wtorek, 4 września 2012

I "The sorrows of life" - rozdział 4 "Strach Deidary"


Pein uśmiechnął się impertynencko. Sasori, który właśnie został wyprowadzony z równowagi, w swych myślach próbował opanować się przed uderzeniem lidera prosto w mordę. Patrzył na niego nienawistnie, a jego oddech stał się głębszy i cięższy. Dyszał.
Deidara stał osłupiały. Również był w ciężkim szoku. Pein po prostu sobie z nich zażartował. Wysłał ich na ponad pół miesiąca tylko po to, by ich tu nie było. Położył dłoń na ramieniu lalkarza i delikatnie je ścisnął. Chciał go uspokoić, lecz ten zdenerwował się jeszcze bardziej.
- Nie sądzisz, że jako nasz przywódca powinieneś przejawiać więcej inteligencji? - Warknął Sasori przez zaciśnięte zęby.
- Nic się wam nie stało, więc nie narzekaj - odpowiedział Pein wracając do swego biurka. - A teraz obaj - zerknął na nich przez ramię - WYNOCHA!
Posłusznie opuścili jego gabinet. Bez słowa szli korytarzem - Dei ze spuszczoną głową, Sasori - niewzruszony niczym. Lalkarz zdążył się już uspokoić.
Ich "misja" okazała się kłamstwem, ale przynajmniej nikt na nich nie wrzeszczał, za to, że nie znaleźli byłego członka organizacji. Teraz spokojnie mogą pójść do swoich pokoi i odpocząć.
Nacisnąwszy klamkę, Sasori nie myślał już niczym, prócz swym łóżku. Nawet nie odpowiadając blondynowi na jego słowa, brzmiące "Miłego odpoczynku, Danna" wszedł do swojego pokoju i legł na posłanie. Przyciągnął do siebie poduszkę, a wtuliwszy w nią głowę, szybko zasnął, ciesząc się z miękkiej pościeli.
Deidara patrzył na plecy Sasoriego. Przyglądał się im do momentu, aż jego partner nie zatrzasnął za sobą drzwi. Blondyn usłyszał szczęk zamka. Momentalnie zrozumiał, że jego towarzysz nie będzie z nikim rozmawiał w najbliższym czasie. Przynajmniej do póki nie wypocznie jak należy.
Odwrócił się niechętnie i nacisnął klamkę drzwi prowadzących do jego własnej oazy spokoju. Przekroczył próg i wszedłszy do środka, wziął przykład z Danny i zamknął drzwi na klucz. Oparł o nie głowę i chwilę tak trwał, rozmyślając nad czymś gorączkowo. Oddychał powoli, starając się uspokoić. Trwał tak dobrych kilka minut. W końcu oderwał się od drewna i odwrócił w stronę swego pokoju. Wszystko leżało tak, jak to zostawił. Uśmiechnął się, podchodząc do jednej z figurek, która miała dla niego wyjątkowe znaczenie. Gładził ją chwilę w ręku, po czy odłożył na miejsce i usiadł na łóżku. Chwycił w ręce poduszkę i wtulił ją w siebie. Czując miękkość i delikatność przedmiotu, położył się, z radością tuląc go do siebie.
- Chyba ci tu za wesoło, nie sądzisz?
Deidara poderwał się do pionu, słysząc głos dochodzący od strony łazienki. Stał tam Hidan. Dreszcze pojawiły się na twarzy blondyna.
- H-hi-dan - wydukał drżącym głosem Deidara. Podły uśmiech chłopaka poszerzył się, co wywołała dodatkowe dreszcze na plecach blondyna. - C-co ty tu-taj robisz? - Spytał jąkając się i cofając pod ścianę, kuląc na łóżku.
- Postanowiłem złożyć ci małą... powitalną wizytę - odpowiedział zbliżając się do drżącego dziewiętnastolatka.
- Wynoś się stąd - warknął Dei, machnąwszy pięścią przed twarzą albinosa. Ten zręcznie chwycił dłoń i pociągną w swoją stronę, sprawiając iż twarz Deidary wylądowała na torsie jashinisty. - Co...
- Czy ty mi rozkazujesz - spytał Hidan, łapiąc blondyna za podbródek i unosząc jego twarz do góry.
- Wynoś się - powtórzył Deidara.
- Niby dlaczego? - Pochylił się niżej, tak, iż jego nos niemal dotykał nosa jego rozmówcy. - Mnie się tu całkiem podoba - dodał uśmiechając się.
Nastolatek już chciał odpowiedzieć, lecz Hidan zamknął mu usta namiętnym pocałunkiem. Trwali tak kilka chwil. W tym czasie Hidan ulokował się już na łóżku nad blondynem. Zawisnąwszy nad chłopakiem, oderwał się od jego ust i uśmiechnął podle.
- Ile to już razy ci powtarzałem, że należysz wyłącznie do mnie?
Jego szkarłatne oczy zalśniły złowieszczo, aż leżący pod nim młodzieniec zadrżał ze strachu.  Deidara myślał teraz tylko o jednym: by to był tylko koszmar. Zły sen, który nawiedza nas wówczas, gdy najmniej się tego spodziewamy i targa nami, aż do chwili, kiedy zrozpaczeni i zmęczeni nie zerwiemy się z łóżka do pionu. Jednak to była rzeczywistość. Rzeczywistość, której młody artysta tak nienawidził i którą tak gardził. Zacisnął zęby i zwarł ze sobą powieki. Czekał w napięciu, nie chcąc widzieć swojego napastnika.
- Już się podajesz? – Albinos parsknął śmiechem. Przez moment gładził blondyna po policzku, myśląc co z nim zrobić dalej. – Ostatnio byłeś bardziej oporny.
- Wal się – burknął szeptem Dei. – I złaź ze mnie.
Hidan ścisnął gardło artysty. Ten skrzywił się jedynie, nie pisnąwszy ani słowa, a napastnik, pochyliwszy się bardziej, wyszeptał mu do ucha:
- Wiesz, że cię nie puszczę. – Chwycił w zęby ucho blondyna i ścisnął je lekko. Chłopak drgnął, nic nie mówiąc. – Skoro się już nie opierasz… Zaczynajmy.

Brunet rozejrzał się po swoim pokoju. Dopiero co wszedł tutaj, by wziąć książkę, której czytanie musiał wcześniej przerwać. Podszedł do szafki nocnej, chwycił poszukiwany przez się przedmiot, po czym opuścił pomieszczenie, wracając do wspólnego pokoju całej organizacji. Tobi i Kakuzu siedzieli w tych samych miejscach, na których Itachi widział ich po raz ostatni. Ten pierwszy oglądał telewizję. Śmiał się przy tym co niemiara. Drugi natomiast przewrócił stronę i dalej czytał swoją gazetę.
Uchiha już miał zasiąść przy stole, kiedy Kisame, który skończył zmywać naczynia zwrócił się do niego:
- Itachi… Nie miałeś czasem zawołać Deidary i Sasoriego? – Usiadł na krześle obok chłopaka. – Mieli chyba jeszcze coś nam powiedzieć, nie?
- Sam po nich idź, skoro tak ci zależy – odpowiedział, brunet zagłębiając się w upragnioną lekturę. – Ja już mam dla siebie zajęcie.
Po tych słowach wyłączył się całkowicie. Nie docierało do niego żadne słowo ani dźwięk z otoczenia. Książka skupiała całą jego uwagę wyłącznie na sobie. Hoshigaki westchnął tylko i wstał z krzesła. Obrócił się na pięcie i ruszył przez ciemny korytarz. Jego kroki niosły się głuchym echem. Zastanawiał się, jakich argumentów użyć, by przywołać obojga chłopaków do saloniku. Sasor zapewne znów zacznie marudzić, jak po każdej misji, że nic go nikt nie obchodzi i chce wreszcie odpocząć od marudzenia Deidary. Za to Deidara najprawdopodobniej powie, że nogi go bolą, albo że chce „tworzyć swoją sztukę”.
Żadna z opcji nie zachwycała Kisame. Ale coś zrobić w końcu trzeba. Zbliżył się do drzwi. Jedne, znajdujące się po prawej strony mężczyzny, należały do Sasoriego, natomiast te po lewej – do Deidary. Hoshigaki już zbliżał się do pokoju lalkarza, kiedy z przeciwnej strony usłyszał szamotaninę oraz ciche, momentalnie zagłuszone stęknięcie. Ponownie ciężko westchnąwszy, zwrócił się w tamtym kierunku i spróbował nacisnąć klamkę. Drzwi były zamknięte.
Zaśmiał się pod nosem. Domyślał się, co się dzieje po drugiej stronie. Z jednej strony mało go obchodziło, co się stanie z blondynem, ale z drugiej – chciał wkurzyć Hidana. Kopnął w drzwi ze wszystkich sił. Zawiasy nie wytrzymały i puściły. Drewno upadło na ziemię, robiąc przy tym dużo hałasu.
- Co do ku... – zaczął Hidan, spoglądając na wejście do pokoju Deia. Ujrzawszy w nich partnera Itachi’ego, zaklął soczyście. – Czego tu chcesz, ty…
- Tak, tak – zaśmiał się Hoshigaki. – Złaź z naszego artyściątka. – Spojrzał na blondyna, który miał już ściągniętą koszulkę. – Później się nim zajmiesz… - Kisame zdawało się, że kiedy wypowiedział te słowa, blondynek cicho jęknął. – Teraz ten dzieciak ma co innego do zrobienia.
Albinos puścił wiązankę przekleństw, wstał jak oparzony i przepchnąwszy się przez drzwi opuścił pokój. Niespełna pięć sekund później i Deidara i Kisame usłyszeli trzask drzwi znajdujących się kilka metrów dalej.
- Wstawaj, dzieciaku – zaśmiał się towarzysz Uchihy. – I…
- Możecie się w końcu zamknąć?
Za nimi stał Sasori. Najwyraźniej hałas przed jego pokojem go obudził. Chłopak przetarł oczy i spojrzał wściekle na Hoshigakiego. Czekał na wyjaśnienia. Nie uzyskawszy ich, ponownie zadał pytanie.
- Co tu się, do cholery dzieje?
- A nic takiego – uśmiechnął się Kisek. – Tylko Hidan gwałcił Deidarę – zaśmiał się znów.
- Zamknij się, Kisame – warknął Dei, przechodząc obok barczystego mężczyzny.
- Może zamiast tego, jakieś „dziękuję”, za uratowanie twojej dupy, co Dei-chan – warknął ninja wody.
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko oparłszy się o ścianę, skierował swój wzrok jak najbardziej w bok. Sasori pilnie go obserwował podczas tych czynności. Nie zwracał już uwagi na Kisame, który mamrotał coś o późniejszym naprawieniu drzwi, które właśnie wyrwał z zawiasów potężnym kopnięciem. Napomniał również coś o tym, iż Itachi chce z nimi pomówić.
Lalkarz miał głęboko gdzieś zarówno Itachiego jak i rozmowę z nim. Patrząc na przybitego Deia, przypomniał sobie ich powrót do organizacji, a przede wszystkim, ostatnią noc. Tamtej nocy położył głowę na ramieniu tego małego ciałka, które przed chwilą, najwyraźniej drżało z przerażenia. Ciałka, które teraz chciał skalać Hidan. Tak, teraz już Sasori wiedział, czego tamtej nocy bał się blondyn. Wiedział też, czemu chłopak nie chce, by albinos się do niego zbliżał.
Ruszyli w stronę saloniku organizacji. Kiedy weszli, zasiedli przy stole. Kisame po prawej stronie Itachiego, Sasori po lewej, pomiędzy Uchihą a Zetsu, a Dei naprzeciw Kisame, po drugiej stronie od rosiczki. Choć nic nie mówił, widać było, iż artysta nie chętnie zajmował owego miejsca. Zetsu wpatrywał się w niego dość osobliwym spojrzeniem, które prawdopodobnie brzmiało „znalazłem obiad”, przynajmniej w mniemaniu artysty.
- Czego od nas chcesz, Itachi – spytał wprost Sasori, ziewając przeciągle. Wciąż marzył o długim śnie.
Uchiha oderwał się od książki. Spojrzał na lalkarza i również zadał pytanie.
- Co się stało?
- Kiedy?
- Jak zdawaliście liderowi raport.
- A co miało się stać?
Itachi zamknął książkę i odłożył ją na stół.
Pozostali siedzący przyglądali się rozmówcą i przysłuchiwali wymianie zdań.
- Właśnie tego chciałbym się dowiedzieć. – Rzekł spokojnie brunet. – Cóż takiego się wydarzyło, że aż twój krzyk dotarł do naszych uszu?
Rudowłosy zmrużył oczy.
- Zgrywasz się, Itachi, czy naprawdę lider nie powiedział, czemu nas wysłał na misję.
- Ach… - Na twarz partnera Kisame wpełzł uśmiech. – Pein powiedział wam o tym? Po tym, jak was załatwił – kontynuował, patrząc na Deia – nie sądziłem, że wam o tym powie.
- Gdyby nie to, że kieruje Akatsuki, właśnie robiłbym z niego lalkę – warknął Sasori. Blondyn mimowolnie przełknął ślinę, słysząc to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz