-
… więc wyszedłem, hm. No mówię ci, myślałem, że… - Deidara spojrzał na
siedzącego obok niego kolegę. Właśnie przebywali w jadalni, spożywając
obiad. Dodatkowo czekali na bruneta, który spóźniał się z niewiadomych
przyczyn. – Słuchasz mnie w ogóle, Sasori, hm?
- Nie – brzmiała krótka odpowiedź.
Rudzielec
ze znudzeniem grzebał w swoim obiedzie. Zajęty swoimi myślami, słuchał
przyjaciela, tylko z pozoru, jedynie pobieżnie. Doskonale przyswoił
każde słowo. Ach, ta cudowna podzielność uwagi! Ale po co wspominać o
tym blondynowi? Niech się trochę podenerwuje! Nic mu się od tego nie
stanie, a rudy będzie miał trochę zabawy.
Od
zawsze lubił prowokować przyjaciela, a znali się już dość długo. Sasori
pamiętał tamten dzień, jakby to było wczoraj. Rodzice zmusili go do
wyjścia z nimi do „starych znajomych” matki młodego Akasuny. A właściwie
do jej przyjaciółki z czasów licealnych. Chłopak miał wtedy sześć lat.
Pamiętał, gdyż było to w październiku, zaraz po jego pierwszym w życiu,
rozpoczęciu roku szkolnego.
Kiedy,
wraz z rodzicami, wszedł do domku, w którym mieszkali państwo Nendo, po
przywitaniu się z gospodarzami, dokładnym obejrzeniu go przez niewysoką
blondynkę, wytarganiu jego policzka oraz wychwaleniu jego osoby i
wyglądu, skierowano go do pokoju ich dziecka. Wchodząc do środka,
skrzywił się, widząc przed sobą małą, siedzącą na miękkim dywanie,
postać.
Sam
pokój był wymalowany błękitną farbą. Na każdej możliwej wolnej
przestrzeni widać było pluszaki wszelkiej maści. Prócz nich, znajdowało
się tutaj wiele książek, ułożonych jedna przy drugiej, na trzech
pułkach, wiszących na ścianie. Łóżko, postawione pod oknem, było
pościelone. Leżał na nim puchowy koc z wizerunkiem kociaka. Rudowłosy
uśmiechnął się, widząc to – lubił koty. Po prawej stronie łóżka, przy
kolejnej ścianie, znajdował się mały stolik z trzema, równie małymi,
krzesełkami. Jak widać – przeznaczony dla „maleństwa” państwa Nendo.
Po
pobieżnym zbadaniu zawartości pokoju, Sasori spojrzał na siedzące,
tyłem do niego dziecko. Dopiero, kiedy zamknął drzwi, maluch się
odwrócił. Duże, błękitne oczy przyglądały się ze zdziwieniem gościowi.
Długie, blond włosy, spięte w koński ogon, opadały swobodnie na lewe
ramię.
Młody
Akasuna skrzywił się jeszcze bardziej. Dlaczego jego rodzice każą bawić
mu się z dziewczyną? Za jakie grzechy? Przecież był grzeczny! No i
zawsze im powtarzał, że nie lubi się bawić z dziewczynkami. I co? I oto
siedzi przed nim, młodsza od niego o rok, o ile dobrze go poinformowano,
blondynka, bawiąca się plasteliną na środku puchowego dywanu!
Dziecko
uśmiechnęło się szeroko, wstając i wycierając ręce w spodenki, które
miało na sobie. Szybciutko podeszło do gościa, szczerząc wesoło ząbki.
Przyjrzało się rudowłosemu, po czym rzekło z entuzjazmem.
- Cześć! Jestem Deidara, a ty, hm?
Oczy
dziecka powiększyły się jeszcze bardziej, kiedy czekało na odpowiedź.
Sasori przez chwili zastanawiał się, czy mogłyby dokonać tego w jeszcze
większym stopniu, choć stan, w jakim już się znajdowały, zdawał się być
niemożliwym. Na pytanie blond osóbki prychnął tylko, założył ręce na
piersi, patrząc z góry na blondynkę.
- Nie rozmawiam z dziewczynkami – odparł zimno.
Dziecko państwa Nando zmarszczyło brwi, naburmuszywszy się. Rudzielec patrzył na to ze skrywaną satysfakcją.
- Ale ja jestem chłopcem, hm – odpowiedziało ze złością dziecko.
- Przecież widzę, że nie – sprzeczał się Sasori.
- A właśnie, że jestem – krzyknął Deidara. – I ci pokarzę!
Nie czekając na nic innego, rozpiął spodenki i spuścił je, razem z bielizną, w dół.
- I co? – Spytał ze złością blondynek. – Mówiłem, że jestem chłopczykiem!
W tym momencie drzwi się otworzyły. Klamkę trzymała matka blondyna, kończąc zdanie.
-
… i jest niebywale grzeczny. – Mówiąc to, spojrzała na swego synka,
który nadal stał pół nagi, prawie przy samym wejściu, demonstrując
Sasoriemu, iż „jest chłopcem”.
Kobieta
najpierw wybałuszyła oczy, następnie pobladła, by ostatecznie spojrzeć z
przerażeniem na męża. Ten, podobnie jak pan Akasuna, właśnie dusił się
ze śmiechu. Matka Sasoriego też chichotała. Blondynka nie mogła
uwierzyć, że tylko ona reaguje „poważnie”, na ten wybryk.
Sasori
patrzył to na rodziców swoich, to na rodziców Deidary, to na samego
Deia z czystym znudzeniem. Cała scena nie zrobiła na nim żadnego
wrażenia.
- Deidara! Zakładaj spodnie! – Wrzasnęła matka blondyna.
Rudzielec zachichotał.
-
Co cię tak bawi? – Obaj, zarówno on, jak i siedzący obok niego artysta,
podnieśli głowy, by ujrzeć, wreszcie przybyłego bruneta. Madara usiadł
naprzeciw nich z własnym „obiadkiem”, uśmiechając się wesoło.
- Wspomnienia – odpowiedział rudy.
- Jakie, hm? – Zaciekawił się blondyn.
- Ot choćby, nasze pierwsze spotkanie, dziewczynko – zachichotał, wystawiwszy język.
Deidara
zaczerwienił się jak burak, na jego twarz przybyło najpierw urażenie, a
chwilę później gniew. Ile razy będzie mu to jeszcze wypominane?! No
ile, do jasnej cholery?! Przecież to było tak dawno! Teraz już są
dorośli!
- Miałem wtedy pięć lat, do ciężkiej cholery! Przestań mi to wreszcie wypominać!
-
Co wypominać? – Spytał drugi blondyn, z krótkimi, rozmierzwionymi
włosami, podchodząc wraz z kolejnym brunetem do stolika, przy którym
siedziało troje przyjaciół. Zasiedli obok Madary, uśmiechając się
przyjaźnie.
-
Hej kuzynku – zapiał Madara, szczerząc się do Sasuke, a następnie
ściskając sobie rękę z Naruto, który z zapałem obserwował Sasoriego i
Deia, chcąc poznać odpowiedź na swe, jakże ważne, pytanie.
-To
jak Dei, poka… - rudy nie zdążył skończyć zdania. Dłoń blondyna
brutalnie mu to uniemożliwiła, zatykając usta. Sam chłopak pochylił się
nad najlepszym przyjacielem, warcząc mu do ucha.
- Jak komukolwiek o tym powiesz, przysięgam, że pójdę się płaszczyć przed Peinem, by kazał Hidanowi cię zgwałcić. … AUA!
Szybko zabrał bolącą dłoń. Zirytowany Akasuna ugryzł go boleśnie. Teraz patrzył na reakcję towarzysza z ironicznym uśmieszkiem.
- Więc? – Ponaglał Uzumaki.
- Nieważne – bąknął długowłosy blondynek, gromiąc spojrzeniem szóstoklasistę i rozsmarowując sobie pulsującą pod bólu dłoń.
-
Lej na nich – zwrócił się do Naruto kuzyn Sasuke. – A teraz słuchajcie
wszyscy…- Począł mówić do obecnych przy stole. Ściszył głos, by nie
usłyszał to przypadkowy przechodzień. Co jak co, ale takie rozmowy
lepiej zachować dla siebie i ujawniać tylko najbardziej zaufanym. A
zebranym przy stoliku ufał wyjątkowo. – Co byście powiedzieli, byśmy
wieczorem wspólnie pożegnali wakacje?– Spytał półszeptem, uśmiechnąwszy
się przebiegle.
- Jak? – Zapytał wprost młodszy Uchiha.
- Procentami w niedalekim pubie – zaproponował Madara.
- Nie można – wtrącił szybko Sasori, nim ktokolwiek coś więcej zawyrokował.
- Zgadzam się – dodał bez przekonania Deidara. – Jak się kapną, wylecimy…
- To możemy przecież powiedzieć, że byliśmy w pokojach… Kto nam udowodni, że było inaczej?
- Hidan i Itachi powiedzą, że mnie i Sasa nie było w pokoju – mruknął blondyn. – Tego mogę być pewien w stu procentach.
-
To możemy powiedzieć, że wszyscy byliśmy w moim pokoju – kontynuował
brunet. – Nikt tam zajrzeć nie może. – Uśmiechnął się pogodnie. – A Sai,
nawet jakby wrócił w środku nocy, też nie będzie miał przecież nic
przeciwko… - Dodał naprędce. W końcu malarz też należy do ich kółeczka
wzajemnej adoracji…
- Nie jestem przekonany – zaczął Dei, marszcząc czoło.
- Ja się zgadzam – odparł Naruto entuzjastycznie, ignorując wypowiedź drugiego blondyna.
- Też popieram pomysł – przytaknął Sasuke z namysłem. – O ile zrobimy, jak mówisz…
- Ale… - Starał się wtrącić rzeźbiarz. Na daremnie.
-
Idziemy – zarządził Sasori, przerywając przyjacielowi i posyłając mu
spojrzenie z serii „jak się jeszcze raz odezwiesz, pożałujesz”. Chłopak
westchnął ze zrezygnowaniem, skinąwszy głową, dając do zrozumienia, iż
skoro jest w mniejszości, zrobi, co mu każą.
- A co z Saiem? – Spytał nagle młodszy Uchiha.
-
Nie wiem – odparł Madara. – Jeszcze nie przyjechał… Pewnie wakacje z
rodzicami sobie przedłużył – zaśmiał się wesoło. Pozostali chyba
stwierdzili, że tak jest w istocie, gdyż pokiwali porozumiewawczo
głowami.
Dalsza
rozmowa zeszła na wesołe dogadywanie sobie wzajemnie, rzucanie
morderczych spojrzeń grupie siedzącej na drugim końcu jadalni, wtrącaniu
nieprzyjemnych uwag na temat owej grupy oraz marudzeniu na pierwsze
lekcje, jakie ich czekają następnego dnia. Prawda jest taka, że raczej
nikt nie lubi wracać do szkoły. Zwłaszcza, kiedy czekają na ciebie podli
nauczyciele, gotowi dać ci jedynkę za każdy głupszy wybryk.
Tymczasem
przy stoliku na drugim końcu jadalni, w podobny sposób, rozmawiała
nieco większa grupa. Przed chwilą każde z nich opowiadało, jak spędzali
własne wakacje. Każdy w innym miejscu, każdy w inny sposób, tylko dla
siebie wybrany. Tak jak lubili, lub tak, jak byli zmuszeni przez
rodzinę.
-
Współczuję ci, Uchiha – odezwał się pofarbowany na biało młodzieniec. Z
kpiną wypisaną na twarzy, patrzył na spokojnego bruneta, siedzącego tuż
po jego prawicy. Młody mężczyzna spokojnie konsumował obiad, starając
się ignorować towarzysza. – Spędzać wakacje z tymi debilami… - Wskazał
na stolik, przy którym siedziała para brunetów, para blondynów oraz
jeden rudzielec. – To musiała być draka!
- Nie było tak źle – odpowiedział cicho Itachi.
- Mieć tak zjebaną rodzinę… Nie no… Przesrane!
-
Mówiłam ci, byś nie przeklinał, kiedy siedzę z wami – warknęła jedyna,
przebywająca z nimi, dziewczyna. Odgarnęła z twarzy kilka niebieskich
kosmyków, po czym obrzuciła Hidana spojrzeniem, jakim patrzy się na
robaki.
- Tak, tak… Sorry… Ale kurwa! Mieć takich debili za brata i kuzyna, to…
- HIDAN! – Wydarła się na cały głos dziewczyna.
Osoby przy pobliskich stolikach spojrzeli na nich niepewnie.
- Nosz… - Widząc jej morderczy wzrok, zamilkł, nie chcąc znów słyszeć jej wybuchu gniewu.
-
Nie przejmuj się nim, Kwiatuszku – zaśmiał się przefarbowany na zielono
chłopak. Wraz z szatynem imieniem Kakuzu, byli w tym zgromadzeniu,
najstarsi. Wiedział, jak nieokiełznana potrafi być jego dziewczyna.
Właśnie dlatego z nią był. Była tak nieprzewidywalna i tak pełna
wszelkich pomysłów, iż nie raz potrafiła zaskoczyć. Nie mówiąc już o
tym, iż potrafiła zachować więcej klasy od niejednej, starszej od
siebie, osoby.
Tak,
Konan, w grupie zwana pieszczotliwie „Kwiatuszkiem”, była pełną dumy
dziewiętnastoletnią kobietą. Nie pozwalała sobą pomiatać, nie dawała
sobie dmuchać w kaszę i zawsze była gotowa do wszelkich konfrontacji.
Dodatkowo – jeśli ktokolwiek śmiałby ją tknąć wbrew jej woli –
momentalnie pojawiał się przy niej jej chłopak.
- Mówiłam, byś mnie tak nie nazywał przy ludziach – prychnęła gniewnie.
-
A my możemy, Kwiatuszku? – Spytał rudowłosy dwudziestolatek, będący
przywódcą tegoż ugrupowania, otaczając ją, w tali, ramieniem.
- Nie, panie „mam-kolczyki-wszędzie-nawet-na-dupie” – prychnęła gniewnie.
Pozostali,
nawet sam obrażony przez nią chłopak, ryknęli śmiechem. Uwielbiali ją
prowokować. A kiedy wypowiadała swe, jakże odkrywcze epitety, zawsze
pasujące do obrażanej przez nią osoby, była, według nich, urocza.
Należało przyznać, że dziewczyna miała pomysły na owe słowa. Nie
przeklinała, ale trafiała w sedno sprawy…
- No wiesz? – Udał urażonego Nagato. – Nie mam, jeszcze, kolczyków na dupie…
-
Właśnie, Pein – zaśmiał się Hidan, zwracając się do ich przywódcy po
pseudonimie. – JESZCZE! Można to łatwo zmienić – dodał, z ironicznym
uśmieszkiem.
-
Mam lepszy pomysł – odpowiedział Pein, uśmiechnąwszy się w takiż sam
sposób. – Zróbmy piercing, na dupie, tobie! – Wyszczerzył zęby,
chichocząc złośliwie, co podłapała reszta grupy.
Gotowi byli zrobić mu piercing, w miejscu, gdzie słońce nie dochodzi, chociażby w tej chwili.
Itachi
westchnął niezauważalnie, przysłuchując się tej, jakże interesującej,
wymianie zdań. Pamiętał, jak przyłączył się do nich. Wprowadził go w to
Hidan, będący z nim w jednej klasie w liceum. W podstawówce jeszcze się
nie znali. Byli w różnych klasach i nawet nie wiedzieli o swym wzajemnym
istnieniu. Natomiast Jashin już wówczas znał zarówno Peina, jak i
Konan. Tamta dwójka znała się od dziecka, a Jashin poznał dziewczynę w
podstawówce. W tamtych latach dane i mbyło znaleźć się w tej samej
klasie.
Hidan,
zainteresowany zimnym zachowaniem bruneta, w stosunku do wszystkiego,
co się rusza, postanowił się z nim zaznajomić. Kolejnym krokiem było
przedstawienie Uchihy Peinowi i, już wtedy, stworzonej grupie. Chłopak
przypadł do gustu pozostałym. Zaczął spędzać z nimi coraz więcej czasu i
tak to się zaczęło ciągnąć.
Początkowo
miał też zwyczajne kontakty z Sasorim. Aż do felernego dnia, kiedy jego
„przyjaciele” zaczęli temat Deidary. Nadal pamiętał słowa Hidana, w
których tamten stwierdził, iż blondyn byłby znacznie lepszą dziewczyną,
niż chłopakiem. Pozostali podłapali to szybko i tak się zaczęło.
Obrażanie Deia, w którego bronie za każdym razem stawał, wiernie,
Sasori, sprawiło, że do rudego także owo zgromadzenie poczęło pałać
niechęcią. Tak samo do Madary, kiedy dowiedzieli się o jego przyjaźni z
blondynem.
Itachi
słuchał tego, z początku z przymrużeniem oka. Jednak i jego poczęto
ciągnąć za język. Nie chcąc stracić towarzystwa, w jakim się dotąd
obracał, z oporem począł przyznawać im rację, oddalając się, tym samym,
od swego kuzyna, a z czasem i od młodszego brata…
Ostatecznie
nie pozostało mu nic, jak tylko trwać przy tych, którzy go
zaakceptowali i przyjęli w swe szeregi, gdy jeszcze był w pierwszej
klasie.
Ignorując
śmiechy towarzyszy, spojrzał tęsknie w stronę braciszka i jego
przyjaciół. Tak… Sasuke mógł, w przeciwieństwie do Itachiego, nazwać
osoby, z którymi spędzał każdą wolną chwilę, „przyjaciółmi”. Bo oni
pomogliby mu w każdej sytuacji… Nie tak, jak Pein i jego banda…
Westchnął ciężko.
-
Dziękuję – mruknął, wstając od stołu z pustym talerzem, z zamiarem
odniesienia go do odpowiedniego okienka. Nie zwrócono na niego żadnej
uwagi.
Spokojnie,
nie spiesząc się donikąd, wykonał zamierzoną przez siebie czynność,
kolejny raz, jak od kilku miesięcy, zastanawiając się, czy gdyby wybrał w
pierwszej klasie znajomość z Sasorim, siedziałby wówczas przy tamtym,
oddalonym od innych, stoliku, chichocząc beztrosko z bratem, kuzynem i
ich przyjaciółmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz