Drzwi
otworzyły się i do pokoju wszedł Itachi w asyście lekarza. Ten drugi
już chciał się żegnać, jak każdego dnia, wciągu ostatnich dwóch tygodni,
mówiąc, że nie będzie przeszkadzał im w rozmowie, kiedy spostrzegł, że
jego pacjent siedzi na łóżku z podkulonymi kolanami, kołysząc się
nieprzytomnie w przód i w tył. Nawet nie zwrócił uwagi na wchodzących do
środka.
Przyglądali
mu się niespokojnie. Itachi natychmiast podszedł do blondyna i
pogładził go po głowie. Chłopak nadal na niego nie spoglądał. Dopiero
teraz odwiedzający usłyszał, że jego ukochany mamrocze coś do siebie.
Nachylił się, by posłuchać.
- On tu był… On tu był… On tu był… - Powtarzał jak w transie.
- Deidara?
Uchiha
zaniepokoił się tym zachowaniem. Ostatnie dni były naprawdę spokojnie i
wszystko wskazywało na to, że nareszcie leczenie idzie w dobrym
kierunku, a teraz?
Słysząc
swoje imię, blondyn w końcu zareagował. Drgnął, a następnie spojrzał na
obydwu mężczyzn, jakby nie będąc pewnym, czy rzeczywiście znajdują się z
nim w pokoju, czy tylko znów ma kolejną wizję.
- Deidara, co się stało? – Spytał jego partner, tuląc chłopaka do siebie.
- On tu był, un – rzekł po raz kolejny chłopak. – W nocy… Madara tu był, un.
Na pierwszy rzut oka widać było, że jest przerażony.
- Już ci mówiłem, Deidara – zaczął lekarz. – Madara Uchiha jest zamknięty w więzieniu. Niemożliwym jest, by tutaj przyszedł.
- On tu był, un!
- Dei… - Itachi poklepał go po głowie. – Lekarz ma rację… Mój kuzyn…
- ON TUTAJ BYŁ! – Wrzasnął chłopak na całe gardło, zeskakując z łóżka. – NIE PRZYŚNIŁO MI SIĘ!
- Potrzebna pomoc – krzyknął lekarz, wyglądając za drzwi.
- Dei, nie denerwuj się. – Prosił Itachi podchodząc do niego, lecz ten cofnął się momentalnie.
- BYŁ TU! TYM RAZEM JESTEM PEWIEN, UN!
- Madara jest w więzieniu i…
- WIĘC JAK WYJAŚNISZ TO, UN?!
Nie
czekając na nic, chłopak zrzucił z siebie ubrania. Bez krępacji stał
rozebrany do rosołu przed obojgiem mężczyzn. Wpatrywał się w nich
zawzięcie.
- Jeśli go tu nie było, un – rzekł już ciszej - to kto mi to zrobił?!
Całe
ciało blondyna pokryte było nagryzieniami, siniakami i malinkami.
Jasnym było, że nie mógł tego sobie sam zrobić. Brunet patrzył na niego z
przerażeniem, natomiast lekarz wyglądał, jakby ktoś go uderzył w twarz
gołą pięścią, po tym, jak powiedział tej osobie komplement.
Dopiero
po dwudziestu sekundach do Itachiego dotarło, że jego ukochany stoi
przed nim całkiem nago. Podszedł do niego i narzucił na Deia swój
płaszcz, by go okryć. Głupio mu było schylać się przed chłopakiem po
jego ubrania.
- Panie Uchiha? – Zaczął lekarz, patrząc na bruneta. – Chyba musimy pilnie porozmawiać.
Bezpośrednio
zainteresowany skinął jedynie głową. Przytulił Deia i pocałował go na
pożegnanie, po czym wspólnie z szatynem wyszli z pokoju. Skierowali się
do jego gabinetu.
Kiedy
usiedli zaczęli rozmawiać na ten temat. Po krótkiej dyskusji doszli do
wniosku, iż trzeba zwiększyć ochronę Deidary. Co do tego nie było
wątpliwości. Musieli się tym zająć jak najszybciej. Itachi postanowił
także zadzwonić na policję i spytać, co się dokładnie stało. Odpowiedź,
którą uzyskał, nie zadowalała go w żadnym stopniu.
- Madara Uchiha wyszedł warunkowo z więzienia po pół roku za dobre sprawowanie.
- Dziękuję. – Rozłączył się i spojrzał na lekarza, słyszącego całą rozmowę. Itachi włączył głośnik w komórce.
- Pół roku? – Zdziwił się mężczyzna.
- Czyli po niespełna trzech miesiącach od kiedy Dei tutaj jest – rzekł z niepokojem Itachi.
-
Ale to nadal nie tłumaczy, w jaki sposób mógł się do niego zbliżyć… -
Lekarz zamyślił się. – Pański kuzyn ma surowy zakaz zbliżania się do
ośrodka, zatem nie mogę zrozumieć jak…
- Nieważne jak! – Przerwał mu brunet w pół słowa. – Ważne, że Deiowi trzeba zapewnić stuprocentowe bezpieczeństwo!
Resztę
dnia wspólnie spędzili na organizowaniu blondynowi lepszej niż dotąd
ochrony. Ponownie Itachi miał wyrzuty sumienia. Nie zapewnił mu tego, co
obiecywał. W dodatku znów mu nie uwierzył. Znów nie zaufał jego zdaniu,
przez co chłopak został skrzywdzony. I po raz kolejny się do tego
przyczynił.
Załatwianie
wszystkich formalności trwało naprawdę długo. W międzyczasie Itachi
kilkukrotnie siedział z blondynem, rozmawiając z nim o całym jego
pobycie w zakładzie, o wszystkim, co dotyczyło Madary, o ostatnią noc.
Pocieszał go i zapewniał, iż zadba o jego bezpieczeństwo. Nim się
obejrzał był kwadrans przed północą.
Westchnął
ciężko, niechętnie wychodząc na dwór. Czuł zimno, pomimo płaszcza,
który miał na sobie. Na dworze było pochmurno i ponuro. Nie słyszał
nawet cykad.
Wzdrygnął się z zimna. Ruszył przed siebie. Samochód zaparkował na parkingu przed zakładem, więc to tylko kilka kroków.
- I znów mi przeszkadzasz…
Ciarki
przeszły go po plecach, kiedy usłyszał lodowaty głos. Jak na komendę,
odwrócił się na pięcie. Wzrokiem przeszukiwał podwórze, szukając źródła.
Dostrzegł jakiś ruch pod drzewem. Cień osłaniał sylwetkę młodego
mężczyzny, który szedł wolno w kierunku Itachiego. Kiedy nikłe światło
padło na niego, Uchiha dostrzegł, iż jest to jego kuzyn. Długie włosy,
jak zawsze opadały na prawe oko, a pozostałe roztrzepane, powiewały za
nim na wietrze niczym peleryna. Przez te dwa lata zdążyły sporo urosnąć. Jego oczy utkwione były w Itachim. Patrzył na niego zimno, jednak usta wykrzywił w podłym uśmiechu.
Itachiego zdziwił jeden fakt – jego kuzyn ubrany był w fartuch lekarski. Przyglądał mu się z przerażeniem.
- Dlaczego…
-
Mam na sobie fartuch? – Madara, stanąwszy przed nim twarzą w twarz
zaśmiał się. – To chyba oczywiste, że jestem tu pielęgniarzem? –
Uśmiechnął się drwiąco.
- Jakim cudem?
- Maska i gra aktorska, której się nauczyłem przez te kilka lat w szkolnym teatrze jednak się przydają, wiesz?
- Maska? – Itachi zmieszał się nieznacznie.
-
Pamiętasz mojego starego znajomego? Kakuzu? – Uśmiechną się
triumfalnie, widząc zrozumienie na twarzy kuzyna. – Robi maski dla
aktorów. – Zaśmiał się. – Profesjonalne. – Odchylił głowę w tył, patrząc
władczo na Itachiego. – Po wyjściu z więzienia, poprosiłem go o jedną.
Wraz z peruką wiele mi dają, kuzyneczku. – Mrugnął do niego zalotnie.
- Masz zakaz zbliżania się do tego budynku! – Warknął, patrząc wyzywająco.
- No i?
- Odejdź stąd i zostaw Deidarę – rzekł spokojniej.
- Nie.
- Nie widzisz, co on przez ciebie przechodzi?! – Młodszy z kuzynów Uchiha nie wytrzymywał. Wściekły zaczął krzyczeć.
Madara
chwycił go dłonią pod brodę. Uniósł jego twarz jeszcze wyżej i
pocałował go namiętnie. Zmieszany chłopak wytrzeszczył oczy zarówno z
przerażenia jak i zdziwienia. Już całkowicie nie pojmował postępowania
swego kuzyna. Trzy lata temu nigdy nie pomyślałby nawet, że mógłby kogoś
uderzyć, a teraz? Nie dość, że gwałcił, bił i nie wiadomo co jeszcze
robił z Deidarą, to teraz zaczął całować własnego kuzyna!
Cofnął się gwałtownie, wycierając rękawem usta i patrząc groźnie na Madarę.
- Co to, kurwa było?
-
Pożegnanie – szepnął drugi brunet. Szybkim ruchem obrócił chłopaka i
przycisnął plecami do siebie. Jedną dłonią go przytrzymywał, a drugą
wyciągną z kieszeni fartucha niewielki nóż i wbił go Itachiemu w klatkę
piersiową. Ten zachłysnął się powietrzem. – Żegnaj, kochany kuzynku. –
Wyszeptał mu do ucha, rzucając go na ziemię.
Przyglądał
się przez chwilę, jak chłopak się wykrwawia. Słyszał jego niewyraźnie
krzyki o pomoc. Śmiał się widząc to wszystko, a jego okrutny śmiech
toczył się po okolicy. Gdy to się skończyło, podszedł do ciała i
pochylając się, zacisnął dłoń Itachiego na rękojeści noża.
- Rękawiczki lateksowe też się przydają, kuzynku – zaśmiał się, odchodząc. – Szczególnie do pozorowania samobójstwa…
Zmierzał
prosto do pokoju Deidary. Założył maskę i perukę. Bez żadnych problemów
dostał się do celu. Ochroniarzom przed pokojem powiedział jedynie, że
kazano mu dać zastrzyk pacjentowi i dopilnować, by spokojnie zasnął.
Wiedział, że chwycą przynętę – tak jak wszyscy inni. W środku zdjął swój
niewielki kamuflaż.
-
Witaj, Dei – zaczął, widząc swą ofiarę, ponownie skuloną w kącie
pokoju. Podszedł do niego i kucnął obok. Zmusił blondyna do namiętnego
pocałunku. Jak się spodziewał, Deidara nawet specjalnie się nie opierał.
– Od dziś już zawsze będziemy razem, wiesz? Obiecuję ci to. – Polizał
go po policzku. – Obiecuję ci, że już nikt nas nie rodzili. Nigdy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz