Zawsze
sądziłem,że będę mógł być panem swego losu. Jako mężczyzna miałem do
tego pełne prawo. Żyłem spokojnie, szczęśliwie. Miałem wszystko, czego
zapragnąłem. Rodzice troszczyli się o mnie, codziennie spędzałem z nimi
dużo czasu.
Jeździłem
konno z ojcem, spacerowałem z matką po ogrodach, delektując się świeżym
powietrzem. Wiele rozmawialiśmy. Nigdy nie dali mi powodu do trosk.
Miałem
swoje obowiązki, jakże by inaczej. Nauka pisania, czytania. Uczono mnie
też trzech języków – mego ojczystego - angielskiego, niemieckiego oraz
francuskiego. Jazda konna i fechtunek także należały do mych codziennych
zajęć. Pominę znienawidzoną przeze mnie etykietę.
Potrafiłem
się zachować w towarzystwie, dlatego drażniły mnie te zajęcia, jednak
nie chcąc sprawiać zawodu mym rodzicielom, uczyłem się pilnie.
Niestety,przynależność do szlachty, to nie tylko przyjemności, lecz również bezlik obowiązków.
Westchnąłem
cierpiętniczo, odprowadzając do stajni mą karą klacz, imieniem Kelpie.
Byłem zniej ogromnie dumny. Była dobrze zbudowana, rącza i zwinna,
dbałem o nią każdego dnia. Zarżała radośnie, kiedy podałem jej kostkę
cukru i pogładziłem po karku.
Miała
zaledwie trzy lata. Pamiętam dotąd jej narodziny. Byłem przy nich. Już
jako źrebię była radosna. Kiedy tylko udało jej się wstać i postawić
pierwsze kroki, z entuzjazmem zaraz poczęła biegać po zagrodzie, a ja w
euforii, jaka mnie ogarnęła na jej widok, zacząłem biegać za nią,
ścigając się. Nie obeszło się oczywiście, bez późniejszego skarcenia za
niedojrzałe zachowanie. Na całe me szczęście widzieli to jedynie matka,
ojciec, weterynarz i kilka osób ze służby.
Zachichotałem
na to wspomnienie. Zamknąłem za nią drewniane drzwiczki, gładząc klacz
jeszcze raz, po czym opuściłem stajnię. Skierowałem swe kroki w stronę
domu, pragnąc jak najprędzej znaleźć się w łazience, wykąpać i spocząć w
łóżku.
Dzisiejszego
wieczoru miał odbyć się bal, na którym musiałem się pojawić. Bynajmniej
nie z własnej, nieprzymuszonej woli. Wymóg rodzicieli. Zbliżały się me
osiemnaste urodziny, co za tym idzie, matka z ojcem uradzili, iż
powinienem zacząć szukać narzeczonej. Jedyny problem tkwił w tym, że na
razie dobrze mi było tak, jak było. Nie potrzebowałem i nie chciałem by
jakakolwiek kobieta, prócz mej najdroższej matuli, istniała w mym życiu.
-
David, kochanie – usłyszałem, kiedy już wspinałem się po schodach na
piętro. Posłusznie przystanąłem i odwróciłem na pięcie, spoglądając na
rodzicielkę.
- Tak, matko? – Spytałem grzecznie, jak wymaga etykieta.
Uśmiechnęła
się do mnie pogodnie, podchodząc bliżej. Jej długa, błękitna suknia,
ciągnęła się za nią po ziemi. Obszycie z sześcioma warstwami falbanek,
zaczynające w okolicach kolan pięknie zdobiło dół sukni. Powyżej kolan
znajdował się karbowany materiał, ciągnący od pasa. Tam zaś przewiązana
była gruba, granatowa wstęga, związana w kokardę na plecach.
Góra
sukni była równie urokliwa. Niewielki dekolt,wykończony podwójnymi,
szerokimi klapami niczym u marynarki, spod którego można było dostrzec
obszycie z falbanką, tuż nad piersiami. Na plecach, o czym doskonale
wiedziałem, była wiązana delikatnym, także błękitnym sznureczkiem.
Rękawy był krótkie, wykończone kokardami. Na szyi, jak zawsze, znajdował
się delikatny naszyjnik z rubinem pośrodku. Matka zwykła powtarzać, iż
był w naszej rodzinie od lat, przekazywany pośród płci pięknej.
Jej
włosy upięte nad karkiem, idealnie współgrały ze strojem, jaki miała na
sobie. Jedynie końcówki delikatnie opadały w dół, zakrywając ramiona.
Wiedziałem, że jest już gotowa do wieczornego balu.
-
Wkrótce pojawią się pierwsi goście – oznajmiła, mrużąc wymalowane
niebieskimi cieniami oczy, oprawione długimi rzęsami. – A ty jeszcze nie
gotowy? – Uniosła delikatnie jedną z brwi.
- Bal rozpoczyna się za trzy godziny, matko – odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem. – Zdążę.
Skinęła delikatnie głową, odwzajemniając mój gest. Po chwili odeszła zadowolona, a ja ruszyłem schodami na górę.
Tak,
wiedziałem, że niedługo zjawią się pierwsi goście. Wielu z nich
przyjeżdża z daleka. Wszak rodzice mają liczne znajomości. A cała ta
śmietanka spłynie dziś do naszej posiadłości, by świętować czterdzieste
urodziny mego ojca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz