Po
otrzymaniu nowej misji Deidara nie był zachwycony – przeciwnie!
Niemniej jednak następnego dnia – według rozkazów – wyruszył wraz z
„dobrym chłopcem” do Kraju Fal. Mieli przejąć jakiś ważny klejnot dla
Peina. Po co i dlaczego? – Nie zostało im wyjaśnione.
Podróż
dłużyła się niemiłosiernie, zwłaszcza „senpai’owi”, który zaciskał
zęby, by utrzymywać swe nerwy na wodzy. Ponownie został skazany na tego
cholernego idiotę, który piszczał mu nad uchem, wrzeszczał, że go kocha i
tulił mocno, za każdym razem, kiedy wokół było mnóstwo ludzi.
Ta misja była dla artysty jedną, wielką męką. Wolałby zostać żywcem pochowany, niż musieć iść gdzieś ponownie z tym młotem.
Był
cierpliwy. Starał się. Wciąż i wciąż powtarzał w myślach, iż musi to
znieść, że wyżyje się już, kiedy wrócą do kryjówki. Wówczas urwie się na
pół dnia, zaszyje gdzieś z dala od pozostałych członków Akatsuki i
zmiecie z powierzchni ziemi tyle otoczenia, ile będzie znajdowało się w
zasięgu jego wzroku, póki nie poczuje się lepiej i nie odreaguje całej
frustracji.
Naprawdę miał nadzieję, że wytrzyma.
Nie wytrzymał…
-
Ty pieprznięty, skończony debilu, hm! Mrówka jest od ciebie sto razy
mądrzejsza! To drzewo – wskazał na blisko stojący pień – ma od ciebie
więcej rozumu! CZEMU TY, KURWA MAĆ, MUSISZ SIĘ ZACHOWYWAĆ JAK SKOŃCZONY
KRETYN, HM?!
Tobi
stał jak słup soli, wysłuchując wybuchu chłopaka. Westchnął w duchu.
Udawał, że z uwagą się w niego wpatruje. Zaczął się zastanawiać. Może
rzeczywiście pocałowanie Deidary w samym środku centrum miasta, ba! Na
scenie, na którą go wyciągnął, krzycząc, że będą się dobrze bawić
podczas tańca z innymi, było przesadą?
Kilka chwil kontemplował ową myśl, czekając zarazem, aż jego partner przestanie krzyczeć.
Nie…
- Uznał po chwili. Wszakże stać go na dużo ciekawsze sceny niż niewinny
pocałunek w policzek. Więc czemu blondynek tak się uniósł? Chyba
ostatnio zbyt często go prowokował i wystawiał jego cierpliwość na
nadzwyczaj ciężką próbę. Jak by nie patrzeć – podczas ich pierwszej
wspólnej misji nie pozorował aż takiego głupka.
- Słuchasz ty mnie w ogóle?! – Usłyszał pytanie po krótkiej chwili ciszy.
-
Tobi jest dobry chłopiec! – Pisnął, w myślach klnąc, że zgrywa takiego
debila. Z drugiej strony, chłopak nie powinien się dowiedzieć, kim jest
„dobry chłopiec. – Tobi nie chciał zdenerwować Deidary-senpaia! Tobi
przeprasza! – Wykrzyczał pokornie, tuląc się do towarzysza, który począł
wyrywać się z jego uścisku.
-
Spieprzaj, hm – Warknął wściekle, odpychając od siebie bruneta. Nie
miał chęci nawet na niego patrzeć. Niech zniknie! Utopi się! Odejdzie i
więcej nie wraca!
-Ale
senpai… - Jęknął brunet, podążając za nim. Jego jęki jednak niewiele
zdziałały. Do końca dnia blondyn boczył się na niego, ostentacyjnie
pokazując, jak bardzo nim gardzi.
Misja
w końcu się skończyła. Młody artysta powitał to z wielką ulgą. Złożył
szybko raport, a następnie zamknął się w swoim pokoju. Nie miał zamiaru z
kimkolwiek rozmawiać. W drodze zdziwił się jednak, kiedy Itachi
zaczepił go dopytując o misję. Blondyn ponarzekał mu przez chwilę.
Skończył rozmowę, mówiąc, iż pragnie wyspać się porządnie. W kilka
sekund później zniknął za drzwiami swego pokoju.
Wreszcie błogosławiona oaza spokoju!
Rzucił
się na łóżko. Było tak przyjemnie miękkie i chłodne. Wtulił się w
pościel, przyrzekając sobie, iż cokolwiek się stanie – nie podniesie
tyłka do następnego ranka.
-
Gdzie się wybierasz, Madara? – Spytał mężczyznę Itachi z niewinnym
zainteresowaniem. Opierał się o jedną z białych ścian, z odpadającą
farbą i tynkiem. Korytarze były w organizacji obskurne. Czemu nikt nic z
tym nie robił?
Starszy
Uchiha uśmiechnął się obłudnie, spoglądając uważnie na swego potomka.
Mówiąc szczerze – nie spodziewał się Itachiego na drodze do pokoju
małego artysty. Zaciekawił go ten fakt. Czyżby i on był zainteresowany
tym dzieciakiem? Zachichotał cicho. Nie! Zdecydowanie nie. Dobrze
wiedział o jego romansie z Peinem.
-
A ciebie cóż to interesuje? – Spokojnie zadał pytanie. Choć pozował na
zadowolonego z siebie, w duchu trząsł się z wściekłości.
- Jeśli idziesz do Deia, to zrób w tył zwrot – Odpowiedział tym samym tonem.
Madara
uniósł nieco brwi. Że niby co? Ten gówniarz śmie mu rozkazywać!?
Zdziwił się jeszcze bardziej, widząc aktywny sharingan w oczach
chłopaka. Warknął wściekle.
-
Czy ty masz zamiar ZE MNĄ walczyć? – Jego słowa ociekały gniewem i
irytacją. Przez chwilę dźwięczały w uszach nastolatka, zawzięcie się w
niego wpatrującego.
- Powiedziałem. – Warknął chłopak. – Wracaj do siebie!
Wyciągnął
shuriken, gotów zaatakować. W duchu klął na przysięgę złożoną przed
laty Sasoriemu. Nie mniej – słowo się rzekło. Dostał, czego chciał, a
teraz sam musiał zwrócić dłóg.
Madara
patrzył przez krótką chwilę w jego oczy. Wykrzywił usta w pogardliwym
uśmiechu. Odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku. Odgłos jego
głuchych kroków toczył się po korytarzu. Uśmiechał się sam do siebie.
Nie miał zamiaru odpuścić. Itachi nie może cały czas strzec dzieciaka!
Wraz
z mijającymi dniami irytacja rosła. Tym razem jednak u Madary. Na
wszelkie możliwe sposoby próbował dotrzeć do blondyna, jednak za każdym
razem przyglądały mu się uważnie szkarłatnoczerwone ślepia członka jego
klanu. Rzucał mu wówczas pogardliwe spojrzenia, a jako Tobi prosił, by
Deidara podszedł i się z nim pobawił.
Któregoś
dnia, kiedy namawiał go na wspólne kolorowanie rysunków, chłopak
spojrzał na niego wymownie. Niemniej – już wstawał, by wspólnie oddać
się jakiemuś bardziej twórczemu zajęciu, niż sączenie już niemal zimnej
kawy, napotkał jednak przeszkodę. Hidan, słysząc owo zaproszenie,
momentalnie doskoczył do bruneta, zasiadając obok i samemu biorąc w łapy
kredki. Nie minęła chwila, a sunął nimi po kartkach, wrzeszcząc
radośnie, iż robi to w imię Jashina.
Deidara
warknął coś pod nosem, mordując wzrokiem Jashinistę. Prawdę mówiąc –
„zabawa”, którą zaproponował mu „dobry chłopiec” była pierwszą ciekawą
propozycją, jaką kiedykolwiek od niego usłyszał. Musiał sam przed sobą
przyznać, iż żałował, że Hidan przeszkodził mu w tym interesującym
zajęciu. Wzrokiem wyłowił jeszcze karcące Tobiego spojrzenie Itachiego.
Zastanawiał
się chwilę, o co może chodzić, jednak po chwili namysłu uznał, że woli
nie wtykać nos do ich spraw. Kto wie, co oni tam wspólnie wyczyniają?
Zrezygnowany wstał i wrócił do swego pokoju.
Dwa
dni później z wrzaskiem, który było słychać w całej kryjówce oraz na
pobliskich terenach, przyjął zlecenie na kolejną misję, na którą kazano
jemu i Tobiemu ruszyć z samego rana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz