Wyruszyli.
Kolejna męka, kolejne monologi. Po raz kolejny słowa jedno po drugim
wręcz wypływały z ust Uchiha. Swymi wesołymi świergotami pragnął w jakiś
sposób rozbawić Deia. Zaledwie kilka dni temu niemal sprawił, że
chłopak się do niego przekonał, ale nie! Ten debil, nazywający sam
siebie „nieśmiertelnym wyznawcą Jashina” musiał się wpieprzyć i wszystko
zepsuć!
Tamtego
dnia Madara wrócił do pokoju wściekły. Ledwo się powstrzymał, by nie
ryknąć na Hidana. Ten pajac może sam sobie bazgrać te swoje pieprzone
znaczki po ścianach własnego pokoju, a on chce się „bawić” z artystą!
Zrezygnował jednak z tego, pomknąwszy na kolejną, szykującą się misję.
Zaraz
po opuszczeniu kryjówki uznał, że może jednak nie będzie tak źle jak
ostatnio. Chłopaczek nie wyglądał tym razem na aż tak zniechęconego.
Po
raz kolejny go testował. Gadał od rzeczy, będąc ciekawym ile tym razem
wytrzyma. Musiał przyznać – Deidara trzymał się dzielnie. Nie okazywał
złości, choć „Tobi” starał się o to już od dobrych czterech godzin.
Gęsty
las, przez który brnęli już od jakiegoś czasu nadal się nie
przerzedzał. Nim weń wkroczyli, młodszy z towarzyszy zaproponował, by
skrócić sobie tędy drogę. Madara nie oponował. Zgodził się chętnie, choć miał wrażenie, że dzieciak ma w tym ukryty interes.
Przechodząc
przez niewielką polankę, otoczoną drzewkami, idealną na nocleg, Deidara
westchnął ciężko. Rozglądał się uważnie. Zdjął na chwilę sakkat.
Wpatrywał się w drzewko, przed którym przystanął. Wspominał. To tutaj
przysnął, kiedy wracali kilka lat temu z Sasorim z tej głupiej imitacji
misji, na którą wysłał ich Pain. To tutaj wyznał lalkarzowi, że boi się
Hidana i tutaj obudził się z ukochanym śpiącym na jego ramieniu.
Poczuł
ukłucie w sercu na te wspomnienia. Jakże chciałby, aby misja w Sunie w
ogóle nie miała miejsca! Nie użerałby się z Tobim, a tulił do
ukochanego, przy innych udając, że wciąż się kłócą. Wypominałby mu teraz
wspominane przed sekundą chwile wiedząc, że Sasori udawałby, iż tak nie
było, a w duchu cieszyłby się, że dzieciak wciąż o tym pamięta.
-
Coś nie tak, senpai? – Usłyszał współczucie w głosie Tobiego. Chciał
się do niego odwrócić, ale poczuł, jak „chłopiec” go obejmuje. – Czemu
jesteś taki smutny, senpai?
Artysta
szybko odepchnął od siebie towarzysza. Wściekłość na jego twarzy była
wystarczająco widoczna. Madarę jednak bardziej zainteresowały delikatne
rumieńce, którymi tamten się oblał. Ironiczny uśmiech pojawił się na
jego twarzy, jak zawsze niezauważalny pod maską.
„A jednak!” – Przemknęło mu przez myśl.
- Senpai? – Spytał z nadal udawanym współczuciem.
-
Nie twoja sprawa, hm. – Burknął niedbale. Nałożył sakkat na głowę i
ruszył w dalszą drogę, nie mając najmniejszej chęci kontynuować tematu.
Nie
czekał na towarzysza. Miał nadzieję, że go zgubi, że więcej nie
zobaczy. Teraz miał przemożną ochotę zostawić go lub też samemu zabić.
Drażniło go zachowanie Tobiego. Miał już go dość. Paplanie mógł znieść,
ale nie głupie żarty! Nie żarty z jego uczuć!
Prychnął pod nosem, nadymając bardziej policzki. Jego irytacja rosła z każdą sekundą, w której myślał o wybryku partnera.
- Zaczekaj, senpai! – Wrzeszczał, biegnąc za nim.
Dei
jednak się nie zatrzymywał. Co więcej – przyspieszył kroku. Potrzebował
pobyć przez chwilę sam, by się wyciszyć, uspokoić i ukoić myśli.
- Deidara-senpai?
Tobi
zerknął na niego podejrzliwie, kiedy zrównał się z młodszym od siebie
chłopakiem. Nie usłyszawszy odpowiedzi, szedł w milczeniu. Ponownie
postanowił się odezwać po dobrych dziesięciu minutach, powracając do
swych wiecznych monologów. W jakiś sposób artysta dobrze to przyjął.
Słowa towarzysza jednym uchem mu wlatywały. Drugim wylatywały.
Cała
misja obyłaby się zapewne bez większych zgrzytów, gdyby trzeciego dnia
marszu Tobi nie rozpoczął nad wyraz drażliwego tematu. I nie chodziło tu
w żadnym wypadku o sztukę.
-
… no i interesował się tylko tymi lalkami. – Dodał Uchiha, jakby to
była największa głupota świata. – Ktoś taki musiał być kompletnym
świrem, nie sądzisz, senpai? – Dodał radośnie, czekając na
potwierdzenie.
- Przestań, hm. – Warknął Deidara, starając się panować nad sobą.
-
Ale taka przecież prawda, senpai – zapiał Tobi. – On zawsze pokazywał,
że chce rządzić. Ciągle pokazywał, że nikt mu nie jest potrzebny i
wszystkich ma gdzieś. – Zamyślił się. – Ciebie źle traktował. Cały czas
mówił, że nie chce być twoim partnerem, bo sobie sam poradzi! - Na
chwilę przerwał, spoglądając w korony drzew. – A tak naprawdę patrzył
cały czas, czy inni widzą, że ich olewa, by wiedzieli, jaki to on nie
jest. – Zaśmiał się. – Jak taki głupek, no nie, senpai? – Roześmiał się
radośnie.
- Zamknij się, hm. – Wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zacisnął pięści w gniewie, jaki go ogarniał.
-
Co innego ty, senpai! – Krzyknął weselej. – Ty jesteś miły dla innych. –
Zastanowił się chwilę. – No, może poza momentami, kiedy chcesz
udowodnić, że jesteś silniejszy od pozostałych. – Zachichotał. – Wtedy
hałasujesz i niszczysz wszystko, no nie, senpai? – Spytał na koniec.
Odwrócił
się, zauważając, że Deidara stoi w miejscu kawałek za nim. Uśmiechnął
się z satysfakcją, widząc jak kipi z wściekłości. A jednak dał radę
doprowadzić go do wściekłości.
- Dlatego uważam, że Sasori zasługuje na to, co się z nim stało – dodał. – Pasuje do tych swoich drewniaków, więc…
-
ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU! – Ryknął na całe gardło partner Uchiha. – NIE MASZ
PRAWA NIC O NIM MÓWIĆ, HM! NIC O NIM NIE WIESZ I NIC NIE WIESZ O MNIE,
HM!
Krzyczał
ogarnięty rozpaczą, która ponownie w nim wezbrała. Gorzkie słowa, jakie
zostały wypowiedziane na temat lalkarza zabolały. Sam nigdy tak o nim
nie myślał, dlatego nie pozwoli, by w taki sposób bezczeszczono pamięć
jego zmarłego mistrza.
–
JESTEŚ TYLKO GŁUPIM IDIOTĄ, KTÓRY JAKIMŚ PIEPRZONYM SPOSOBEM ZOSTAŁ
DOPUSZCZONY DO AKATSUKI! PAIN MUSIAŁ BYĆ CHYBA NA CHAJU, KIEDY CIĘ
PRZYJMOWAŁ, BO TAKIEGO GNOJKA JAK TY, NIKT PRZY ZDRWYCH ZMYSŁACH BY NIE
WZIĄŁ DO ORGANIZACJI!
Przez chwilę Deidara stał, dysząc jeszcze ze złości i obserwując oniemiałego Uchiha.
Madara
był zadowolony. Chciał, by chłopak się wściekł i okazał złość, jednak w
jego mniemaniu, dzieciak posunął się za daleko. Uśmiechnął się
ironicznie. Nie puści płazem tych słów.
Nie bacząc już na to, co się stanie, uruchomił sharringana. „Chyba czas się przedstawić” – pomyślał.
-
Ach… - Zaczął spokojnie, już swoim normalnym głosem. – Więc według
ciebie jestem tylko „gówniarzem” i „głupim idiotą”? – Spytał
przyglądając mu się z zainteresowaniem. Dreszcze, które przeszły
chłopaka, nie uszły jego uwadze.
Zrobił
dwa kroki, zarazem zbliżając się do Deidary na odległość około pół
metra. Szybkim ruchem uderzył pięścią w jego żuchwę. Siła, jakiej użył
sprawiła, że kości niebezpiecznie zagruchotały, a jego partner padł na
ziemię, zdezorientowany. Po chwili jednak spojrzał na „Tobiego” ze
strachem, a dostrzegając sharringana zatrząsł się.
Madara
stał spokojnie, przyglądając się chłopakowi, który po chwili
zreflektował się i szybko wstając, począł uciekać w głąb lasu. Uchiha
zaśmiał się jedynie. To jedno spojrzenie wystarczyło, by schwytał
dzieciaka w swoje genjutsu.
Niespiesznie
ruszył z miejsca, krocząc w kierunku, w którym znikła blond czupryna.
Sam przed sobą przyznał, że ta zabawa w kotka i myszkę może dodać
jedynie smaku temu, co ma zamiar zrobić. Zdecydowanie zbyt długo się
powstrzymywał. Z drugiej strony, gdyby od razu pokazał Deidarze, kim
jest, niekoniecznie wszystko poszłoby po jego myśli. A przecież jego
plany nigdy nie mogą posiadać skazy!
Zaledwie
po kilku minutach dostrzegł go, ukrywającego się za jednym z konarów
drzew. Kryjówka nie była jedną z najlepszych, gdyż płaszcz było widać z
daleka. Pomimo zapadającego zmroku, w lesie nadal było dość widno, a
ciemny płaszcz był aż nadto widoczny pośród zieleni.
Doskoczył
do niego i siłą pociągnął za rękaw, rzucając nim w drzewo po przeciwnej
stronie. Dei uderzył w nie głową. Jęknął cicho i spojrzał na Uchiha
otępiale. Wyglądał, jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje.
Zamglone oczy sprawiły, że Madara oblizał językiem swoje wargi.
Jedną
ręką przyparł chłopaka do drzewa, a drugą sięgnął do swojej maski.
Powoli ściągnął ją i puścił pozwalając, by upadła na ziemię tuż obok
nich.
Uśmiechnął
się, patrząc zmysłowo na młodszego od siebie. Jego strach, oraz szok,
jakiego doznał, widząc prawdziwe oblicze osoby, którą uważał za
kompletnego idiotę, sprawiły, że stał osłupiały.
Madara pochylił się ku niemu i wyszeptał mu cicho do ucha:
- W tej chwili wyglądasz bardzo smakowicie, senpai. – Po tych słowach zamruczał zmysłowo i nagryzł delikatnie jego ucho.
Dei
zadrżał, słysząc to. Musiał teraz przyznać, nigdy nie spodziewałby się
takiego obrotu spraw. A tym bardziej sytuacji, w jakiej właśnie się
znalazł. Nadal był nieco oszołomiony. Nie do końca mógł zrozumieć
znaczenie wypowiedzianych przez Madarę słów. Dopiero pocałunek, złożony
na jego ustach sprawił, że obudził się z tego amoku.
Szarpnął, chcąc wyrwać się z uścisku, co sprawiło, że mężczyzna jedynie naparł na niego mocniej.
- Nic z tego, Dei – zachichotał. – Poniesiesz konsekwencje tego, co powiedziałeś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz