środa, 5 września 2012

XII "Osobisty horror" - część 3

Dlaczego coś takiego w ogóle się stało? Myślał, iż tego typu zdarzenia są tylko w filmach kryminalnych lub dennych horrorach…
Szli chwilę długim, malowanym na granatowo korytarzem, by później wspiąć się po schodach pierw na parter, jak zdołał się domyślić blondyn, następnie na piętro by tam skręcić w pierwsze drzwi znajdujące się od razu na prawo przy schodach. Delikatne, niewiele dające niebieskie światło sączyło się z kilku halogenów, znajdujących się, jak zdołał zauważyć chłopak, nad wielkim łóżkiem z baldachimem oraz czarnymi zasłonami. Wszystko tu było czarne. Pościel, dywan, meble, nawet na ścianach znajdowały się czarne tapety.
Nie miał jednak czasu na rozglądanie się dokoła, by uważniej obejrzeć pomieszczenie. Od razu poprowadzono go do łóżka i rzucono na nie niedbale. Było twarde.
Jęknął z bólu, ciesząc się jednak, iż silna dłoń nie uciskała już jego nadgarstka. Poderwał się szybko, chcąc ocenić sytuację, a także uskoczyć w bok, jeśli mężczyzna zechce go skrzywdzić. Tym większe było jego zdziwienie, kiedy ten odwrócił się do zdezorientowanego chłopaka plecami, idąc w stronę jakiejś szafki.
- Ściągnij bluzkę – usłyszał po chwili, zastygając w bezruchu. Niemo starał się wzrokiem przebić półmrok panujący w sypialni, by wbić go w odwróconego tyłem, aktualnie kucającego czarnowłosego.
- P-po co? - Wyjąkał drżącym głosem, obserwując zarazem, jak mężczyzna wstaje i podchodzi powrotem do niego, górując nad drobnym, struchlałym nastolatkiem.
Madara uniósł jedynie brew ku górze. To była cała odpowiedź na zadane mu pytanie.
Miast wykonać zadanie, blondyn odsunął się od niego nieco w tył, telepiąc z przerażenia. Widząc to, brunet jedynie parsknął kpiącym śmiechem. Nie zamierzał przyjmować do swej świadomości jakichkolwiek sprzeciwów.
Wpatrując się w chłopaka z pożądaniem w oczach, wszedł na łóżko, momentalnie chwytając go mocno za rękę i ciągnąc w swoją stronę. Zawisł nad nim, uśmiechając z zadowoleniem.
- Właściwie chciałem być delikatny – wyznał, nie potrafiąc opanować drwiącego chichotu. – Zrobić to tak, jak ten twój kochaś… - Ponownie parsknął śmiechem. – Ale skoro wolisz się stawiać, nie mam nic przeciwko – dodał, nie dając przy tym szansy na odpowiedź, wpijając się zachłannie w delikatne usta.
Chwycił Deidarę za przeguby, chwilę później układając jego ręce nad głową i dociskając je do poduszki jedną ręką, drugą, wplótł w jego włosy, by zaraz po tym brutalnie za nie szarpnąć. Jęknąwszy Madarze prosto w usta, blondyn tylko bardziej go pobudził. Dłoń, chwilę temu znajdująca się pomiędzy miękkimi, jasnymi kosmykami, teraz pozbywała się ubrań swego właściciela. Nie zamierzał bawić się w delikatności. Będąc już roznegliżowanym, przerwał pocałunek, uśmiechając się obłudnie.
Pochylił się, by oblizać, a także przygryźć małżowinę. Poczuł w ustach metaliczny smak, kiedy krew popłynęła z rany, jaką zrobił, gryząc za mocno. Pisk, jaki wydał blondyn tylko go w tym utwierdził.
- Spokojnie – zamruczał mu do ucha, wsuwając wolną dłoń za bokserki chłopca. Od razu potarł jego najczulszy punkt na ciele, wywołując ciche westchnięcie. Słodka reakcja. Pobudzająca, nie tylko chłopaka.
Chwycił za jego członka, od razu brutalnie poruszając na nim ręką w górę i w dół, wywołując serię bliżej niekreślonych jęków. Spoglądał z uwagą na młode, wijące się pod nim ciało, odczuwające zarówno ból jak i nieopisaną przyjemność. Śmiał się. Zwyczajnie, zachwycając tym, jak energicznie blondyn reaguje.
Stał mu zaledwie po kilu ruchach. W oczach zbierały się łzy. Ciało drżało. Jakże wspaniały widok…
Pochylił się do jego szyi, całując, liżąc i nagryzając jej wrażliwą skórę, jak mu się żywnie podobało. Westchnienia i jęki towarzyszyły mu cały czas, sprawiając, iż jego własne podniecenie dawało powoli o siebie znać.
- C-czemu… to… r-robi… sz? – Deidara zdołał wysapać pomiędzy jękami, jakie z siebie wydawał.
Beznamiętny śmiech ponownie potoczył się po pokoju, wywołując dreszcze, sprawiając, iż na ciele wystąpiła gęsia skórka. Blondyn chciał się skulić, nie miał jednak takiej możliwości, gdyż mężczyzna niemal na nim leżał.
Nie uzyskał odpowiedzi. Zamiast tego brunet podniósł się nieco, obrócił go na brzuch, zaraz znów przygniatając własnym ciałem. Znów polizał zranioną już małżowinę, nagryzając ją i smakując krwi chłopca. Nareszcie puścił jego ręce, co młodzieniec przyjął z niemałym zadowoleniem. Jego radość zaraz znów przerodziła się w strach i cierpienie, gdy w jego wnętrze wdarł się penis Madary, od razu poruszając się w nim szybko.
Nastolatek aż zawył z bólu, próbując się poderwać i uciec od źródła bólu. Na nic się to zdało. Przytrzymany, sprawił sobie samemu tylko więcej nieprzyjemnych doznań, a kolejna salwa śmiechu dotarła do jego uszu, raniąc nie tylko ciało, ale i zlękniony umysł.
Coraz szybsze ruchy, coraz więcej siły, coraz to brutalniejsze posunięcia. Nie panował nad mięśniami, które chcąc wyzbyć się tych nieprzyjemności, zaciskały się coraz mocniej, co zamiast pomagać, dolewało oliwy do ognia. Płakał. Rzewnie. Z bólu, zarówno tego fizycznego, jak i psychicznego. Ze strachu, potęgowanego każdą chwilą spędzoną w tym miejscu, z tym bezdusznym człowiekiem, tak okrutnie pastwiącym się nad zmęczonym ciałem. Z rozpaczy, że nigdy więcej może nie ujrzeć najdroższych sobie osób, że nie wróci już do domu…
Załkał, czując mocniejsze pchnięcie. Madara tracił rytm, zbliżając się do spełnienia.
Wszedł w niego gwałtownie jeszcze kilka razy, by ostatecznie rozlać się w Deidarze z westchnieniem zadowolenia oraz błogim uśmiechem błąkającym się po bladej twarzy.
- I jak ci się podobało? – Spytał, nachylając się do jego ucha, oblizując je delikatnie. Zupełnie inaczej, niż poprzednio. Czule. Odpowiedział mu jedynie szloch. – Rozumiem – zachichotał, wstając.
Zszedł i oddalił się kawałek od łóżka, nawet nie zwracając uwagi na to, że jego ofiara natychmiast się skuliła, podwijając pod siebie kolana, nadal płacząc. Ubrał się i dopiero wówczas spojrzał na zapłakanego blondynka.
- Przyzwyczaisz się – rzekł chłodno, idąc w stronę drzwi. – Chyba że wolisz powoli zdychać, kiedy dzień po dniu będę odcinał ci kawałek którejś kończyny. – Głośniejszy szloch i pociągnięcie nosem dały jasną odpowiedź. Po niej, opuścił pokój, zamykając go na klucz.
Co z tego, że i tak nie było możliwości opuszczenia tego budynku bez karty elektrycznej, którą zawsze miał przy sobie? Chłopak mógł próbować ucieczki – droga wolna. Nie było dokąd uciekać. Madara mieszkał daleko od jakiegokolwiek miasta. Tutaj nikt się nie zbliżał. Nikt się nie zapuszczał.
Nikt go nigdy nie znajdzie.
A on nigdy nie znajdzie drogi do domu!
A poza tym – nawet, gdyby ktokolwiek go znalazł, gdyby kiedykolwiek się stąd wydostał, gdyby komukolwiek opowiedział o piekle, jakie od tamtego dnia serwował mu brunet, nikt i tak nie dałby wiary jego słowom.
- Możesz próbować, do woli – szepnął pod nosem Uchiha, schodząc ponownie do piwnicy, idąc do jednego z zamkniętych pomieszczeń. Otworzył je, wszedł do środka i ruszył do szafy z narzędziami. Wychodząc, spojrzał jeszcze tylko przelotnie na zdjęcia przyklejone do ściany tuż przy drzwiach. Wszystkie przedstawiały młodych, delikatnie zbudowanych chłopców w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. Wszyscy mieli długie blond włosy. I wszyscy prędzej lub później sczeźli w tych piwnicach…

Media długo rozprawiały o brutalnym morderstwie na trzydziestosześcioletnim mężczyźnie w domu jego przyjaciela oraz o porwaniu chłopca, którym rudzielec miał się opiekować. Po blondynie nie zostało ani śladu. Nie sposób było go znaleźć. Rodzice chwytali się każdej przysłowiowej brzytwy, byle tylko dowiedzieć się, co takiego stało się z ich synem. I o ile oczywiście żyje, gdzie się podziewa?
- Komendancie, czy to zabójstwo oraz porwanie są powiązane z serią porwań innych nastolatków, pasujących do jego profilu? – Pytała reporterka jednego z programów telewizyjnych, zajmującego się nagłaśnianiem tego typu afer.
Mężczyzna popatrzył na nią spokojnie. Westchnął ciężko.
- Obawiamy się, że tak – zakomunikował. – Niestety nadal nie mamy jakichkolwiek poszlak, mogących to potwierdzić. Robimy jednak wszystko, by znaleźć chłopaka.
Uśmiechnął się ciepło do kobiety, a ona odwzajemniła ten gest. W czarnych oczach widziała współczucie, gdy komendant spoglądał na rodzinę zaginionego. Widziała, że cierpiał razem z nimi. Wszak wszyscy wiedzieli, jak czuły na ludzkie cierpienie był ów mężczyzna.
„Czcze brednie” – przeszło mu przez myśl, jednak nie dał tego po sobie poznać.
- Dziękujemy, komendancie – odpowiedziała reporterka, zwracając się do kamery. – Z głównym komendantem Madarą Uchiha rozmawiała Anette Gorhing.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz