Dlaczego coś takiego w ogóle się stało? Myślał, iż tego typu zdarzenia są tylko w filmach kryminalnych lub dennych horrorach…
Szli
chwilę długim, malowanym na granatowo korytarzem, by później wspiąć się
po schodach pierw na parter, jak zdołał się domyślić blondyn, następnie
na piętro by tam skręcić w pierwsze drzwi znajdujące się od razu na
prawo przy schodach. Delikatne, niewiele dające niebieskie światło
sączyło się z kilku halogenów, znajdujących się, jak zdołał zauważyć
chłopak, nad wielkim łóżkiem z baldachimem oraz czarnymi zasłonami.
Wszystko tu było czarne. Pościel, dywan, meble, nawet na ścianach
znajdowały się czarne tapety.
Nie
miał jednak czasu na rozglądanie się dokoła, by uważniej obejrzeć
pomieszczenie. Od razu poprowadzono go do łóżka i rzucono na nie
niedbale. Było twarde.
Jęknął
z bólu, ciesząc się jednak, iż silna dłoń nie uciskała już jego
nadgarstka. Poderwał się szybko, chcąc ocenić sytuację, a także uskoczyć
w bok, jeśli mężczyzna zechce go skrzywdzić. Tym większe było jego
zdziwienie, kiedy ten odwrócił się do zdezorientowanego chłopaka
plecami, idąc w stronę jakiejś szafki.
-
Ściągnij bluzkę – usłyszał po chwili, zastygając w bezruchu. Niemo
starał się wzrokiem przebić półmrok panujący w sypialni, by wbić go w
odwróconego tyłem, aktualnie kucającego czarnowłosego.
-
P-po co? - Wyjąkał drżącym głosem, obserwując zarazem, jak mężczyzna
wstaje i podchodzi powrotem do niego, górując nad drobnym, struchlałym
nastolatkiem.
Madara uniósł jedynie brew ku górze. To była cała odpowiedź na zadane mu pytanie.
Miast
wykonać zadanie, blondyn odsunął się od niego nieco w tył, telepiąc z
przerażenia. Widząc to, brunet jedynie parsknął kpiącym śmiechem. Nie
zamierzał przyjmować do swej świadomości jakichkolwiek sprzeciwów.
Wpatrując
się w chłopaka z pożądaniem w oczach, wszedł na łóżko, momentalnie
chwytając go mocno za rękę i ciągnąc w swoją stronę. Zawisł nad nim,
uśmiechając z zadowoleniem.
-
Właściwie chciałem być delikatny – wyznał, nie potrafiąc opanować
drwiącego chichotu. – Zrobić to tak, jak ten twój kochaś… - Ponownie
parsknął śmiechem. – Ale skoro wolisz się stawiać, nie mam nic przeciwko
– dodał, nie dając przy tym szansy na odpowiedź, wpijając się
zachłannie w delikatne usta.
Chwycił
Deidarę za przeguby, chwilę później układając jego ręce nad głową i
dociskając je do poduszki jedną ręką, drugą, wplótł w jego włosy, by
zaraz po tym brutalnie za nie szarpnąć. Jęknąwszy Madarze prosto w usta,
blondyn tylko bardziej go pobudził. Dłoń, chwilę temu znajdująca się
pomiędzy miękkimi, jasnymi kosmykami, teraz pozbywała się ubrań swego
właściciela. Nie zamierzał bawić się w delikatności. Będąc już
roznegliżowanym, przerwał pocałunek, uśmiechając się obłudnie.
Pochylił
się, by oblizać, a także przygryźć małżowinę. Poczuł w ustach
metaliczny smak, kiedy krew popłynęła z rany, jaką zrobił, gryząc za
mocno. Pisk, jaki wydał blondyn tylko go w tym utwierdził.
-
Spokojnie – zamruczał mu do ucha, wsuwając wolną dłoń za bokserki
chłopca. Od razu potarł jego najczulszy punkt na ciele, wywołując ciche
westchnięcie. Słodka reakcja. Pobudzająca, nie tylko chłopaka.
Chwycił
za jego członka, od razu brutalnie poruszając na nim ręką w górę i w
dół, wywołując serię bliżej niekreślonych jęków. Spoglądał z uwagą na
młode, wijące się pod nim ciało, odczuwające zarówno ból jak i
nieopisaną przyjemność. Śmiał się. Zwyczajnie, zachwycając tym, jak
energicznie blondyn reaguje.
Stał mu zaledwie po kilu ruchach. W oczach zbierały się łzy. Ciało drżało. Jakże wspaniały widok…
Pochylił
się do jego szyi, całując, liżąc i nagryzając jej wrażliwą skórę, jak
mu się żywnie podobało. Westchnienia i jęki towarzyszyły mu cały czas,
sprawiając, iż jego własne podniecenie dawało powoli o siebie znać.
- C-czemu… to… r-robi… sz? – Deidara zdołał wysapać pomiędzy jękami, jakie z siebie wydawał.
Beznamiętny
śmiech ponownie potoczył się po pokoju, wywołując dreszcze, sprawiając,
iż na ciele wystąpiła gęsia skórka. Blondyn chciał się skulić, nie miał
jednak takiej możliwości, gdyż mężczyzna niemal na nim leżał.
Nie
uzyskał odpowiedzi. Zamiast tego brunet podniósł się nieco, obrócił go
na brzuch, zaraz znów przygniatając własnym ciałem. Znów polizał
zranioną już małżowinę, nagryzając ją i smakując krwi chłopca. Nareszcie
puścił jego ręce, co młodzieniec przyjął z niemałym zadowoleniem. Jego
radość zaraz znów przerodziła się w strach i cierpienie, gdy w jego
wnętrze wdarł się penis Madary, od razu poruszając się w nim szybko.
Nastolatek
aż zawył z bólu, próbując się poderwać i uciec od źródła bólu. Na nic
się to zdało. Przytrzymany, sprawił sobie samemu tylko więcej
nieprzyjemnych doznań, a kolejna salwa śmiechu dotarła do jego uszu,
raniąc nie tylko ciało, ale i zlękniony umysł.
Coraz
szybsze ruchy, coraz więcej siły, coraz to brutalniejsze posunięcia.
Nie panował nad mięśniami, które chcąc wyzbyć się tych nieprzyjemności,
zaciskały się coraz mocniej, co zamiast pomagać, dolewało oliwy do
ognia. Płakał. Rzewnie. Z bólu, zarówno tego fizycznego, jak i
psychicznego. Ze strachu, potęgowanego każdą chwilą spędzoną w tym
miejscu, z tym bezdusznym człowiekiem, tak okrutnie pastwiącym się nad
zmęczonym ciałem. Z rozpaczy, że nigdy więcej może nie ujrzeć
najdroższych sobie osób, że nie wróci już do domu…
Załkał, czując mocniejsze pchnięcie. Madara tracił rytm, zbliżając się do spełnienia.
Wszedł
w niego gwałtownie jeszcze kilka razy, by ostatecznie rozlać się w
Deidarze z westchnieniem zadowolenia oraz błogim uśmiechem błąkającym
się po bladej twarzy.
-
I jak ci się podobało? – Spytał, nachylając się do jego ucha, oblizując
je delikatnie. Zupełnie inaczej, niż poprzednio. Czule. Odpowiedział mu
jedynie szloch. – Rozumiem – zachichotał, wstając.
Zszedł
i oddalił się kawałek od łóżka, nawet nie zwracając uwagi na to, że
jego ofiara natychmiast się skuliła, podwijając pod siebie kolana, nadal
płacząc. Ubrał się i dopiero wówczas spojrzał na zapłakanego blondynka.
-
Przyzwyczaisz się – rzekł chłodno, idąc w stronę drzwi. – Chyba że
wolisz powoli zdychać, kiedy dzień po dniu będę odcinał ci kawałek
którejś kończyny. – Głośniejszy szloch i pociągnięcie nosem dały jasną
odpowiedź. Po niej, opuścił pokój, zamykając go na klucz.
Co
z tego, że i tak nie było możliwości opuszczenia tego budynku bez karty
elektrycznej, którą zawsze miał przy sobie? Chłopak mógł próbować
ucieczki – droga wolna. Nie było dokąd uciekać. Madara mieszkał daleko
od jakiegokolwiek miasta. Tutaj nikt się nie zbliżał. Nikt się nie
zapuszczał.
Nikt go nigdy nie znajdzie.
A on nigdy nie znajdzie drogi do domu!
A
poza tym – nawet, gdyby ktokolwiek go znalazł, gdyby kiedykolwiek się
stąd wydostał, gdyby komukolwiek opowiedział o piekle, jakie od tamtego
dnia serwował mu brunet, nikt i tak nie dałby wiary jego słowom.
-
Możesz próbować, do woli – szepnął pod nosem Uchiha, schodząc ponownie
do piwnicy, idąc do jednego z zamkniętych pomieszczeń. Otworzył je,
wszedł do środka i ruszył do szafy z narzędziami. Wychodząc, spojrzał
jeszcze tylko przelotnie na zdjęcia przyklejone do ściany tuż przy
drzwiach. Wszystkie przedstawiały młodych, delikatnie zbudowanych
chłopców w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. Wszyscy mieli długie
blond włosy. I wszyscy prędzej lub później sczeźli w tych piwnicach…
Media
długo rozprawiały o brutalnym morderstwie na trzydziestosześcioletnim
mężczyźnie w domu jego przyjaciela oraz o porwaniu chłopca, którym
rudzielec miał się opiekować. Po blondynie nie zostało ani śladu. Nie
sposób było go znaleźć. Rodzice chwytali się każdej przysłowiowej
brzytwy, byle tylko dowiedzieć się, co takiego stało się z ich synem. I o
ile oczywiście żyje, gdzie się podziewa?
-
Komendancie, czy to zabójstwo oraz porwanie są powiązane z serią porwań
innych nastolatków, pasujących do jego profilu? – Pytała reporterka
jednego z programów telewizyjnych, zajmującego się nagłaśnianiem tego
typu afer.
Mężczyzna popatrzył na nią spokojnie. Westchnął ciężko.
-
Obawiamy się, że tak – zakomunikował. – Niestety nadal nie mamy
jakichkolwiek poszlak, mogących to potwierdzić. Robimy jednak wszystko,
by znaleźć chłopaka.
Uśmiechnął
się ciepło do kobiety, a ona odwzajemniła ten gest. W czarnych oczach
widziała współczucie, gdy komendant spoglądał na rodzinę zaginionego.
Widziała, że cierpiał razem z nimi. Wszak wszyscy wiedzieli, jak czuły
na ludzkie cierpienie był ów mężczyzna.
„Czcze brednie” – przeszło mu przez myśl, jednak nie dał tego po sobie poznać.
-
Dziękujemy, komendancie – odpowiedziała reporterka, zwracając się do
kamery. – Z głównym komendantem Madarą Uchiha rozmawiała Anette Gorhing.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz