Uchiha
westchnął. Zrobiło mu się głupio. Chwilę jeszcze wpatrywał się w oczy
ukochanego, po czym spuścił wzrok. Pamiętał tamtą rozmowę. Gdyby wówczas
dał wiarę słowom blondyna, chłopak nie musiałby teraz siedzieć
zamknięty w zakładzie psychiatrycznym.
Tak.
Wiedział, iż częściowo to jego wina. Mógł dużo wcześniej wszystkiemu
zaradzić. Sprawić, że Deidara nadal spokojnie by studiował, nie bałby
się otoczenia. Pozostałby tą samą, radosną osobą, którą był niegdyś.
Spoglądał
na blondyna z melancholią. Jakby nie będąc sobą. Pogładził go
delikatnie po policzku, wspominając tamten tragiczny dzień.
*** *** ***
Brunet
wrócił do domu późnym wieczorem. Najpierw długo miał zajęcia, później
musiał jeszcze zrobić zakupy. Cóż – ten tydzień dyżurów należał do
niego, a nie do Madary. Mimo wszystko podział pracy u studentów miał
swoje minusy. Zwłaszcza, kiedy zajęcia na uczelni miało się od samego
rana do wpół do ósmej wieczorem.
Znudzony
i zmęczony całym dniem, wszedł do mieszkania, od razu kierując się do
kuchni, gdzie miał zamiar wypakować zakupioną żywność. Już w wejściu
zauważył, że mają gościa – buty i płaszcz Deidary mówiły wszystko.
Uśmiechnął się, postanawiając później przywitać się zarówno z kuzynem,
jak i przyjacielem.
Ruszył
do kuchni, która mieściła się naprzeciw wejścia oraz tuż obok ich
największego pokoju w całym trzypokojowym mieszkaniu. Tego używali jako
gościnnego, gdzie wspólnie odrabiali zadania domowe, oglądali filmy, czy
przesiadywali razem ze znajomymi. Dwa pozostałe, mieszące się w głębi
mieszkania używali jako sypialnie. Po jednej dla każdego.
Rozpakowując
siatki, usłyszał jakiś pisk. Spojrzał w stronę drzwi, zastanawiając
się, co to mogło być. Wzruszył ramionami, stwierdziwszy, iż mu się
przesłyszało. Gdy skończył, ruszył do swego pokoju, pamiętając, by
uprzednio przywitać się z pozostałymi obecnymi w domu.
Podszedłszy
do drzwi, znów usłyszał krzyk i coś jakby łkanie. Zmarszczył brwi,
zastanawiając się, co się tam mogło dziać. Na raz przypomniał sobie swą
rozmowę z Deidarą sprzed trzech miesięcy. Odgonił te myśli. Były
przecież absurdalne!
Otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Cześć, chło…
Otworzył
szeroko oczy. To, co właśnie zobaczył, przeszło jego najśmielsze
oczekiwania. Nie był pewien, jak ma się teraz zachować. Jego myśli
szalały. To o czym opowiadał blondyn było prawdą. Nie wyolbrzymił ani
jednego słowa. Mało tego… Według tego, co Itachi właśnie zobaczył -
chłopak powiedział nawet zbyt mało.
- Nie wiem, czy nie zauważyłeś – warknął w jego stronę Madara, spoglądając gniewnie na kuzyna, - ale przeszkadzasz.
Itachi
nadal patrzył na niego oniemiały. Jego kuzyn pochylał się nad leżącym
na łóżku, zapłakanym, pobitym i związanym blondynem. Chłopak miał
pocięte ręce i nogi, w wielu miejscach miał malinki lub ugryzienia, nie
mówiąc o licznych siniakach, gdzieniegdzie już fioletowych, w innych
miejscach jeszcze jarzących się czerwienią. Pół nagi Madara dociskał
rozebranego Deidarę do łóżka, w tej chwili patrząc przy tym z
wściekłością na Itachiego.
- Radzę ci wyjść – warknął ponownie, na co kuzyn zareagował.
Jak
oparzony wybiegł z pokoju, nie zamykając za sobą drzwi. Był wściekły i
miał zamiar choć spróbować pomóc przyjacielowi. Wbiegł do swojej
sypialni, gdzie znalazł metalową figurkę, przedstawiającą smoka. Dostał
ją od Deia na swoje szesnaste urodziny. Była wysoka na pół metra, ciężka
i wytrzymała – jego młodszy brat kilku krotnie wyrzucał ją z piątego
piętra, by zrobić Itachiemu na złość, kiedy się na niego obraził.
Brunet
chwycił smoka za długą, wężową szyję, tuż przy łbie i ruszył z powrotem
do pokoju Madary, który nadal napastował swego chłopaka. Ten spojrzał
ze znudzeniem na stojącego nad nim kuzyna z wyciągniętymi w górę rękoma,
jednak widząc żelazną figurę w jego dłoniach zastygł. Źrenice
natychmiast się powiększyły, a po twarzy przeszedł nieznaczny dreszcz.
Itachi
zamachnął się i z całej siły uderzył Madarę w głowę. Ten zawył z bólu, a
Itachi powtórzył cios jeszcze dwa razy. Student osunął się na swego
chłopaka. Był nieprzytomny. Miał rozciętą głowę, z której popłynęła
niewielka stróżka krwi. Itachi nie zwracał na to uwagi. Pomógł Deidarze
wygrzebać się spod niego. Okrył go swoją bluzką i wyprowadził z pokoju.
Po chwil jednak wrócił, by zebrać ubrania blondyna. Oddał je
właścicielowi i wyszedł z swej sypialni. Wolał, żeby przyjaciel ubrał
się w spokoju. Sam wrócił do Madary, któremu skrępował ręce i nogi, by
gdy się obudzi, nie stwarzał zagrożenia. Następnie wyciągnął komórkę z
kieszeni spodni i wystukał numer na policję. Zgłosił gwałt z brutalnym
pobiciem oraz znęcaniem się, podał adres i czekał na przybycie
radiowozu.
Im
więcej czasu upływało, tym bardziej się denerwował. W międzyczasie
zajął się Deiem, robiąc mu herbatę, dając środki uspokajające, tuląc go i
pocieszając.
Gliniarze
przyjechali dziesięć minut po wezwaniu. Itachi wskazał im pokój kuzyna.
Ten był już przytomny i klął jak najęty, kiedy go wyprowadzali. Gromiąc
wzrokiem Itachiego przyrzekał, że obaj – i on i Deidara tego pożałują.
Obiecywał, że wróci i zemści się na obydwu.
Jeden
z policjantów pozostał w mieszkaniu. Prosił Itachiego o zeznania,
podczas gdy blondyna wyprowadzili sanitariusze, zabierając go do
szpitala na gruntowne badania. Uchiha niechętnie puścił chłopaka samego,
ale obiecano mu, że później zabiorą go do przyjaciela.
Opowiedział
o wszystkim – o tym, co zobaczył, o tym że uderzył kuzyna, że go
związał i pomógł Deidarze. Wspomniał także o rozmowie sprzed trzech
miesięcy. Żałował, że już wtedy tego nie zrobił.
Rozprawa
odbyła się kilka dni później. Madara został skazany na pięć lat
pozbawienia wolności. Zamknięto go, jednak to nie sprawiło, że blondyn
czuł się bezpiecznie. Stan psychiczny, do jakiego brunet go doprowadził
był poważny. Wszędzie go widział i bał się.
*** *** ***
-
Nie ma go tutaj – rzekł uspokajająco Itachi. Nie był teraz pewien, czy
chce dodać otuchy sobie, czy ukochanemu. Pocałował go delikatnie i
pogładził po włosach. – Wszystko będzie dobrze, Dei… On cię już nie
skrzywdzi – dodał, tuląc go mocno.
- Obiecaj… - szepnął cicho chłopak.
Obaj – zarówno lekarz jak i odwiedzający spojrzeli pytająco na pacjenta.
-
Obiecaj, że będziesz mnie codziennie odwiedzał, un – rzekł, a łzy
potoczyły się po jego policzku. – Inaczej oszaleję – dodał, wtuliwszy
twarz w pierś Uchiha.
Itachi
czuł, jak jego bluzka staje się coraz bardziej wilgotna od łez
blondyna. Tulił go. Nie potrafił pocieszyć. Nigdy nie potrafił tego
robić. Umiał jedynie słuchać i dawać rady. Ale na cóż one by się teraz
zdały?
- Obiecuję.
Księżyc
ponownie rzucał światło przez kraty w oknach. Niezasunięte zasłony
spokojnie wpuszczały jego promienie do wnętrza pokoju, jakby
zapraszająco. Białe ściany, drzwi oraz lustro były przezeń oświetlone.
Najciemniejszym miejscem w pokoju znów był kąt z lewej strony, tuż pod
oknem. Kąt, z którego dochodziły ciche pociągnięcia nosem oraz szlochy.
- Odejdź, proszę – stęknął Deidara, patrząc w stronę drzwi. Skulił się jeszcze bardziej.
- Niby dlaczego? – Męski, mocny głos.
Deidara
widział go wyraźnie. Stał tam – w rogu po przeciwnej stronie pokoju.
Dumny i pewny siebie. Z długimi, czarnymi włosami i impertynenckim
spojrzeniem. Uśmiechał się.
-
Nie! – Krzyknął blondyn zamykając oczy i zakrywając uszy. – Ciebie tu
nie ma, un! – Ponownie zachlipał. –To tylko moja wyobraźnia, un!
Madara zachichotał. Zrobił kilka kroków na przód. Przyglądał się telepiącemu chłopakowi.
- Jak ty słodko wyglądasz – zakpił, ponownie się zbliżając.
- Ciebie tu nie ma, un! – Szlochał dalej Dei. – To tylko moja wyobraźnia, un!
- Tak, Dei – szepnął mu do ucha brunet. – To tylko twoja wyobraźnia…
Następnego
ranka, gdy lekarz poszedł na poranny obchód, wchodząc do pokoju Deidary
z zadowoleniem stwierdził, iż ten spał w swoim łóżku. W dodatku tej
nocy nie biegał już po korytarzu i nie wrzeszczał. Może rzeczywiście
brakowało mu po prostu towarzystwa Itachiego?
Zadowolony, postanowił zadzwonić do Uchiha i poinformować go, iż jego wizyty faktycznie będą bardzo pożądane dla terapii.
I
rzeczywiście – brunet codziennie spędzał w klinice dwie godziny ze
swoim chłopakiem, rozmawiając o różnych rzeczach. Chłopak zdawał się być
weselszy i bardziej spokojny. Tak, jakby to dobrze na niego wpływało.
Za
dnia był spokojny, jednak nocami przeżywał piekło. Lekarze wiedzieliby o
tym, gdyby wówczas do niego zaglądali. Płakał, krzyczał i mimo wszystko
– widywał Madarę. Bał się go. Cierpiał. Nie potrafił się tego pozbyć.
Widział go każdej nocy. Czuł, jak brunet go całuje, jak go pieści, a
jednak nie potrafił się temu oprzeć.
-
I znów jest noc… - Usłyszał pewnego wieczoru, siedząc na łóżku i
spoglądając na gwiazdy. Tej nocy był nów. Ciemność spowijała niemal cały
pokój. Nikłe światło pochodziło od znajdującej się daleko latarni.
Deidara
wzdrygnął się, słysząc te słowa. Zadrżał ponownie, kiedy poczuł, że
ktoś za nim siada i obejmuje go w pasie. Czuł, jak Madara nachyla się
nad nim i dyszy na jego kark.
-
Tym razem nie mam zamiaru ograniczać się do całowania – szepnął cicho i
ugryzł go w małżowinę. Pociągnął za nią lekko. Czuł, jak blondyn drży. –
Pamiętasz?
Pocałował
jego kark i językiem powiódł po jego szyi, zmierzając do żuchwy, a
następnie, odwróciwszy dłonią jego twarz ku sobie, brutalnie go
pocałował. Drugą dłonią podwinął bluzkę chłopaka, a wsunąwszy pod nią
dłoń, począł gładzić go po brzuchu.
Spojrzał
na Deia. Płakał. To sprawiało, że Madara chciał jeszcze bardziej zadać
mu ból. Doprowadzić do takiego stanu, jak przed kilkoma laty. Odwrócił
go przodem do siebie, ponownie namiętnie całując. Nie było w tym
uczucia. Jedynie namiętność. Przejmująca rządza, ogarniająca całe ciało.
Położył się na chłopaku, zmusił go do posłuszeństwa. Nie potrzebował do
tego słów. Znał go dobrze. Sam widok bruneta przerażał Deidarę. W tym
momencie zrobiłby wszystko, by napastnik był dla niego delikatny.
-
Grzeczny chłopiec – wyszeptał Madara, całując jego szyję. Zassał
nieznacznie skórę, pozostawiając w tym miejscu czerwony ślad. Uśmiechnął
się ironicznie. – Pamiętasz, kto jest twoim bogiem, prawda?
Zachichotał,
słysząc ciche stęknięcie. Zdjął z niego bluzkę, pieszcząc dłońmi i
ustami tors. Całował i zasysał skórę. Gdzieniegdzie polizał ją językiem.
Równie szybko zdjął z niego spodnie, naraz pieszcząc dłonią jego
penisa.
Słysząc
jego rozkoszne jęki, samemu zaczął się rozbierać. Szybko pozbył się
swojej garderoby, a następnie wpił się w usta Deia, by zagłuszyć jego
krzyk, kiedy w niego wszedł. Poruszał się szybko, nie zwracając uwagi na
płynność ruchów. Jedyne czego chciał, to wykorzystać chłopaka, ulżyć
sobie, a przy okazji pokazać Deidarze, że nadal należy tylko do niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz