Odgłos
szybkich kroków niosły się echem po pustych ulicach. Ciemność, która
zapadła dobre kilka godzin temu, była nieprzenikniona dla ludzkich
oczu. Wyludnione ulice przerażały swą obskórnością osobę, która właśnie
przemierzała je w pośpiechu. Był to wysoki brunet, ze związanymi w
kitkę włosami na karku, w czarnej bluzie z długimi rękawami oraz
dżinsach i glanach tego samego koloru. Oczy tak głębokie i zwykle
pozbawione uczuć, teraz rozglądały się nerwowo. Poszukiwały konkretnego
celu. Zguby, która znikła dziś w południe.
- Co ty tutaj robisz, idioto? – Wyrwało mu się z ust na
widok poszukiwanej przez siebie osoby. Szybkim krokiem dotarł do
niższego od siebie blondyna, kucnął obok i zmierzył go pogardliwym
wzrokiem. Obaj wiedzieli, iż było to pytanie retoryczne. – Szlag by
cię! Obiecywałeś!
-
Marudzisz – mruknął chłopak półprzytomnie. Zamglony wzrok uniósł na
przyjaciela. W tej chwili docierało do niego naprawdę niewiele.
- Jesteś głupi – prychnął brunet.
- Nie jestem, do cholery! – Pomimo stanu, w jakim się znajdował, nie miał zamiaru pozwolić na obrażanie swojej osoby.
- Oczywiście… - Odpowiedział z ironicznym uśmiechem. – Bo każdy normalny człowiek ćpa bez żadnego powodu…
Nie
uzyskał odpowiedzi. Przez chwilę trwali tak w milczeniu. Brunet jednak
nie mógł pozostawić przyjaciela w takim miejscu. Nigdy nic nie
wiadomo. W tych czasach tyle osób, nawet nie będąc pod wpływem żadnych
środków odurzających, idąc ciemną nocą jest narażonych na wiele
niebezpieczeństw. Wbrew pozorom – nawet w nocy, mimo wszystko może
spotkać nas coś… mało przyjemnego. Także na wyludnionych ulicach.
Brunet
przyrzucił sobie rękę przyjaciela przez kark, pomagając mu wstać. Nie
było to łatwe zwłaszcza, iż tamten nie ułatwiał mu zadania, wyrywając
się i nie chcąc nigdzie iść.
-
Nie marudź, Dei – zawarczał Uchiha. Nie dość, że chciał mu pomóc, to
jeszcze był za to obrażany. Ignorował jednak niewyraźne pomruki
przyjaciela, niemal ciągnąc go w stronę swego domu. – Zabieram cię do
siebie. – Poinformował blondyna, słysząc wcześniej jego pytanie.
Wiedział, że zaprowadzenie chłopaka w takim stanie do jego miejsca
zamieszkania byłoby dla obojga zbyt kłopotliwe. A rodzice Deidary
później prawiliby mu kazania.
Chłopak
ćpał od jakiegoś czasu. Itachi dowiedział się o tym po kilku
tygodniach. Od tamtej pory starał się pilnować swego najlepszego
przyjaciela. Czasami, tak jak i dziś, nie wychodziło mu to najlepiej.
Niestety.
Ostatnim
razem, kiedy go na tym przyłapał, usłyszał, że to już ostatni raz, że
nigdy więcej nie weźmie prochów. Że będzie się trzymał od tego
wszystkiego na dystans. Że nie chce marnować swego zdrowia w ten
sposób. Czcze gadanie…
Szli,
przemierzając szare ulice. Rozdrapane budynki z odpadającym tynkiem
zostawili już za sobą. Powoli kroczyli naprzód, trwając w wyjątkowej,
jak na nich ciszy. Droga, która ich wiodła, na nieszczęście była dość
długa. Wsłuchiwali się w echo swych butów, cicho uderzających o ziemię z
każdym krokiem. Zmęczenie powoli dawało im się we znaki, mimo to nadal
parli naprzód. Trzeba jak najprędzej wrócić!
Droga
mijała wolno, w końcu jednak otworzyli drzwi wysokiego budynku, by
chwilę później zacząć wdrapywać się po schodach do góry. Parter,
pierwsze piętro i w końcu drugie. Brunet kluczem otworzył mieszkanie i
wszedł do środka, ciągnąc za sobą przyjaciela. Kiedy zamykał drzwi, w
pokoju zjawił się jego młodszy brat. Zaklął, widząc półprzytomnego
towarzysza swojego brata. I znów to samo! bracia wspólnymi wysiłkami
umieścili Deidarę na łóżku w pokoju Itachiego. Następnie wyszli do
kuchni, gdzie Sasuke postanowił zacząć rozmowę.
- Podobno miał przestać… - Mówił z wyrzutem.
-
Podobno… - Przytaknął jego brat, nie patrząc na nastolatka, tylko z
zapałem szykując sobie herbatę, mającą uspokoić jego skołatane nerwy.
- Więc czemu…
-
Nie mam pojęcia, do jasnej cholery! – Warknął, nie dając nawet
skończyć bratu. Doskonale wiedział, o co chciał spytać. Sam nieraz się
nad tym zastanawiał. I niestety, nie dochodził do żadnych sensownych
wniosków.
-
Przenocuję go, a jutro rano zaprowadzę do domu – oznajmił po dłuższej
chwili Itachi. – Najwyżej powiem jego rodzicom, że byliśmy w jakimś
barze, upiliśmy się, a że do mnie bliżej, to tutaj przyszliśmy i
zasnęliśmy. – Rzekł w zamyśleniu. Jak to dobrze, że raz na jakiś czas
faktycznie zdarzały się takie akcje. Przynajmniej miał dobrą wymówkę…
- Powinniście z nim poważnie pogadać – zauważył Sasuke, mając na myśli pozostałych członków ich ekipy.
-
Próbowaliśmy… - westchnął starszy z braci. – I nic nigdy z niego nie
wyciągnęliśmy. – Upił łyk świeżo zaparzonego płynu, osuwając się na
stojące obok krzesło. – Uparty idiota!
Był
zły. Wściekły! Dlaczego musi się tak zamartwiać? Jakby nie miał dość
swoich problemów, to jeszcze ten głupek przysparza mu dodatkowych! A
obiecywali sobie, że będą zawsze wzajemnie sobie pomagać w
rozwiązywaniu kłopotów! Więc, z jakiej racji ten blond idiota
przysparza mu nowych?! „No tak… Jest blondynką.” Pomyślał zgryźliwie
starszy Uchiha.
Wyszedłszy z kuchni, skierował
się do swojego pokoju. Tam oparł się o framugę, przyglądając
zagrzebanemu już po szyję w kołdrze chłopakowi. Westchnął, odganiając
nasuwające mu się myśli.
- Dobra – mruknął sam do siebie kończąc sączyć napój. – Czas spać… - Dodał, ziewając.
*** *** ***
Następnego
dnia obaj wstali prawie w południe. Brata Itachiego już nie było.
Korzystał z niedzieli i poszedł grać w koszykówkę ze znajomymi z klasy.
Dwaj studenci przeciągnęli się na łóżku, ziewając przy tym potężnie.
Deidara przez kilka chwil nieprzytomnie oglądał pokój, zastanawiając
się, gdzież to się znalazł. Uświadomiony, mruknął krótkie „dziękuję”.
Zwlekli
się z łóżka. Najpierw jeden skorzystał z łazienki, następnie drugi.
Później, wspólnie przygotowali śniadanie, po zjedzeniu którego Itachi
po raz kolejny zaczął prawić blondynowi kazania. Ten wysłuchał
wszystkiego ze stoickim wręcz spokojem. Był zbyt otępiały, by w
jakikolwiek sposób się bronić. No – i jego gospodarz miał przecież
rację. To głupota, co robił… I cóż mógł dodać? Nie miał tyle śmiałości,
by mu wytłumaczyć, dlaczego raz na jakiś czas popada w takie depresje…
Nie! Zdecydowanie nikt nie może się tego dowiedzieć!
*** *** ***
W
domu na blondyna nie czekała reprymenda. Itachi wytłumaczył wszystko
za niego. Oczywiście – kłamiąc. Dei nie potrafił nawet powiedzieć, jak
bardzo jest mu za to wdzięczny. Jego rodzice nie wiedzieli, że chłopak
ćpa, choć robił to już od dłuższego czasu. Gdyby prawda wyszła na jaw,
cóż by uczynili? Student mógł spokojnie stwierdzi, że w najlepszym
wypadku, zostałby wysłany do zakładu dla trudnej młodzieży… O ile nie
na coś gorszego…
Legł
na łóżko, zatapiając się w chłodnej pościeli. Jęknął z dezaprobatą.
Wolałby znaleźć się teraz gdzie indziej. Ale nie w ciemnych,
zapuszczonych uliczkach, w których znalazł go przyjaciel. Chciałby
znaleźć się w miejscu, które niestety nie jest dla niego stworzone… I
oto główny problem, przez który poddał się narkotykom.
*** *** ***
Ku
zadowoleniu przyjaciół oraz uldze bruneta, ich „kochany blondynek”,
jak pieszczotliwie nazywali owego osobnika, zjawił się w poniedziałek
na uczelni. I to tryskający energią. Jego dobry humor utrzymywał się
przez cały tydzień. Przez pierwsze dwa dni zaczęli się nawet
zastanawiać, czy nie wziął jakichś nowych prochów, pobudzających
odpowiednie tej euforii receptory. Zapewnił ich jednak, iż nic takiego
się nie stało. Okazało się, że podobno za „dobre wyniki w nauce”
otrzymał od rodziców gitarę - tak wymarzony przez niego od dawna
instrument.
Kiedy
podał im przyczynę prezentu, zgodnie go wyśmiali. Doskonale wiedzieli,
że chłopak nie jest orłem, aczkolwiek… Jego rodzicom czasem odwalało.
Nie wnikali jednak w szczegóły. Tym bardziej, że po lekcjach
zaprezentował im owy nabytek.
Cieszyli
się jego szczęściem, w duchu mając nadzieję, że to odciągnie od niego
na dłuższy czas myśli o narkotykach. Póki nie będzie miał depresji –
będzie dobrze.
I tak, pomimo przymusu nauki prawie cały tydzień minął im w przyjemnej atmosferze, na wesołych żartach oraz przekomarzaniach.
Piątek wieczorem spędzili na oglądaniu horrorów u Hidana. Oczywiście –
to on wybierał tematykę. Nie obyło się też bez małej sprzeczki na ten
temat.
- Hidan, do cholery – warknął Deidara, wyrywając mu płytę DVD z ręki. – Puszczaj i daj mi połamać to cholerstwo!
-
Kurwa! Zostaw moje płyty w spokoju, blondyneczko – wrzeszczał jego
przyjaciel. Nie mógł zrozumieć, o co ta całą afera, którą odstawia jego
kumpel.
-
Zgadzam się z Deiem – rzekł znudzony Itachi, patrząc na ich
przepychanki. Ziewnął przeciągle. Chciał, by wreszcie puszczono jakiś
dobry film, ale nie to, czego tak pragnie Hidan. – Mnie jakoś nie
pociągają gore horrory – mruknął zgryźliwie.
- Nie wiecie, co kurwa, dobre! – Wrzasnął gospodarz, wyrywając wreszcie blondynowi swoją płytę.
-
Może i nie – dołączył się Sasori. – Ale wolę obejrzeć coś normalnego,
niż sieczkę, w której jedynym celem jest jak najkrwawsze mordowanie
niewinnych osób…
- Ale właśnie to jest w tym piękne – bronił się chłopak.
- Nie jest – dodał Madara. – I albo przestaniesz, albo zrobimy ci wazelinę – warknął zirytowany kuzyn Itachiego.
Po
wybuchu śmiechu, jaki nastał dzięki słowom wyższego bruneta, wszyscy
się uspokoili. Koniec końców, postanowili jednak obejrzeć komedię.
Kolejny
wieczór także pragnęli spędzić w swym towarzystwie. Już w poniedziałek
umówili się na wspólny wypad do klubu. Zamierzali posiedzieć, pogadać,
pośmiać się oraz obowiązkowo wypić coś mocniejszego.
Umówili
się na dwudziestą przed wejściem do „Czterech Róż”. Był to bar, w
który spotykali się ludzie o podobnych zainteresowaniach do ich. Było
tam gdzie usiąść, wypić, pogadać, ba… Nawet był sporych rozmiarów
parkiet dla chcących sobie potańczyć!
Weszli
do środka, płacąc obowiązkowe sześć złotych. Wiadomo – w czwartki i
soboty odbywały się tam koncerty, toteż w te dni za wejście należało
zapłacić. Wspięli się po schodach do góry, już na klatce schodowej
słysząc dudniącą muzykę. Przecisnęli się przez stojących w każdym
miejscu na piętrze ludzi, mijając łazienkę oraz wejście do wielkiego
pomieszczenia, w którym to znajdował się parkiet. Kapela która dziś
grała miała właśnie przerwę, a z głośników sączyły się nuty piosenki
Chop Suey, zespołu System of a Down.
Boże, to co piszesz jest tak piękne, że nie potrafię się aktualnie wysłowić i mnie mam, że nawet za kilka dni nie będę potrafiła tego zrobić. Najlepsze yaoi ever <3 ;33
OdpowiedzUsuń