Wiedziałem
kim jesteś niemal od początku. Zdradziło Cię wiele aspektów. A jednak…
Dałem Ci wygrać. Dlaczego? Sam już nie wiem. Choć byłem cenionym
detektywem, choć potrafiłem rozwiązać niemal każdą zagadkę, przegrałem.
Zwyciężyłeś, przyznaję.
Sprawiedliwość
nie zatriumfowała, ale z jakiegoś powodu… Nie żałuję. Nawet się cieszę.
Miałem przyjaciela. Miałem osobę z którą mogłem rozmawiać, której
mogłem zaufać. Byłeś pierwszą taką osobą. Byłeś pierwszym, któremu
zaufałem aż do tego stopnia. „Przyjaciel”. Nie nazwałem Cię tak bez
powodu. Już wtedy wiedziałem, że jesteś Kirą, a jednak… Ufałem Ci. I nie
potrafiłem przestać.
Coś
w mym sercu mówiło mi, że będzie dobrze, że muszę być przy Tobie. Że
przy Tobie jest mi tak dobrze. W pewien sposób czułem się bezpieczny.
Nie! Nie wtedy, kiedy byliśmy skuci ze sobą kajdanami. Ale jeszcze przed
tym i po tym zdarzeniu…
Czułem
się przy Tobie inaczej, niż przy każdej innej osobie. Było w Tobie coś
takiego… Coś, co mnie przyciągało. Miałeś w sobie tę odrobinę słodyczy.
Chciałem do niej dotrzeć. Uparcie do tego dążyłem. Jednak nie dotarłem
tam na czas…
Teraz
pozostaje mi już tylko żałować. Dlaczego? Sam nie wiem. Przecież żaden z
nas nie przywiązał się do drugiego w emocjonalny sposób… Prawda?
Proszę, powiedz mi, że mam rację… Choć sam już w to nie wierzę…
Wyjrzałem
za okno. Deszcz bił obficie w szyby. Czułem to. Czułem, co się zbliża,
co ma nadejść. Nasze pożegnanie. Ostatnie. Wiem, że tak będzie. Bo
przecież nie możesz pozwolić mi żyć, mam rację? Nie, skoro to właśnie Ty
jesteś Kirą. A jednak czuję pewnego rodzaju zawód…
Wątpiłem byś kiedykolwiek się dowiedział, skąd on się wziął. Nieważne. Lepiej żebyś nie wiedział…
Wyszedłem
na dach. Deszcz moczył me ubranie i włosy. Orzeźwiał. Choć na zewnątrz
było zimno, nie czułem tego. Dla mnie panował tam delikatny chłód. Nie
mógł się równać z tym, który odczuwałem głęboko w sercu.
Czym
jest to uczucie? Nie znam go? A może Ty potrafisz mi powiedzieć? Czułeś
to kiedyś? Ja nigdy wcześniej. Taki smutek, taka przykrość, żal, iż
będę musiał Cię opuścić. Nie… Naprawdę tego nie chcę. Pozostawić
jedynego przyjaciela? Przecież nawet w Wammy’s House nie czułem się z
nikim aż tak związany, jak z Tobą…
Obserwowałem
wszystko wokół. Deszcz lał niemiłosiernie. Szare chmury nie miały
zamiaru opuścić Tokio. Chyba mi współczuły. Tak. Ja też wiedziałem, że
umrę. Czyżby i one to przeczuwały i teraz płakały nade mną?
Nie…
Dlaczego to się musi tak skończyć? Czy nie może być inaczej? Czy nie
mogę żyć dalej przy Twym boku, będąc szczęśliwym? Przecież nawet teraz,
kiedy wiem, że jesteś tym seryjnym mordercą, nikomu tego nie oznajmiam.
Nie chcę tego zrobić. Miałbym porzucić jedynego w mym życiu przyjaciela?
Light… Nie chcę tego… A Ty?
Proszę…
Proszę Cię, mój jedyny przyjacielu… Mógłbyś to odłożyć? Poczekać
jeszcze trochę… Tydzień, miesiąc, rok? Wiedziałem, że tego nie zrobisz…
Dlaczego więc się łudziłem?
Kiedy
usłyszałem za sobą Twój delikatny głos, wołający mnie po pseudonimie
jakim Ci się przedstawiłem, coś we mnie drgnęło. Odwróciłem się. Stojąc w
deszczu, widziałem jak przez mgłę Twą postać. A jednak tam byłeś.
Przyszedłeś do mnie.
Czemu
się tak litowałeś? Dlaczego byłeś tak delikatny, tak czuły? Przecież
chciałeś mnie zabić! Obaj to wiedzieliśmy. A jednak… W tamtej chwili,
kiedy podszedłeś do mnie, mówiąc, że mam wracać, by się nie zaziębić
byłeś taki troskliwy. Czemu? Czemu, Light?
Rozmawiałeś
ze mną tak, jakbyśmy naprawdę byli przyjaciółmi. Wiesz jak się z tego
cieszyłem? Wręcz skakałem ze szczęścia, jakie mnie ogarniało.
Właśnie dlatego bolała mnie ta pewność, iż to ostatnie nasze wspólne chwile.
Kiedy
po powrocie do monitorów poczułem jak moje serce zamiera wiedziałem, że
to Twoja sprawka. Wiedziałem. Widziałem Twój podły uśmiech. Pamiętasz
moje słowa? „Więc jednak byłeś Kirą…” Nie… Wtedy się przy tym nie
upewniłem. Wiedziałem to już wcześniej! Jednak musiałem przed Tobą grać,
mój przyjacielu.
Przepraszam Cię, Light…
*** *** ***
To wszystko było takie dziwne. Ale to była walka! Byliśmy na wojnie, L!
Obaj
od początku to wiedzieliśmy! Obaj musieliśmy grać, udawać przed drugim
kim naprawdę jesteśmy. Przecież nie mogliśmy otwarcie sobie powiedzieć,
że ja jestem Kirą, a Ty nie mogłeś mi powiedzieć jak się nazywasz.
Musieliśmy dociekać, snuć plany i intrygi, które miały doprowadzić nas
do celu. Które miały dać zwycięstwo jednemu z nas!
Nazwałeś
mnie „przyjacielem”. Ha! Czcze gadanie! Wiem, że tak naprawdę kłamałeś!
Kłamałeś, by zdobyć me zaufanie! By łatwiej Ci było do mnie dotrzeć, a
ostatecznie schwytać i osądzić swego wroga – Kirę!
Nie poddawałem się! Nawet w krytycznych sytuacjach!
Sądziłeś,
że mnie wyprzedzisz? Miałeś czelność myśleć, że uda Ci się mnie
pokonać? Sprawiedliwość zwyciężyła, L! Bo to ja nią jestem! Pokonałem
Cię w Twojej własnej grze!
Widziałem
jak beznamiętnie wpatrujesz się w okno. Zaraz potem wyszedłeś z
pomieszczenia, kierując się na dach. Wiedziałem. A jednak nie od razu za
Tobą poszedłem. Właściwie… Co tam robiłeś? Nad czym tam tak dumałeś?
Zastanawiałeś
się jak ze mną wygrać? Śmieszne! I tak byś nie zdołał! Każdy szczegół
mojego planu był doskonale przemyślany! Wiedziałem, że to ja wygram.
Prędzej czy później, ale jednak JA!
Poszedłem
Cię szukać, kiedy reszta grupy dochodzeniowej zaczęła się martwić.
Zaoferowałem się pierwszy. Musiałem udawać „przyjaciela”. Jakież to było
męczące… Jakże nudne i fałszywe! Zarówno z mojej jak i z Twojej strony!
Po
jaką cholerę to wtedy powiedziałeś? Dlaczego musiałeś powiedzieć, że
jestem Twoim „przyjacielem”? Przecież obaj wiedzieliśmy, że kłamiesz!
Nie ufałeś mi od samego początku, a ja… To chyba oczywiste, że nie
ufałem Tobie, skoro byliśmy wrogami!
Ale musiałem udawać. Zmusiłeś mnie… A ja postanowiłem przyjąć wyzwanie. Nie jestem tchórzem! Pokazałem Ci to, prawda?
Kiedy
widziałem Cię strojącego w deszczu chciałem, byś tam zdechł. Zamarzł na
kość i umarł z zimna! Wówczas Rem nie musiałaby się fatygować i mógłbym
ją wykorzystać do czegoś w późniejszym czasie…
Cholerny egoisto! Nie mogłeś wtedy umrzeć?!
Mówiłem
potulnym głosem. Chciałem, byś ze mną wrócił…Na dół, do pozostałych. I
tak byś zginął i tak. A Ty jedynie patrzyłeś na mnie tym zaćpanym
wzrokiem. Co jest? Za dużo bitej śmietany się nażarłeś? W końcu zemdliło
Cię przez te jebane słodycze, które tak namiętnie wpieprzałeś w każdej
chwili?
Zawołałem
Cię po raz kolejny mówiąc, byśmy zeszli, byś się nie przeziębił…
Ponownie udawałem przyjaciela… Przyznasz, że wspaniale odegrałem tę
rolę? Nie wyobrażasz sobie jednak z jaką niechęcią.
Nienawidziłem
Cię z całego serca! Stanąłeś mi na drodze! Byłeś mi gwoździem w oku od
samego początku! Drażniłeś, prowokowałeś! A mimo to – przegrałeś!
Tak,
L! Przegrałeś! I co? Kto okazał się lepszym? Oczywiście, że ja!
Musiałem wygrać, jeśli miałem stać się Bogiem nowego świata! Bóg-Kira! Z
każdym dniem zyskiwałem coraz większe rzesze wyznawców! Co razwięcej
ludzi mnie popierało. Nie pod przymusem! Popierali mnie, bo naprawdę
byłem dla nich Bogiem, wymierzającym sprawiedliwość tym, którzy ich
ranili!
A Ty? Kim… Czym byłeś, L? Niczym! Ot co!
Kiedy
Rem zniknęła z pokoju wiedziałem, że postanowiła wpisać tam Twoje imię i
nazwisko. Cieszyłem się. Odliczałem te cholerne sekundy!
Gdy
spadłeś z krzesła, w duszy wyłem z radości. Chciałem skakać ze
szczęścia, a jednak… Musiałem odegrać tę ostatnią scenkę! Specjalnie dla
naszej drogiej grupy dochodzeniowej!
Chwycili to… A Twoje śmieszne ostatnie słowa? Tak, L… Miałeś rację! Ja byłem Kirą! I zwyciężyłem! Sprawiedliwość zatriumfowała!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz