Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek, że
ukochanej osobie życzyłeś zarówno dobrze jak i źle? Byłeś rozdarty
pomiędzy tym, czego pragnie najbliższa Ci osoba, a tym,czego pragniesz
Ty sam? A może zastanawiałeś się kiedyś, cóż byś wówczas zrobił? Co
takiego wybrał? Jak się zachował? Postawiłbyś na to,co dobre dla Twego
wybranka czy wybranki, czy też wybrał własne szczęście?
Jakież to trudne, jakże okrutne – musieć wybierać pomiędzy swoim zadowoleniem oraz tego, kogo kochamy, nawet jeżeli jest to miłość skrywana przed światem, przyjaciółmi, rodziną… Jednak nie przed tą osobą.
Dlaczego skrywana? Cóż… Mawia się, iż zakazany owoc smakuje najlepiej. Śmiało mogę stwierdzić, że tak jest w istocie. Tylko – dlaczego musimy się z tym ukrywać? Dlaczego nie możemy otwarcie powiedzieć, co do siebie czujemy? Dlaczego nawet przyjaciołom nie zdradziliśmy swego sekretu?
Odpowiedź jest prosta: ponieważ większość ludzi nie akceptuje TAKICH związków. Uważają je za obrzydliwe. Gardzą tego typu ludźmi. Przyznam, że sam nigdy do nich nic nie miałem, chociaż bynajmniej nie uważałem się za jednego z nich. Przeciwnie! Ale – nie kazali mi stać się takim, jakimi sami są, więc i ja nie zmuszałem ich do stawania się takimi, jakim jestem ja.
Ale teraz to i tak nie ważne – dołączyłem do ich grona. Nie sam. Wraz ze mną dołączył mój ukochany. Cieszyłem się z tego. Nigdy bym nie sądził, że tak to się potoczy. Sam już nie wiem, od czego to się zaczęło… Chyba od tego grudniowego dnia, kiedy to poszedłem go przepraszać…
- Cześć – rzucił na powitanie siwowłosy chłopak do szatynki, która otworzyła mu drzwi. – Jest twój brat?
- Jest – odpowiedziała, przepuszczając go do wnętrza mieszkania.
W przedpokoju szybko zdjął buty, zimową kurtkę, szalik, który wcisnęła mu matka i odłożył na przeznaczone im miejsca. Nim się wyprostował, zawisła nad nim inna postać. Jego przyjaciel, ten, którego przybył przeprosić. Wpatrywał się w niego bez emocji. Z góry. Dłońmi podpierał boki.
- O co chodzi, un? – Spytał spokojnie. Wiedział, że jego gość przybędzie, gdyż dziesięć minut wcześniej zasygnalizował to telefonem.
- Mówiłem, że chcę pogadać. – Uśmiechnął się, szczerząc zęby. Stwierdził, iż jakoś musi ugłaskać przyjaciela, a nic nie działa na niego tak dobrze, jak słodki uśmiech innej osoby.
Blondyn zaśmiał się wesoło, kruszejąc pod niespodziewanym atakiem. Gestem kazał mu podążać za sobą. Weszli do pokoju Deia. Rozsiedli się w dwóch granatowych fotelach naprzeciw drzwi. Oddzielał ich jedynie niski, okrągły stolik do kawy.
- Chcesz kawy lub herbaty? – Spytał gospodarz będąc niemal pewnym, iż zostanie poproszony o pierwszą propozycję. Tym bardziej jego zaskoczenie było większe, kiedy usłyszał odpowiedź.
- Nie. Chcę pogadać. – Zastanowił się chwilę. – A potem możesz zrobić herbatkę – dodał ponownie szczerząc zęby.
Przepraszałem go jakiś czas. Mówił, że się nie gniewa, że się wygłupiał. Cieszyłem się, że jednak wszystko było w porządku. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, wygłupialiśmy. Spędzaliśmy wspólnie czas. A moje serce? Kołatało jak szalone. Zwłaszcza, gdy w pewnej chwili znaleźliśmy się w specyficznej pozycji…
- Hidan – śmiał się blondynek. – Przestań, bo zaraz…
Huknęło, aż miło. Obaj nastolatkowe wylądowali na ziemi. Jashinista na plecach, jego gospodarz – na nim. Zamarli. Tępo wpatrywali się w siebie nawzajem, nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć. Ta pozycja była tak… nieodpowiednia! Milczeli.
Obojgu serca szybciej zabiły, a przyspieszyły jeszcze bardziej, kiedy siwowłosy pochylił się naprzód i musnął ustami wargi przyjaciela. Blondyn był zszokowany. Nie odpowiedział. Trwał tak, czując mętlik w głowie. W umyśle nie mógł przetrawić tego, co właśnie miało miejsce.
Drugie podejście. Tym razem bardziej natarczywe, przeradzające się w delikatny pocałunek. Pocałunek, który po chwili zostaje odwzajemniony. Nieporadnie, gdyż wcześniej Deidara nie miał ku temu okazji, ale jednak…
Trwaliby tak dłużej, gdyby nie hałas w przedpokoju. Natychmiast się zerwali. Stanęli na równe nogi i usiedli na kanapie, mieszczącej się naprzeciw foteli. Gdyby ktoś wszedł – udawaliby, że nic się nie stało. Rozmawiali, wygłupiali się – jak zawsze, kiedy są razem.
Nikt jednak nie zajrzał do pokoju. O niebiosa! Jakież szczęście! Ponieważ – gdyby ktoś się skusił – ujrzałby parę nastolatków, siedzących z pochylonymi głowami i czerwonymi, od rumieńców, twarzami. Obaj rozmyślali nad tym, co przed chwilą między nimi zaszło. To przyjemne uczucie, które rozlewało się w ich ciałach, pieszcząc każdy zakątek. Czemu to zrobili? Po co? Cóż takiego nimi kierowało?
Rzucili sobie ukradkowe spojrzenia. Blondyn przełknął ślinę i ponownie nachylił się ku towarzyszowi. Ten uśmiechnął się delikatnie i ponownie przywarł do jego ust. Tym razem namiętniej. Ku jego uciesze – chłopak o błękitnych oczach odwzajemnił gest.
Tak słodko. Tak cudownie. Tak wspaniale.
- Deidara – szepnął gość, po dłuższej chwili. – Co my właściwie robimy?
- Nie wiem, un – odpowiedział równie cicho. – I nie chcę wiedzieć. – Tym razem to on zatopił się w wargi swego przyjaciela.
Tak. Było nam razem dobrze. Obu się to podobało. Tym trudniej było mi go opuścić tamtego dnia. Szczególnie, że po moim pytaniu Deidara odrzucił bariery. Sam zaczął się zachowywać bardziej… perwersyjnie. Nie powiem, by mi to przeszkadzało. Korzystałem. Chyba najbardziej podobało mi się, kiedy sam nade mną zawisł, kiedy leżałem na jego łóżku, a po chwili – zaczął mnie całować.
Zawsze miał tak słodkie usta… Takie delikatne i miękkie. Tak kusząco zapraszające…
Tak… Kocham go. Do szaleństwa. Jak wariat pragnę, by był obok mnie. Jestem fanatykiem? Możliwe… Ale… Właśnie dlatego mam ten cholerny problem. To wszystko przez mój chory fanatyzm na jego punkcie. I co mam wybrać? Naprawdę – nie wiem!
- Un – blondyn rzucił się na swego towarzysza. Uwiesił mu się na szyi i pocałował pełen nadziei na lepsze jutro.
- Czemu zawdzięczam tak wylewne powitanie? – Spytał tuląc go do piersi. Kojące uczucie. Rzekłoby się: miód na serce!
- Masz mnie wspierać, un – odpowiedział, wystawiając język, marszcząc przy tym twarz w słodkim grymasie. Wyglądał naprawdę rozkosznie. Uroczy obrazek!
Obaj znajdowali się w domu Hidana. Nie było nikogo. Dei przybył niepodziewanie. Widzieli się dwa dni temu, dlatego jashinista był nieco zdziwiony tym spotkaniem. Raczej nie zdarzało i msię spotykać tak często w roku szkolnym. Trzeba było sprawiać te pozory… Nikt przecież nie mógł wiedzieć o uczuciu, które ich łączy.
- W czym niby? – Zdziwił się gospodarz, zamykając drzwi do swojego pokoju. Było to zabezpieczenie, tak na wszelki wypadek. Zdążyli już przywyknąć, iż ludzie pojawiają się znikąd i z niewiadomych przyczyn, za każdym razem, kiedy chcą pobyć chwilę sami.
- Mam szansę! – Krzyknął radośnie blondyn, opadając na łóżko ukochanego. Położył się wygodnie, patrząc w sufit i delektując zimnem nieschowanej pościeli.
- Szansę? – Z zaciekawieniem uniósł brew, siadając na szafeczce nocnej, stojącej tuż przy miejscu spoczynku.
- Dostać się na te warsztaty malarskie – odpowiedział natychmiast. – Te, które mają być we Włoszech. – Dodał podniecony.
- Te, które będą trwały trzy miesiące? – Przypomniał sobie, o czym chłopak wspominał mu dobrze ponad miesiąc temu. Pamiętał, że Deidarze bardzo zależało, by się tam dostać. W końcu tam mógłby uczyć się tego, co tak bardzie lubił i z czym wiązał swoje przyszłe nadzieje życiowe.
- Te, te, un – kiwał głową z taką szybkością, że dziw brał, iż nie odpadła.
- To dobrze – uśmiechnął się Hidan. – Zatem muszę trzymać kciuki – dodał, wstając i pochylając się nad swoim chłopakiem. – A może coś jeszcze?
- Głupek, un – mruknął jego partner, oddając się przyjemności rozgrzanych ust.
Cieszyłem się z jego szczęścia. Zależało mi na nim i chciałem, by ten słodki uśmiech nigdy nie schodził z jego twarzy. Mu tak na tym zależało. Tak tego chciał, że nie mogłem, nie potrafiłem inaczej.
Z drugiej jednak strony… Miałem nadzieję, że będziemy mogli, zbliżające się wielkimi krokami, wakacje spędzić razem. Mógłbym godzinami siedzieć przy nim i nikt nie miał by nic przeciw temu. W końcu – mielibyśmy wolne! Nie trzeba by było zapierniczać do szkoły na lekcje, zakuwać po szkole na sprawdziany, ani przejmować się brakiem wolnego czasu, który moglibyśmy spożytkować na sen.
Tak chciałem z nim spędzić te wakacje… A pech chciał, że te jego drogie warsztaty wypadają właśnie na ten długi czas odprężenia. Pozostało mi zatem cieszyć się jego szczęściem, bo oczywiście – mój mały geniusz artystyczny - w końcu dostał się na te warsztaty, a dodam, że wcale nie było to takie proste. Było tylko dwadzieścia miejsc. Należało zrobić trzy pracę o podanej tematyce, po czym oddać w ręce jurorów.
Trzymałem za niego kciuki, bo co innego miałem zrobić? Zarazem czułem, jak gdzieś w moim sercu kołacze się cichy, niewinny głosik, uparcie wołający: „Niech mu się nie uda! Niech nie przejdzie! Niech zostanie ze mną!”. To prawda – miałem skrytą nadzieję, że mu się nie powiedzie. I co zrobić? W każdym z nas tkwi egoista! Czasami głęboko skrywany, a czasami otwarcie ukazywany. Ja swojego nie pokazywałem światu. Zamknąłem, go w sobie głęboko – gdzieś na dnie tego cholernego, wcześniej przeze mnie wspomnianego, organu.
Zastanawiasz się pewnie, co było dalej? Jak łatwo można się domyślić – nadeszły wakacje, tak upragnione przez niemal każdego, za wyjątkiem mnie. Wakacje oznaczały rozstanie, to, co tak strasznie pragnąłem odwlec. Jak na złość – mimo faktu, że każdy rzekomo miał wolne – nie mieliśmy dla siebie ni krzty czasu. Wciąż się mijaliśmy, wciąż komuś coś wypadało! Irytowało mnie to, jednak byłem bezradny. Moja bezsilność była tak przytłaczająca… Tak przykra… Udało nam się spotkać dopiero na dzień przed jego wyjazdem. Muszę przyznać, iż było to dla mnie dziwne doświadczenie. Moje myśli szalały. Miałem ich tysiąc na sekundę. Zmysły? Wariowały z jego powodu!
- Sorry, że przeszkadzam – rzekł na wstępie jashinista. – Pewnie się pakujesz…
- A tam, un – odparł gospodarz, gestem zapraszając w głąb mieszkania. Chwilę później znaleźli się w pokoju blondyna, rozsiedli na kanapie i z wesołymi uśmiechami, kontynuowali rozmowę. – Jak na chwilę przerwę, nic się nie stanie. – Omiótł wzrokiem pokój. – Poza tym… Już prawie wszystko schowałem.
- Właśnie widzę. – Spojrzał na szafę z, teraz niemal pustymi, pułkami, na których zwykle piętrzyły się ubrania jego kochanka. Dopiero w tej chwili dotarło do niego, jak długo nie będą się widzieć.
- Przyszedłeś tu, by podziwiać moje szafy, un? – Spytał chłopak z lubieżnym uśmiechem na twarzy, pochylając się ku partnerowi.
- N-nie… - Odpowiedział nieco zmieszany tak nagłym atakiem na swą sferę osobistą. Szybko się jednak zreflektował, ujmując twarz blondyna w dłonie i całując go w nos.
- Un! – Prychnął niezadowolony. – Miałem nadzieję na inny… pocałunek – fuknął oburzony, a następnie obrócił głowę w drugą stronę.
- Wiem, że miałeś – zaśmiał się jego gość.
Szybkim, gwałtownym ruchem powalił chłopaka na plecy, zawisł nad nim i uśmiechnął się perwersyjnie. Lubił dominować, a jego chłopak zwykle nie miał ku temu przeciwwskazań. ZWYKLE, ponieważ zdarzały mu się napady złości, że to nie on jest „tym na górze”. Wówczas dochodziło między nimi do szarpaniny. Najpierw delikatnej, później coraz bardziej gwałtowniej, która – koniec końców – przeradzała się w bójkę. W takich chwilach blondyn szarpał się i wił jak w febrze, by po dobrej godzinie, będąc całkowicie wyczerpanym, odpuścić. Zawsze kończyło się to tak samo – Hidan wygrywał, Deidara się poddawał i wracali do swoich ról oraz przyjemnych pieszczot, zadowalających obojgu.
- I go dostaniesz – dodał po chwili, wpijając się w usta blondyna. Bez żadnych dodatkowych słowy, jedną rękę wsunął mu pod bluzkę, gładząc delikatny tors oraz delektując się pomrukiwaniami kochanka. – Tęskniłeś, co? – Spytał, odrywając się od jego warg i zaglądając w oczy.
Deidara uśmiechnął się równie perwersyjnie, jak jego ukochany.
- I kto to mówi, un – zaśmiał się, obejmując jego szyję i ciągnąc na siebie do kolejnego pocałunku.
Tamten dzień był naprawdę piękny. Wyszedłem stamtąd dopiero późnym wieczorem, o ile tak można nazwać w pół do dwunastej w nocy. Kiedy dotarłem do domu, otrzymałem jeszcze od niego smsa, że właśnie wrócili jego rodzice. Na nasze szczęście – cały dzień byli na zakupach, kupując dla syna wszystko, co według nich, mogło mu się przydać na wyjeździe. Jak się okazało, następnego dnia – miał jedną wielką torbą wypchaną po brzegi samym jedzeniem, na które uparła się jego nadopiekuńcza matka. Druga, już mniejsza torba, także przygotowana przez jego opiekunów była pełna różnych przyborów artystycznych. Doprawdy – zadziwiający są jego staruszkowie.
W dzień jego wyjazdu, cała nasza paczka spotkała się na stacji, by życzyć naszemu blond przyjacielowi przyjemnej i bezpiecznej podróży oraz dobrej pogody i miłego instruktora (ostatni pomysł oczywiście wyszedł z moich skromnych ust). Czułem zazdrość, kiedy patrzyłem, jak każdy kolejno go tuli. Ale przecież wiedziałem doskonale, że jest mój, że mnie nie zdradzi, zawsze będzie ze mną, nawet jeśli nie ciałem, to umysłem.
- To do zobaczenia – rzekł radośnie Hidan, kiedy przyszła jego kolej na wytulenie blondyna, jak należy. – Będę tęsknił, kochanie – szepnął mu na uchu, gdy trwali w silnym uścisku.
- Ja też, un – odpowiedział tym samym tonem, całując niezauważalnie szyję jashinisty.
Czułem ból, kiedy patrzyłem, jak macha z oddalającego się pociągu. Denerwowałem się. Bałem się o niego. Że ktoś go skrzywdzi, że stanie się tragedia, jak na przykład – wykolejenie pociągu. Walczyłem z tym. Walczyłem, jak najlepiej potrafiłem. W końcu zwyciężyłem.
Co teraz? Cóż… Siedzę na parapecie okna i spoglądam w dal. Ponad bloki, które otaczają ten, w którym sam mieszkam. Ponad chmury, wolno sunące po niebie. Dalej, niż sięga widnokrąg. I odliczam…
Jeszcze dwa miesiące…
Miesiąc…
Trzy tygodnie… Dwa… Tydzień…
Jeszcze tylko te sześć dni! Pięć! Cztery! Już coraz bliżej… Trzy… Dwa… Już jutro go zobaczę!
Co wówczas?
Stanę na peronie. Powitam go z uśmiechem na twarzy. Przytulę, gdy tylko wysiądzie i szepnę na ucho: „Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem… Byłeś wszystkimi moimi myślami…”
Jakież to trudne, jakże okrutne – musieć wybierać pomiędzy swoim zadowoleniem oraz tego, kogo kochamy, nawet jeżeli jest to miłość skrywana przed światem, przyjaciółmi, rodziną… Jednak nie przed tą osobą.
Dlaczego skrywana? Cóż… Mawia się, iż zakazany owoc smakuje najlepiej. Śmiało mogę stwierdzić, że tak jest w istocie. Tylko – dlaczego musimy się z tym ukrywać? Dlaczego nie możemy otwarcie powiedzieć, co do siebie czujemy? Dlaczego nawet przyjaciołom nie zdradziliśmy swego sekretu?
Odpowiedź jest prosta: ponieważ większość ludzi nie akceptuje TAKICH związków. Uważają je za obrzydliwe. Gardzą tego typu ludźmi. Przyznam, że sam nigdy do nich nic nie miałem, chociaż bynajmniej nie uważałem się za jednego z nich. Przeciwnie! Ale – nie kazali mi stać się takim, jakimi sami są, więc i ja nie zmuszałem ich do stawania się takimi, jakim jestem ja.
Ale teraz to i tak nie ważne – dołączyłem do ich grona. Nie sam. Wraz ze mną dołączył mój ukochany. Cieszyłem się z tego. Nigdy bym nie sądził, że tak to się potoczy. Sam już nie wiem, od czego to się zaczęło… Chyba od tego grudniowego dnia, kiedy to poszedłem go przepraszać…
- Cześć – rzucił na powitanie siwowłosy chłopak do szatynki, która otworzyła mu drzwi. – Jest twój brat?
- Jest – odpowiedziała, przepuszczając go do wnętrza mieszkania.
W przedpokoju szybko zdjął buty, zimową kurtkę, szalik, który wcisnęła mu matka i odłożył na przeznaczone im miejsca. Nim się wyprostował, zawisła nad nim inna postać. Jego przyjaciel, ten, którego przybył przeprosić. Wpatrywał się w niego bez emocji. Z góry. Dłońmi podpierał boki.
- O co chodzi, un? – Spytał spokojnie. Wiedział, że jego gość przybędzie, gdyż dziesięć minut wcześniej zasygnalizował to telefonem.
- Mówiłem, że chcę pogadać. – Uśmiechnął się, szczerząc zęby. Stwierdził, iż jakoś musi ugłaskać przyjaciela, a nic nie działa na niego tak dobrze, jak słodki uśmiech innej osoby.
Blondyn zaśmiał się wesoło, kruszejąc pod niespodziewanym atakiem. Gestem kazał mu podążać za sobą. Weszli do pokoju Deia. Rozsiedli się w dwóch granatowych fotelach naprzeciw drzwi. Oddzielał ich jedynie niski, okrągły stolik do kawy.
- Chcesz kawy lub herbaty? – Spytał gospodarz będąc niemal pewnym, iż zostanie poproszony o pierwszą propozycję. Tym bardziej jego zaskoczenie było większe, kiedy usłyszał odpowiedź.
- Nie. Chcę pogadać. – Zastanowił się chwilę. – A potem możesz zrobić herbatkę – dodał ponownie szczerząc zęby.
Przepraszałem go jakiś czas. Mówił, że się nie gniewa, że się wygłupiał. Cieszyłem się, że jednak wszystko było w porządku. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, wygłupialiśmy. Spędzaliśmy wspólnie czas. A moje serce? Kołatało jak szalone. Zwłaszcza, gdy w pewnej chwili znaleźliśmy się w specyficznej pozycji…
- Hidan – śmiał się blondynek. – Przestań, bo zaraz…
Huknęło, aż miło. Obaj nastolatkowe wylądowali na ziemi. Jashinista na plecach, jego gospodarz – na nim. Zamarli. Tępo wpatrywali się w siebie nawzajem, nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć. Ta pozycja była tak… nieodpowiednia! Milczeli.
Obojgu serca szybciej zabiły, a przyspieszyły jeszcze bardziej, kiedy siwowłosy pochylił się naprzód i musnął ustami wargi przyjaciela. Blondyn był zszokowany. Nie odpowiedział. Trwał tak, czując mętlik w głowie. W umyśle nie mógł przetrawić tego, co właśnie miało miejsce.
Drugie podejście. Tym razem bardziej natarczywe, przeradzające się w delikatny pocałunek. Pocałunek, który po chwili zostaje odwzajemniony. Nieporadnie, gdyż wcześniej Deidara nie miał ku temu okazji, ale jednak…
Trwaliby tak dłużej, gdyby nie hałas w przedpokoju. Natychmiast się zerwali. Stanęli na równe nogi i usiedli na kanapie, mieszczącej się naprzeciw foteli. Gdyby ktoś wszedł – udawaliby, że nic się nie stało. Rozmawiali, wygłupiali się – jak zawsze, kiedy są razem.
Nikt jednak nie zajrzał do pokoju. O niebiosa! Jakież szczęście! Ponieważ – gdyby ktoś się skusił – ujrzałby parę nastolatków, siedzących z pochylonymi głowami i czerwonymi, od rumieńców, twarzami. Obaj rozmyślali nad tym, co przed chwilą między nimi zaszło. To przyjemne uczucie, które rozlewało się w ich ciałach, pieszcząc każdy zakątek. Czemu to zrobili? Po co? Cóż takiego nimi kierowało?
Rzucili sobie ukradkowe spojrzenia. Blondyn przełknął ślinę i ponownie nachylił się ku towarzyszowi. Ten uśmiechnął się delikatnie i ponownie przywarł do jego ust. Tym razem namiętniej. Ku jego uciesze – chłopak o błękitnych oczach odwzajemnił gest.
Tak słodko. Tak cudownie. Tak wspaniale.
- Deidara – szepnął gość, po dłuższej chwili. – Co my właściwie robimy?
- Nie wiem, un – odpowiedział równie cicho. – I nie chcę wiedzieć. – Tym razem to on zatopił się w wargi swego przyjaciela.
Tak. Było nam razem dobrze. Obu się to podobało. Tym trudniej było mi go opuścić tamtego dnia. Szczególnie, że po moim pytaniu Deidara odrzucił bariery. Sam zaczął się zachowywać bardziej… perwersyjnie. Nie powiem, by mi to przeszkadzało. Korzystałem. Chyba najbardziej podobało mi się, kiedy sam nade mną zawisł, kiedy leżałem na jego łóżku, a po chwili – zaczął mnie całować.
Zawsze miał tak słodkie usta… Takie delikatne i miękkie. Tak kusząco zapraszające…
Tak… Kocham go. Do szaleństwa. Jak wariat pragnę, by był obok mnie. Jestem fanatykiem? Możliwe… Ale… Właśnie dlatego mam ten cholerny problem. To wszystko przez mój chory fanatyzm na jego punkcie. I co mam wybrać? Naprawdę – nie wiem!
- Un – blondyn rzucił się na swego towarzysza. Uwiesił mu się na szyi i pocałował pełen nadziei na lepsze jutro.
- Czemu zawdzięczam tak wylewne powitanie? – Spytał tuląc go do piersi. Kojące uczucie. Rzekłoby się: miód na serce!
- Masz mnie wspierać, un – odpowiedział, wystawiając język, marszcząc przy tym twarz w słodkim grymasie. Wyglądał naprawdę rozkosznie. Uroczy obrazek!
Obaj znajdowali się w domu Hidana. Nie było nikogo. Dei przybył niepodziewanie. Widzieli się dwa dni temu, dlatego jashinista był nieco zdziwiony tym spotkaniem. Raczej nie zdarzało i msię spotykać tak często w roku szkolnym. Trzeba było sprawiać te pozory… Nikt przecież nie mógł wiedzieć o uczuciu, które ich łączy.
- W czym niby? – Zdziwił się gospodarz, zamykając drzwi do swojego pokoju. Było to zabezpieczenie, tak na wszelki wypadek. Zdążyli już przywyknąć, iż ludzie pojawiają się znikąd i z niewiadomych przyczyn, za każdym razem, kiedy chcą pobyć chwilę sami.
- Mam szansę! – Krzyknął radośnie blondyn, opadając na łóżko ukochanego. Położył się wygodnie, patrząc w sufit i delektując zimnem nieschowanej pościeli.
- Szansę? – Z zaciekawieniem uniósł brew, siadając na szafeczce nocnej, stojącej tuż przy miejscu spoczynku.
- Dostać się na te warsztaty malarskie – odpowiedział natychmiast. – Te, które mają być we Włoszech. – Dodał podniecony.
- Te, które będą trwały trzy miesiące? – Przypomniał sobie, o czym chłopak wspominał mu dobrze ponad miesiąc temu. Pamiętał, że Deidarze bardzo zależało, by się tam dostać. W końcu tam mógłby uczyć się tego, co tak bardzie lubił i z czym wiązał swoje przyszłe nadzieje życiowe.
- Te, te, un – kiwał głową z taką szybkością, że dziw brał, iż nie odpadła.
- To dobrze – uśmiechnął się Hidan. – Zatem muszę trzymać kciuki – dodał, wstając i pochylając się nad swoim chłopakiem. – A może coś jeszcze?
- Głupek, un – mruknął jego partner, oddając się przyjemności rozgrzanych ust.
Cieszyłem się z jego szczęścia. Zależało mi na nim i chciałem, by ten słodki uśmiech nigdy nie schodził z jego twarzy. Mu tak na tym zależało. Tak tego chciał, że nie mogłem, nie potrafiłem inaczej.
Z drugiej jednak strony… Miałem nadzieję, że będziemy mogli, zbliżające się wielkimi krokami, wakacje spędzić razem. Mógłbym godzinami siedzieć przy nim i nikt nie miał by nic przeciw temu. W końcu – mielibyśmy wolne! Nie trzeba by było zapierniczać do szkoły na lekcje, zakuwać po szkole na sprawdziany, ani przejmować się brakiem wolnego czasu, który moglibyśmy spożytkować na sen.
Tak chciałem z nim spędzić te wakacje… A pech chciał, że te jego drogie warsztaty wypadają właśnie na ten długi czas odprężenia. Pozostało mi zatem cieszyć się jego szczęściem, bo oczywiście – mój mały geniusz artystyczny - w końcu dostał się na te warsztaty, a dodam, że wcale nie było to takie proste. Było tylko dwadzieścia miejsc. Należało zrobić trzy pracę o podanej tematyce, po czym oddać w ręce jurorów.
Trzymałem za niego kciuki, bo co innego miałem zrobić? Zarazem czułem, jak gdzieś w moim sercu kołacze się cichy, niewinny głosik, uparcie wołający: „Niech mu się nie uda! Niech nie przejdzie! Niech zostanie ze mną!”. To prawda – miałem skrytą nadzieję, że mu się nie powiedzie. I co zrobić? W każdym z nas tkwi egoista! Czasami głęboko skrywany, a czasami otwarcie ukazywany. Ja swojego nie pokazywałem światu. Zamknąłem, go w sobie głęboko – gdzieś na dnie tego cholernego, wcześniej przeze mnie wspomnianego, organu.
Zastanawiasz się pewnie, co było dalej? Jak łatwo można się domyślić – nadeszły wakacje, tak upragnione przez niemal każdego, za wyjątkiem mnie. Wakacje oznaczały rozstanie, to, co tak strasznie pragnąłem odwlec. Jak na złość – mimo faktu, że każdy rzekomo miał wolne – nie mieliśmy dla siebie ni krzty czasu. Wciąż się mijaliśmy, wciąż komuś coś wypadało! Irytowało mnie to, jednak byłem bezradny. Moja bezsilność była tak przytłaczająca… Tak przykra… Udało nam się spotkać dopiero na dzień przed jego wyjazdem. Muszę przyznać, iż było to dla mnie dziwne doświadczenie. Moje myśli szalały. Miałem ich tysiąc na sekundę. Zmysły? Wariowały z jego powodu!
- Sorry, że przeszkadzam – rzekł na wstępie jashinista. – Pewnie się pakujesz…
- A tam, un – odparł gospodarz, gestem zapraszając w głąb mieszkania. Chwilę później znaleźli się w pokoju blondyna, rozsiedli na kanapie i z wesołymi uśmiechami, kontynuowali rozmowę. – Jak na chwilę przerwę, nic się nie stanie. – Omiótł wzrokiem pokój. – Poza tym… Już prawie wszystko schowałem.
- Właśnie widzę. – Spojrzał na szafę z, teraz niemal pustymi, pułkami, na których zwykle piętrzyły się ubrania jego kochanka. Dopiero w tej chwili dotarło do niego, jak długo nie będą się widzieć.
- Przyszedłeś tu, by podziwiać moje szafy, un? – Spytał chłopak z lubieżnym uśmiechem na twarzy, pochylając się ku partnerowi.
- N-nie… - Odpowiedział nieco zmieszany tak nagłym atakiem na swą sferę osobistą. Szybko się jednak zreflektował, ujmując twarz blondyna w dłonie i całując go w nos.
- Un! – Prychnął niezadowolony. – Miałem nadzieję na inny… pocałunek – fuknął oburzony, a następnie obrócił głowę w drugą stronę.
- Wiem, że miałeś – zaśmiał się jego gość.
Szybkim, gwałtownym ruchem powalił chłopaka na plecy, zawisł nad nim i uśmiechnął się perwersyjnie. Lubił dominować, a jego chłopak zwykle nie miał ku temu przeciwwskazań. ZWYKLE, ponieważ zdarzały mu się napady złości, że to nie on jest „tym na górze”. Wówczas dochodziło między nimi do szarpaniny. Najpierw delikatnej, później coraz bardziej gwałtowniej, która – koniec końców – przeradzała się w bójkę. W takich chwilach blondyn szarpał się i wił jak w febrze, by po dobrej godzinie, będąc całkowicie wyczerpanym, odpuścić. Zawsze kończyło się to tak samo – Hidan wygrywał, Deidara się poddawał i wracali do swoich ról oraz przyjemnych pieszczot, zadowalających obojgu.
- I go dostaniesz – dodał po chwili, wpijając się w usta blondyna. Bez żadnych dodatkowych słowy, jedną rękę wsunął mu pod bluzkę, gładząc delikatny tors oraz delektując się pomrukiwaniami kochanka. – Tęskniłeś, co? – Spytał, odrywając się od jego warg i zaglądając w oczy.
Deidara uśmiechnął się równie perwersyjnie, jak jego ukochany.
- I kto to mówi, un – zaśmiał się, obejmując jego szyję i ciągnąc na siebie do kolejnego pocałunku.
Tamten dzień był naprawdę piękny. Wyszedłem stamtąd dopiero późnym wieczorem, o ile tak można nazwać w pół do dwunastej w nocy. Kiedy dotarłem do domu, otrzymałem jeszcze od niego smsa, że właśnie wrócili jego rodzice. Na nasze szczęście – cały dzień byli na zakupach, kupując dla syna wszystko, co według nich, mogło mu się przydać na wyjeździe. Jak się okazało, następnego dnia – miał jedną wielką torbą wypchaną po brzegi samym jedzeniem, na które uparła się jego nadopiekuńcza matka. Druga, już mniejsza torba, także przygotowana przez jego opiekunów była pełna różnych przyborów artystycznych. Doprawdy – zadziwiający są jego staruszkowie.
W dzień jego wyjazdu, cała nasza paczka spotkała się na stacji, by życzyć naszemu blond przyjacielowi przyjemnej i bezpiecznej podróży oraz dobrej pogody i miłego instruktora (ostatni pomysł oczywiście wyszedł z moich skromnych ust). Czułem zazdrość, kiedy patrzyłem, jak każdy kolejno go tuli. Ale przecież wiedziałem doskonale, że jest mój, że mnie nie zdradzi, zawsze będzie ze mną, nawet jeśli nie ciałem, to umysłem.
- To do zobaczenia – rzekł radośnie Hidan, kiedy przyszła jego kolej na wytulenie blondyna, jak należy. – Będę tęsknił, kochanie – szepnął mu na uchu, gdy trwali w silnym uścisku.
- Ja też, un – odpowiedział tym samym tonem, całując niezauważalnie szyję jashinisty.
Czułem ból, kiedy patrzyłem, jak macha z oddalającego się pociągu. Denerwowałem się. Bałem się o niego. Że ktoś go skrzywdzi, że stanie się tragedia, jak na przykład – wykolejenie pociągu. Walczyłem z tym. Walczyłem, jak najlepiej potrafiłem. W końcu zwyciężyłem.
Co teraz? Cóż… Siedzę na parapecie okna i spoglądam w dal. Ponad bloki, które otaczają ten, w którym sam mieszkam. Ponad chmury, wolno sunące po niebie. Dalej, niż sięga widnokrąg. I odliczam…
Jeszcze dwa miesiące…
Miesiąc…
Trzy tygodnie… Dwa… Tydzień…
Jeszcze tylko te sześć dni! Pięć! Cztery! Już coraz bliżej… Trzy… Dwa… Już jutro go zobaczę!
Co wówczas?
Stanę na peronie. Powitam go z uśmiechem na twarzy. Przytulę, gdy tylko wysiądzie i szepnę na ucho: „Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem… Byłeś wszystkimi moimi myślami…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz