Samotnie
siedziałem na ławce. To miejsce było dziś tak ciche, spokojne. Nikogo
wokół. Zamknąłem oczy, wsłuchując się w świst wiejącego wiatru. Nie. Nie
potrafił mnie uspokoić. Nie koił bólu w moim sercu. Bólu trwającego już dwa lata. Dziś jest rocznica, wiesz?
Otworzyłem
oczy i spojrzałem w dół. Czy wiesz, że teraz cały ten czas, kiedy
byliśmy razem zdaje mi się być tylko chwilą? Przecież to były lata! Nie
dni, nie tygodnie, nie miesiące! Lata, do cholery! I nagle…To wszystko się skończyło. Nawet nie wiem jak. Nagle. Bez zapowiedzi. Spadło jak grom z jasnego nieba…
Tęsknię, wiesz? Masz pojęcie, jak cierpię? Masz pojęcie, jak mi Ciebie brakuje? A gdzie Ty teraz jesteś? Nawet sam już nie wiem…
Chciałbym,
by to wszystko się nie wydarzyło… By były to tylko kłamstwa. Niech te
dwa lata okażą się kłamstwem! Koszmarem, z którego nie potrafiłem się
wybudzić, a w końcu się udało! Błagam, niech tak będzie!
Pragnę
Twych ciepłych ramion otaczających moje ciało i tulących do Twego
ciała. Pragnę cichego, uspokajającego szeptu wprost do mego ucha.
Delikatnego i ciepłego głosu powtarzającego, że wszystko będzie dobrze,
że mam się nie martwić… Proszę! Niech to wróci! Zrobię co będzie trzeba,
przysięgam! Tylko wróć… Do mnie! Błagam Cię!
Wiatr ponownie porwał w tan moje włosy. Kilka
łez spłynęło po moich policzkach. Cierpiałem. Pamiętam jak w jesienne
dni spacerowaliśmy razem. Opowiadałeś mi tyle historii. Kiedy było mi
przykro, kiedy płakałem, pocieszałeś mnie. Ale
nawet nie potrzebowałem wówczas Twych słów. Wystarczyło mi, jeśli się w
Ciebie wtuliłem. Byłem tak szczęśliwy! Radość rozpierała mnie od środka!
W takich chwilach mogłem płakać, ale ze szczęścia, że Cię mam, że
jesteś blisko…
Więc
dlaczego odszedłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? Samotnego, zagubionego?
Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Nadal nie mogę! Są takie chwile,
kiedy szaleję z rozpaczy! Najchętniej demolowałbym, co tylko wpadłoby mi
w ręce, a jednak najczęściej zamykam się wówczas w swoim pokoju
zabraniając każdemu wstępu. Nie chcę nikogo poza Tobą, wiesz? I co z
tego, że otaczają mnie przyjaciele? Nie dadzą mi tego, co Ty! W dodatku
są szczęśliwi. Każde z nich kogoś ma, a ja? Cierpię, widząc ich
szczęście. Powinienem się cieszyć z nimi, prawda? A jednak nie potrafię!
Ich szczęście mnie zabija!
To
wszystko, o czym Ci teraz mówię… To sprawia, że łzy same płyną z moich
oczu. Nie potrafię ich powstrzymać, wybacz. Ale nie mogę już dłużej!
Czemu tak musiało się stać? Dlaczego to się tak potoczyło?
Patrząc
teraz w czyste niebo nie potrafię zapomnieć jak razem siedzieliśmy na
trawie, jak rozmawialiśmy i wspólnie się śmialiśmy. Jak pozwalałeś mi
się w siebie wtulić. Bezpieczeństwo. Oto, co wtedy czułem. Nie obawiałem
się Ciebie. Nigdy! Ufałem Ci bezgranicznie. Wiedziałem, że mnie nie
skrzywdzisz! Nie Ty!
Za
każdym razem, kiedy wpatrywałem się w Twoje oczy, na mą twarz wpływał
rumieniec. Wiesz, dlaczego, prawda? Przecież to takie oczywiste! Czy
mógłbym chcieć czegoś więcej prócz Twej bliskości? Nie! Na pewno nie! To
był mój największy skarb! Ty nim byłeś! Ty i wszystko, co się z tym
wiązało! Każdy gest, każdy uśmiech, każde czułe słowo w moim kierunku…
I
nagle…To, co tak kochałem zostało mi brutalnie odebrane. Szok. Ból.
Rozpacz. Na koniec gniew. Wtedy Ciebie o to obwiniałem. Zraniłeś mnie,
ale to nie była Twoja wina. A ja rozładowałem swą złość właśnie na
Tobie. Jakiż byłem głupi, prawda? Ale wtedy się nad tym nie
zastanawiałem! Ważne było tylko to, że z Twojego powodu czułem ból.
Przez Ciebie czułem smutek. Załamałem się, a następnie Cię
znienawidziłem!
Dotąd
nie mogę się z tym pogodzić, a przecież minęły już cholerne dwa lata! I
co? I wciąż wierzę, że do mnie wrócisz. Wiem, jestem naiwny, ale tak
tęsknię, tak tego pragnę…
Nie.
Ja już nie żyję! Zginąłem. Umarłem, kiedy odszedłeś! Moje serce
stanęło, przestało bić. A tak bym chciał jeszcze raz spojrzeć w te
piękne, czarne oczy. Poczuć ciepło, które z nich biło. Mam zdjęcia i co?
One nic nie dają. Zimno, pustka, gorycz.
Nawet nie mogłem się z Tobą pożegnać. To nadeszło tak nagle.
A
teraz? Siedzę na tej cholernej, zielonej ławeczce. Na cmentarzu nie ma
nikogo poza mną. Ptaki milczą. Wiatr przestał wiać. Cisza. A ja patrzę
na Twój grób. I płaczę. Łzy, jedna po drugiej, płyną po moich
policzkach.
Nadal nie mogę się z tym pogodzić.
Itachi! Tak Cię kochałem! Jak nikogo! I odszedłeś! Opuściłeś mnie…
Wstałem, nie mogąc znieść własnych myśli.
Wiesz…Nadal
za Tobą tęsknię. Nadal nie mogę się z tym pogodzić, że nie ma Cię już
wśród żywych. Ale mimo to, nadal tkwią we mnie te wszystkie uczucia,
którymi Cię darzyłem. Nie umrą nawet, kiedy i ja odejdę z tego świata.
Zostaną do końca.
Jednak teraz muszę iść. Niedługo wrócę. Znów z Tobą porozmawiam.
Odszedłem kawałek i spojrzałem na Twój grób. Uśmiechnąłem się delikatnie sam do siebie.
Wiesz co? Właśnie dlatego, że wciąż na Ciebie czekam nigdy nie powiem „Żegnaj”…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz