nie lubi wracać do szkoły. Zwłaszcza, kiedy czekają na ciebie podli nauczyciele, gotowi dać ci jedynkę za każdy głupszy wybryk.
               
                Tymczasem przy stoliku na drugim końcu jadalni, w podobny sposób, rozmawiała nieco większa grupa. Przed chwilą każde z nich opowiadało, jak spędzali własne wakacje. Każdy w innym miejscu, każdy w inny sposób, tylko dla siebie wybrany. Tak jak lubili, lub tak, jak byli zmuszeni przez rodzinę.
                - Współczuję ci, Uchiha – odezwał się pofarbowany na biało młodzieniec. Z kpiną wypisaną na twarzy, patrzył na spokojnego bruneta, siedzącego tuż po jego prawicy. Młody mężczyzna spokojnie konsumował obiad, starając się ignorować towarzysza. – Spędzać wakacje z tymi debilami… - Wskazał na stolik, przy którym siedziała para brunetów, para blondynów oraz jeden rudzielec. – To musiała być draka!
                - Nie było tak źle – odpowiedział cicho Itachi.
                - Mieć tak zjebaną rodzinę… Nie no… Przesrane!
                - Mówiłam ci, byś nie przeklinał, kiedy siedzę z wami – warknęła jedyna, przebywająca z nimi, dziewczyna. Odgarnęła z twarzy kilka niebieskich kosmyków, po czym obrzuciła Hidana spojrzeniem, jakim patrzy się na robaki.
                - Tak, tak… Sorry… Ale kurwa! Mieć takich debili za brata i kuzyna, to…
                - HIDAN! – Wydarła się na cały głos dziewczyna.
                Osoby przy pobliskich stolikach spojrzeli na nich niepewnie.
                - Nosz… - Widząc jej morderczy wzrok, zamilkł, nie chcąc znów słyszeć jej wybuchu gniewu.
                - Nie przejmuj się nim, Kwiatuszku – zaśmiał się przefarbowany na zielono chłopak. Wraz z szatynem imieniem Kakuzu, byli w tym zgromadzeniu, najstarsi. Wiedział, jak nieokiełznana potrafi być jego dziewczyna. Właśnie dlatego z nią był. Była tak nieprzewidywalna i tak pełna wszelkich pomysłów, iż nie raz potrafiła zaskoczyć. Nie mówiąc już o tym, iż potrafiła zachować więcej klasy od niejednej, starszej od siebie, osoby.
                Tak, Konan, w grupie zwana pieszczotliwie „Kwiatuszkiem”, była pełną dumy dziewiętnastoletnią kobietą. Nie pozwalała sobą pomiatać, nie dawała sobie dmuchać w kaszę i zawsze była gotowa do wszelkich konfrontacji. Dodatkowo – jeśli ktokolwiek śmiałby ją tknąć wbrew jej woli – momentalnie pojawiał się przy niej jej chłopak.
                - Mówiłam, byś mnie tak nie nazywał przy ludziach – prychnęła gniewnie.
                - A my możemy, Kwiatuszku? – Spytał rudowłosy dwudziestolatek, będący przywódcą tegoż ugrupowania, otaczając ją, w tali, ramieniem.
                - Nie, panie „mam-kolczyki-wszędzie-nawet-na-dupie” – prychnęła gniewnie.
                Pozostali, nawet sam obrażony przez nią chłopak, ryknęli śmiechem. Uwielbiali ją prowokować. A kiedy wypowiadała swe, jakże odkrywcze epitety, zawsze pasujące do obrażanej przez nią osoby, była, według nich, urocza. Należało przyznać, że dziewczyna miała pomysły na owe słowa. Nie przeklinała, ale trafiała w sedno sprawy…
                - No wiesz? – Udał urażonego Nagato. – Nie mam, jeszcze, kolczyków na dupie…
                - Właśnie, Pein – zaśmiał się Hidan, zwracając się do ich przywódcy po pseudonimie. – JESZCZE! Można to łatwo zmienić – dodał, z ironicznym uśmieszkiem.
                - Mam lepszy pomysł – odpowiedział Pein, uśmiechnąwszy się w takiż sam sposób. – Zróbmy piercing, na dupie, tobie! – Wyszczerzył zęby, chichocząc złośliwie, co podłapała reszta grupy.
                Gotowi byli zrobić mu piercing, w miejscu, gdzie słońce nie dochodzi, chociażby w tej chwili.
                Itachi westchnął niezauważalnie, przysłuchując się tej, jakże interesującej, wymianie zdań. Pamiętał, jak przyłączył się do nich. Wprowadził go w to Hidan, będący z nim w jednej klasie w liceum. W podstawówce jeszcze się nie znali. Byli w różnych klasach i nawet nie wiedzieli o swym wzajemnym istnieniu. Natomiast Jashin już wówczas znał zarówno Peina, jak i Konan. Tamta dwójka znała się od dziecka, a Jashin poznał dziewczynę w podstawówce. W tamtych latach dane i mbyło znaleźć się w tej samej klasie.
                Hidan, zainteresowany zimnym zachowaniem bruneta, w stosunku do wszystkiego, co się rusza, postanowił się z nim zaznajomić. Kolejnym krokiem było przedstawienie Uchihy Peinowi i, już wtedy, stworzonej grupie. Chłopak przypadł do gustu pozostałym. Zaczął spędzać z nimi coraz więcej czasu i tak to się zaczęło ciągnąć.
                Początkowo miał też zwyczajne kontakty z Sasorim. Aż do felernego dnia, kiedy jego „przyjaciele” zaczęli temat Deidary. Nadal pamiętał słowa Hidana, w których tamten stwierdził, iż blondyn byłby znacznie lepszą dziewczyną, niż chłopakiem. Pozostali podłapali to szybko i tak się zaczęło. Obrażanie Deia, w którego bronie za każdym razem stawał, wiernie, Sasori, sprawiło, że do rudego także owo zgromadzenie poczęło pałać niechęcią. Tak samo do Madary, kiedy dowiedzieli się o jego przyjaźni z blondynem.
                Itachi słuchał tego, z początku z przymrużeniem oka. Jednak i jego poczęto ciągnąć za język. Nie chcąc stracić towarzystwa, w jakim się dotąd obracał, z oporem począł przyznawać im rację, oddalając się, tym samym, od swego kuzyna, a z czasem i od młodszego brata…
                Ostatecznie nie pozostało mu nic, jak tylko trwać przy tych, którzy go zaakceptowali i przyjęli w swe szeregi, gdy jeszcze był w pierwszej klasie.
                Ignorując śmiechy towarzyszy, spojrzał tęsknie w stronę braciszka i jego przyjaciół. Tak… Sasuke mógł, w przeciwieństwie do Itachiego, nazwać osoby, z którymi spędzał każdą wolną chwilę, „przyjaciółmi”. Bo oni pomogliby mu w każdej sytuacji… Nie tak, jak Pein i jego banda…
                Westchnął ciężko.
                - Dziękuję – mruknął, wstając od stołu z pustym talerzem, z zamiarem odniesienia go do odpowiedniego okienka. Nie zwrócono na niego żadnej uwagi.
                Spokojnie, nie spiesząc się donikąd, wykonał zamierzoną przez siebie czynność, kolejny raz, jak od kilku miesięcy, zastanawiając się, czy gdyby wybrał w pierwszej klasie znajomość z Sasorim, siedziałby wówczas przy tamtym, oddalonym od innych, stoliku, chichocząc beztrosko z bratem, kuzynem i ich przyjaciółmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz