środa, 5 września 2012

XIII "Sweet Innocence" - rozdział 4 "Furia"

Wyruszyli. Kolejna męka, kolejne monologi. Po raz kolejny słowa jedno po drugim wręcz wypływały z ust Uchiha. Swymi wesołymi świergotami pragnął w jakiś sposób rozbawić Deia. Zaledwie kilka dni temu niemal sprawił, że chłopak się do niego przekonał, ale nie! Ten debil, nazywający sam siebie „nieśmiertelnym wyznawcą Jashina” musiał się wpieprzyć i wszystko zepsuć!
Tamtego dnia Madara wrócił do pokoju wściekły. Ledwo się powstrzymał, by nie ryknąć na Hidana. Ten pajac może sam sobie bazgrać te swoje pieprzone znaczki po ścianach własnego pokoju, a on chce się „bawić” z artystą! Zrezygnował jednak z tego, pomknąwszy na kolejną, szykującą się misję.
Zaraz po opuszczeniu kryjówki uznał, że może jednak nie będzie tak źle jak ostatnio. Chłopaczek nie wyglądał tym razem na aż tak zniechęconego.
Po raz kolejny go testował. Gadał od rzeczy, będąc ciekawym ile tym razem wytrzyma. Musiał przyznać – Deidara trzymał się dzielnie. Nie okazywał złości, choć „Tobi” starał się o to już od dobrych czterech godzin.
Gęsty las, przez który brnęli już od jakiegoś czasu nadal się nie przerzedzał. Nim weń wkroczyli, młodszy z towarzyszy zaproponował, by skrócić sobie tędy drogę. Madara nie oponował.  Zgodził się chętnie, choć miał wrażenie, że dzieciak ma w tym ukryty interes.
Przechodząc przez niewielką polankę, otoczoną drzewkami, idealną na nocleg, Deidara westchnął ciężko. Rozglądał się uważnie. Zdjął na chwilę sakkat. Wpatrywał się w drzewko, przed którym przystanął. Wspominał. To tutaj przysnął, kiedy wracali kilka lat temu z Sasorim z tej głupiej imitacji misji, na którą wysłał ich Pain. To tutaj wyznał lalkarzowi, że boi się Hidana i tutaj obudził się z ukochanym śpiącym na jego ramieniu.
Poczuł ukłucie w sercu na te wspomnienia. Jakże chciałby, aby misja w Sunie w ogóle nie miała miejsca! Nie użerałby się z Tobim, a tulił do ukochanego, przy innych udając, że wciąż się kłócą. Wypominałby mu teraz wspominane przed sekundą chwile wiedząc, że Sasori udawałby, iż tak nie było, a w duchu cieszyłby się, że dzieciak wciąż o tym pamięta.
- Coś nie tak, senpai? – Usłyszał współczucie w głosie Tobiego. Chciał się do niego odwrócić, ale poczuł, jak „chłopiec” go obejmuje. – Czemu jesteś taki smutny, senpai?
Artysta szybko odepchnął od siebie towarzysza. Wściekłość na jego twarzy była wystarczająco widoczna. Madarę jednak bardziej zainteresowały delikatne rumieńce, którymi tamten się oblał. Ironiczny uśmiech pojawił się na jego twarzy, jak zawsze niezauważalny pod maską.
„A jednak!” – Przemknęło mu przez myśl.
- Senpai? – Spytał z nadal udawanym współczuciem.
- Nie twoja sprawa, hm. – Burknął niedbale. Nałożył sakkat na głowę i ruszył w dalszą drogę, nie mając najmniejszej chęci kontynuować tematu.
Nie czekał na towarzysza. Miał nadzieję, że go zgubi, że więcej nie zobaczy. Teraz miał przemożną ochotę zostawić go lub też samemu zabić. Drażniło go zachowanie Tobiego. Miał już go dość. Paplanie mógł znieść, ale nie głupie żarty! Nie żarty z jego uczuć!
Prychnął pod nosem, nadymając bardziej policzki. Jego irytacja rosła z każdą sekundą, w której myślał o wybryku partnera.
- Zaczekaj, senpai! – Wrzeszczał, biegnąc za nim.
Dei jednak się nie zatrzymywał. Co więcej – przyspieszył kroku. Potrzebował pobyć przez chwilę sam, by się wyciszyć, uspokoić i ukoić myśli.
- Deidara-senpai?
Tobi zerknął na niego podejrzliwie, kiedy zrównał się z młodszym od siebie chłopakiem. Nie usłyszawszy odpowiedzi, szedł w milczeniu. Ponownie postanowił się odezwać po dobrych dziesięciu minutach, powracając do swych wiecznych monologów. W jakiś sposób artysta dobrze to przyjął. Słowa towarzysza jednym uchem mu wlatywały. Drugim wylatywały.
Cała misja obyłaby się zapewne bez większych zgrzytów, gdyby trzeciego dnia marszu Tobi nie rozpoczął nad wyraz drażliwego tematu. I nie chodziło tu w żadnym wypadku o sztukę.

- … no i interesował się tylko tymi lalkami. – Dodał Uchiha, jakby to była największa głupota świata. – Ktoś taki musiał być kompletnym świrem, nie sądzisz, senpai? – Dodał radośnie, czekając na potwierdzenie.
- Przestań, hm. – Warknął Deidara, starając się panować nad sobą.
- Ale taka przecież prawda, senpai – zapiał Tobi. – On zawsze pokazywał, że chce rządzić. Ciągle pokazywał, że nikt mu nie jest potrzebny i wszystkich ma gdzieś. – Zamyślił się. – Ciebie źle traktował. Cały czas mówił, że nie chce być twoim partnerem, bo sobie sam poradzi! - Na chwilę przerwał, spoglądając w korony drzew. – A tak naprawdę patrzył cały czas, czy inni widzą, że ich olewa, by wiedzieli, jaki to on nie jest. – Zaśmiał się. – Jak taki głupek, no nie, senpai? – Roześmiał się radośnie.
- Zamknij się, hm. – Wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zacisnął pięści w gniewie, jaki go ogarniał.
- Co innego ty, senpai! – Krzyknął weselej. – Ty jesteś miły dla innych. – Zastanowił się chwilę. – No, może poza momentami, kiedy chcesz udowodnić, że jesteś silniejszy od pozostałych. – Zachichotał. – Wtedy hałasujesz i niszczysz wszystko, no nie, senpai? – Spytał na koniec.
Odwrócił się, zauważając, że Deidara stoi w miejscu kawałek za nim. Uśmiechnął się z satysfakcją, widząc jak kipi z wściekłości. A jednak dał radę doprowadzić go do wściekłości.
- Dlatego uważam, że Sasori zasługuje na to, co się z nim stało – dodał. – Pasuje do tych swoich drewniaków, więc…
- ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU! – Ryknął na całe gardło partner Uchiha. – NIE MASZ PRAWA NIC O NIM MÓWIĆ, HM! NIC O NIM NIE WIESZ I NIC NIE WIESZ O MNIE, HM!
Krzyczał ogarnięty rozpaczą, która ponownie w nim wezbrała. Gorzkie słowa, jakie zostały wypowiedziane na temat lalkarza zabolały. Sam nigdy tak o nim nie myślał, dlatego nie pozwoli, by w taki sposób bezczeszczono pamięć jego zmarłego mistrza.
– JESTEŚ TYLKO GŁUPIM IDIOTĄ, KTÓRY JAKIMŚ PIEPRZONYM SPOSOBEM ZOSTAŁ DOPUSZCZONY DO AKATSUKI! PAIN MUSIAŁ BYĆ CHYBA NA CHAJU, KIEDY CIĘ PRZYJMOWAŁ, BO TAKIEGO GNOJKA JAK TY, NIKT PRZY ZDRWYCH ZMYSŁACH BY NIE WZIĄŁ DO ORGANIZACJI!
Przez chwilę Deidara stał, dysząc jeszcze ze złości i obserwując oniemiałego Uchiha.
Madara był zadowolony. Chciał, by chłopak się wściekł i okazał złość, jednak w jego mniemaniu, dzieciak posunął się za daleko. Uśmiechnął się ironicznie. Nie puści płazem tych słów.
Nie bacząc już na to, co się stanie, uruchomił sharringana. „Chyba czas się przedstawić” – pomyślał.
- Ach… - Zaczął spokojnie, już swoim normalnym głosem. – Więc według ciebie jestem tylko „gówniarzem” i „głupim idiotą”? – Spytał przyglądając mu się z zainteresowaniem. Dreszcze, które przeszły chłopaka, nie uszły jego uwadze.
Zrobił dwa kroki, zarazem zbliżając się do Deidary na odległość około pół metra. Szybkim ruchem uderzył pięścią w jego żuchwę. Siła, jakiej użył sprawiła, że kości niebezpiecznie zagruchotały, a jego partner padł na ziemię, zdezorientowany. Po chwili jednak spojrzał na „Tobiego” ze strachem, a dostrzegając sharringana zatrząsł się.
Madara stał spokojnie, przyglądając się chłopakowi, który po chwili zreflektował się i szybko wstając, począł uciekać w głąb lasu. Uchiha zaśmiał się jedynie. To jedno spojrzenie wystarczyło, by schwytał dzieciaka w swoje genjutsu.
Niespiesznie ruszył z miejsca, krocząc w kierunku, w którym znikła blond czupryna. Sam przed sobą przyznał, że ta zabawa w kotka i myszkę może dodać jedynie smaku temu, co ma zamiar zrobić. Zdecydowanie zbyt długo się powstrzymywał. Z drugiej strony, gdyby od razu pokazał Deidarze, kim jest, niekoniecznie wszystko poszłoby po jego myśli. A przecież jego plany nigdy nie mogą posiadać skazy!
Zaledwie po kilku minutach dostrzegł go, ukrywającego się za jednym z konarów drzew. Kryjówka nie była jedną z najlepszych, gdyż płaszcz było widać z daleka. Pomimo zapadającego zmroku, w lesie nadal było dość widno, a ciemny płaszcz był aż nadto widoczny pośród zieleni.
Doskoczył do niego i siłą pociągnął za rękaw, rzucając nim w drzewo po przeciwnej stronie. Dei uderzył w nie głową. Jęknął cicho i spojrzał na Uchiha otępiale. Wyglądał, jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Zamglone oczy sprawiły, że Madara oblizał językiem swoje wargi.
Jedną ręką przyparł chłopaka do drzewa, a drugą sięgnął do swojej maski. Powoli ściągnął ją i puścił pozwalając, by upadła na ziemię tuż obok nich.
Uśmiechnął się, patrząc zmysłowo na młodszego od siebie. Jego strach, oraz szok, jakiego doznał, widząc prawdziwe oblicze osoby, którą uważał za kompletnego idiotę, sprawiły, że stał osłupiały.
Madara pochylił się ku niemu i wyszeptał mu cicho do ucha:
- W tej chwili wyglądasz bardzo smakowicie, senpai. – Po tych słowach zamruczał zmysłowo i nagryzł delikatnie jego ucho.
Dei zadrżał, słysząc to. Musiał teraz przyznać, nigdy nie spodziewałby się takiego obrotu spraw. A tym bardziej sytuacji, w jakiej właśnie się znalazł. Nadal był nieco oszołomiony. Nie do końca mógł zrozumieć znaczenie wypowiedzianych przez Madarę słów. Dopiero pocałunek, złożony na jego ustach sprawił, że obudził się z tego amoku.
Szarpnął, chcąc wyrwać się z uścisku, co sprawiło, że mężczyzna jedynie naparł na niego mocniej.
- Nic z tego, Dei – zachichotał. – Poniesiesz konsekwencje tego, co powiedziałeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz