Ciepłe
promienie słońca leniwie wdarły się do dziecięcego pokoju. Sącząc się
pomiędzy zasłonami, poszukiwały właściciela pomieszczenia, zamierzając
go zbudzić z głębokiego snu. Na nic się to zdało. Dziecko szczelnie
okryte kołdrą, z głową pod poduszką spało w najlepszego, nie przejmując
się nieproszonym gościem, którym było natarczywe słońce.
Hałas
na korytarzu. Zamieszanie. Osoba skryta w swym wygodny łóżku nadal nie
reaguje. Śni w najlepsze, będąc w swych marzeniach, które w tej chwili
zdają się być niemal namacalne. Ach… Jakież cudowne uczucie… Jeszcze
trochę… Chwila zapomnienia, która może trwać i trwać…
-
Naid –zawołała dziewczynka wbiegając do pokoju przyjaciółki. Widząc, iż
ta nadal smacznie śpi, wesoło doskoczyła do miejsca spoczynku.
Gwałtownie szarpnęła za kołdrę, ściągając jąze skulonej osoby. Uniosła
do góry poduszkę, dotąd zakrywającą głowę dziewczynki i krzyknęła
wesoło, tym razem znacznie głośniej. – NAID!
Brunetka
otworzyła leniwie oczy. Spojrzała na ścianę, w stronę której była
odwrócona. Przez długą chwilę zastanawiała się, co ją obudziło, lecz
słysząc kolejny krzyk, oraz czując szturchnięcie w lewy bok, zrozumiała.
Ziewnęła, zamykając oczy i pragnąc ponownie zasnąć. Zwinęła się jak
mały kociak, marudząc pod nosem, że nie ma zamiaru wstawać oraz
posyłając przybyłą do wszystkich diabłów.
- Naid-chan, wstawaj – marudziła dziewczynka, stojąca przy łóżku. – Spóźnimy się, no…
- To idź – mruknęła zaspana, nie otwierając oczu.
-
Iie! – Odpowiedziała stanowczo. – Mi-chan powiedziała, że mam cię
obudzić, nawet jeśli będę musiała siłą ściągnąć cię z łóżka – oznajmiła
swoim słodkim, wesołym głosem.
Widząc,
że brunetka nie reaguje w żaden sposób, chwyciła ją mocno za rękę i
pociągnęła w swoją stronę. Zrobiła kilka kroków w tył, wciąż trzymając
drugą dziewczynkę. Huknęło.
-Ko-ru-ni
– wycedziła brunetka przez zaciśnięte zęby. Patrzyła na nią
przymrużonymi oczyma, leżąc na ziemi, na którą spadłą przed dwoma
sekundami. Powód owego wypadku w tej chwili prezentował swoje zęby w
wesołym uśmiechu.
Koruni
Hokuri, dziewczynka o ognistym odcieniu długich włosów była zawsze
wesoła i uśmiechnięta. Naid, jak sięgała pamięcią widziała ją może
dwa-trzy razy bez tego naiwnego, radosnego wyrazu na licu. Wówczas
płakała z powodu wyrządzonych jej, lub jej znajomym krzywd, co naprawdę
rzadko się zdarzało. Dlaczego? Ponieważ dziewczynka była tak radosną
osobą, że momentami nie dostrzegała nawet jawnej krytyki, kierowanej
prosto w jej twarz.
Była nie wysoka. Naid, która także nie grzeszyła bóg wie jakim wzrostem, przewyższała ją o pół głowy.
-
No wstawaj, Naid – poprosiła, chwytając ją za ręce i ciągnąć w górę.
Brunetka wstała z ociąganiem. Nie miała ochoty nigdzie iść.
- A gdzie jest Miseiji? – Spytała podejrzliwie, dopiero teraz zauważając brak drugiej dziewczyny.
-
U siebie – odpowiedziała wesoło, nawet zbyt energicznie. – Deidara
będzie czekał wraz z nią – dodała szybko. Mówiła prędko, często nie
zastanawiając się nawet nad tym, co ma zamiar przekazać.
Naid
zrobiła zniesmaczoną minę. Już wiedziała, o co dokładnie chodziło.
Znając życie, Misei, jak nazywała dziewczynę w granatowych włosach, leży
teraz smacznie w swoim własny łóżku, z którego zwlecze się powoli za
kilka dobrym minut, gdyż jest pewna, że ma jeszcze trochę czasu przed
przybyciem swoich przyjaciół. Deidara zwykle był punktualny, jednak Naid
nie specjalnie. Ciężko jej się wstawało, a miała do tego jeszcze mniej
chęci, kiedy ktoś brutalnie zwalał ją z łóżka.
Podeszła
do szafki naprzeciw posłania, w którym jeszcze chwilę temu śniła w
najlepsze. Wybrała odpowiednie ubranie i ruszyła do łazienki. Jej gość w
tym samym czasie poskładał pościel i usiadł na złożonym łóżku. Koruni z
uśmiechem na twarzy czekała na przyjaciółkę. Ta wyłoniła się z łazienki
po piętnastu minutach, już przebrana, umyta i uczesana. Podziękowała za
pomoc w doprowadzeniu pokoju do łóżka i obie zeszły po schodach do
kuchni.
Dopiero, kiedy brunetka zaczęła jeść śniadanie, olśniło ją.
-
Tak właściwie – warknęła w stronę radosnej dziewczyny, dla której także
został przygotowany posiłek i która z zapałem go pochłaniała. – Kto cię
wpuścił do mojego domu? – Spytała zgryźliwie.
- Twoja mama – odpowiedziała z pełnymi ustami. Przeżuwała właśnie kolejny kęs.
Dziewczyna ciężko westchnęła.
-
Przecież prosiłam ją, by nigdy tobie nie otwierała – jęknęła, kładąc
nacisk na słowo „nigdy”. – Nie mówiąc o wpuszczaniu ciebie do środka. –
Dodała, popijając kolejny kęs herbatą.
Rudowłosa tylko wzruszyła ramionami z charakterystycznym dla siebie uśmiechem.
W
ciszy dokończyły posiłek, odkładając talerze do zlewu. Gotowe do
wyjścia, ruszyły do drzwi. Naid już wyciągała rękę w stronę klamki,
kiedy od strony pokoju gościnnego usłyszały męski głos.
-
Powodzenia, Naid – rzekł jej ojciec. – I pamiętaj, masz się słuchać
nauczyciela. Pamiętaj, że kiedy dorośniesz musisz, jak ja, wstąpić do
ANBU – dodał spoglądając na nią przez ramię. Jego wzrok był zimny.
Dziewczyna doskonale wiedziała, jaki jest jej protoplasta.
- Tak, tato – odpowiedziała grzecznie, zaciskając dłonie w pięści.
Jakże
tego nienawidziła… Nie cierpiała panujących tutaj zasad. Ojciec zawsze
oczekiwał od niej wszystkiego, co najlepsze. Starała się. Często nie
wychodziło. Gniewał się, krzyczał, obrażał ją, mówiąc, że nie przykłada
się do tego, czego powinna. Powtarzał, że stać ją na więcej… Nigdy nie
był zadowolony z wyników.
A
ona wciąż robiła to, czego od niej wymagał. Pomimo odmiennych poglądów.
Pomimo innych planów na życie… Nie chciała być żadnym głupim ANBU.
Interesowało ją zupełnie co innego. Chciała
rysować, ewentualnie malować. Sztuką zauroczył ją Deidara… Po prostu…
Oczarował ją… Ale co z tego, skoro ojciec już dawno zaplanował jej
przyszłość?
- Do widzenia – rzekła cicho, otwierając drzwi.
Wraz
z Koruni prędko przez nie przeszły i piaszczystą uliczką ruszyły na
wschód, ku centrum miasta. Kiedy szły, Ko-chan co rusz wspominała o tym,
jak nie może się doczekać zakończenia roku w Akademii Ninja. Właśnie
tego dnia wszyscy uczniowie Akademii zostaną podzieleni na drużyny i
Jouninów, którzy staną się ich mistrzami i nauczycielami. Naid skrycie
marzyła o tym, by być w jednej drużynie ze swym najlepszym przyjacielem –
Deidarą.
Wszyscy
uważali go za skrytego, ale… Przy trójce dziewczyn zawsze dużo mówił.
Chętnie przebywał w ich towarzystwie, a one w jego. Mimo to, rodzice
dziewczynek nie byli zachwyceni z tej znajomości. Wciąż obrażali
chłopaka, nazywali potworem i wpajali córkom nienawiść do niego, którą
skutecznie ignorowały. A wszystko to z powodu nietypowej budowy jego
ciała. Deidara na swoich dłoniach oraz klatce piersiowej miał jamy
ustne. Co dziwniejsze – z językami oraz zębami. Właśnie ta cecha
sprawiała, że nie chciano go w wiosce. Mimo to, dziecko w sumie było
niegroźne. Nie robiło nikomu nic złego – jak na razie.
Choć
chłopak nie wyrządzał innym krzywd, sam by obiektem kpin i żartów,
zwłaszcza w akademii. Dodatkowe usta nie były jedynym fenomenem. Dei,
jak nazywały go jego przyjaciółki, sam wyglądał jak dziewczyna. Był
delikatnej postury, lecz jego dziewczęcy wygląd potęgowała twarz. Duże,
niebieskie oczy, ładne, pełne usta, jasna cera oraz długie blond włosy,
spływające na twarz, zakrywając jej lewą połowę.
Dziewczynki
skręciły do jednego z domów, nie różniącego się niczym na tle tych,
które mijali. Zadzwoniły drzwi. Po minucie usłyszały krzyk swojej
przyjaciółki, ponaglający inną osobę. Otworzyła im, gotowa do wyjścia.
Za nią stanął, również szczerzący się jak Koruni, Deidara.
- Dei – chan – krzyknęła rudowłosa, rzucając się na niego i tuląc z całych sił. Chłopak odwzajemnił gest, śmiejąc się wesoło.
- Nie zapomniałaś o kimś? – Spytała zgryźliwie krótkowłosa brunetka, opierając się o framugę drzwi wejściowych.
-
Nie – odpowiedziała wesoło. – Naid już wyściskałam – zachichotała.
Przez chwilę nadal obściskiwała się z Deidarą, czując zarazem na plecach
pogardliwy wzrok rozmówczyni. Zerknęła na nią, mrużąc przebiegle oczy. –
Ooo… Czyżbyś mówiła o sobie? – Spytała z wyższością, na co blondyn i
druga brunetka parsknęli śmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz