wtorek, 4 września 2012

V "Chwila" - rozdział 1 "Problemy"

Odgłos szybkich kroków niosły się echem po pustych ulicach. Ciemność, która zapadła dobre kilka godzin temu, była nieprzenikniona dla ludzkich oczu. Wyludnione ulice przerażały swą obskórnością osobę, która właśnie przemierzała je w pośpiechu. Był to wysoki brunet, ze związanymi w kitkę włosami na karku, w czarnej bluzie z długimi rękawami oraz dżinsach i glanach tego samego koloru. Oczy tak głębokie i zwykle pozbawione uczuć, teraz rozglądały się nerwowo. Poszukiwały konkretnego celu. Zguby, która znikła dziś w południe.
- Co ty tutaj robisz, idioto? – Wyrwało mu się z ust na widok poszukiwanej przez siebie osoby. Szybkim krokiem dotarł do niższego od siebie blondyna, kucnął obok i zmierzył go pogardliwym wzrokiem. Obaj wiedzieli, iż było to pytanie retoryczne. – Szlag by cię! Obiecywałeś!
- Marudzisz – mruknął chłopak półprzytomnie. Zamglony wzrok uniósł na przyjaciela. W tej chwili docierało do niego naprawdę niewiele.
- Jesteś głupi – prychnął brunet.
- Nie jestem, do cholery! – Pomimo stanu, w jakim się znajdował, nie miał zamiaru pozwolić na obrażanie swojej osoby.
- Oczywiście… - Odpowiedział z ironicznym uśmiechem. – Bo każdy normalny człowiek ćpa bez żadnego powodu…
Nie uzyskał odpowiedzi. Przez chwilę trwali tak w milczeniu. Brunet jednak nie mógł pozostawić przyjaciela w takim miejscu. Nigdy nic nie wiadomo. W tych czasach tyle osób, nawet nie będąc pod wpływem żadnych środków odurzających, idąc ciemną nocą jest narażonych na wiele niebezpieczeństw. Wbrew pozorom – nawet w nocy, mimo wszystko może spotkać nas coś… mało przyjemnego. Także na wyludnionych ulicach.
Brunet przyrzucił sobie rękę przyjaciela przez kark, pomagając mu wstać. Nie było to łatwe zwłaszcza, iż tamten nie ułatwiał mu zadania, wyrywając się i nie chcąc nigdzie iść.
- Nie marudź, Dei – zawarczał Uchiha. Nie dość, że chciał mu pomóc, to jeszcze był za to obrażany. Ignorował jednak niewyraźne pomruki przyjaciela, niemal ciągnąc go w stronę swego domu. – Zabieram cię do siebie. – Poinformował blondyna, słysząc wcześniej jego pytanie. Wiedział, że zaprowadzenie chłopaka w takim stanie do jego miejsca zamieszkania byłoby dla obojga zbyt kłopotliwe. A rodzice Deidary później prawiliby mu kazania.
Chłopak ćpał od jakiegoś czasu. Itachi dowiedział się o tym po kilku tygodniach. Od tamtej pory starał się pilnować swego najlepszego przyjaciela. Czasami, tak jak i dziś, nie wychodziło mu to najlepiej. Niestety.
Ostatnim razem, kiedy go na tym przyłapał, usłyszał, że to już ostatni raz, że nigdy więcej nie weźmie prochów. Że będzie się trzymał od tego wszystkiego na dystans. Że nie chce marnować swego zdrowia w ten sposób. Czcze gadanie…
Szli, przemierzając szare ulice. Rozdrapane budynki z odpadającym tynkiem zostawili już za sobą. Powoli kroczyli naprzód, trwając w wyjątkowej, jak na nich ciszy. Droga, która ich wiodła, na nieszczęście była dość długa. Wsłuchiwali się w echo swych butów, cicho uderzających o ziemię z każdym krokiem. Zmęczenie powoli dawało im się we znaki, mimo to nadal parli naprzód. Trzeba jak najprędzej wrócić!
Droga mijała wolno, w końcu jednak otworzyli drzwi wysokiego budynku, by chwilę później zacząć wdrapywać się po schodach do góry. Parter, pierwsze piętro i w końcu drugie. Brunet kluczem otworzył mieszkanie i wszedł do środka, ciągnąc za sobą przyjaciela. Kiedy zamykał drzwi, w pokoju zjawił się jego młodszy brat. Zaklął, widząc półprzytomnego towarzysza swojego brata. I znów to samo! bracia wspólnymi wysiłkami umieścili Deidarę na łóżku w pokoju Itachiego. Następnie wyszli do kuchni, gdzie Sasuke postanowił zacząć rozmowę.
- Podobno miał przestać… - Mówił z wyrzutem.
- Podobno… - Przytaknął jego brat, nie patrząc na nastolatka, tylko z zapałem szykując sobie herbatę, mającą uspokoić jego skołatane nerwy.
- Więc czemu…
- Nie mam pojęcia, do jasnej cholery! – Warknął, nie dając nawet skończyć bratu. Doskonale wiedział, o co chciał spytać. Sam nieraz się nad tym zastanawiał. I niestety, nie dochodził do żadnych sensownych wniosków.
- Przenocuję go, a jutro rano zaprowadzę do domu – oznajmił po dłuższej chwili Itachi. – Najwyżej powiem jego rodzicom, że byliśmy w jakimś barze, upiliśmy się, a że do mnie bliżej, to tutaj przyszliśmy i zasnęliśmy. – Rzekł w zamyśleniu. Jak to dobrze, że raz na jakiś czas faktycznie zdarzały się takie akcje. Przynajmniej miał dobrą wymówkę…
- Powinniście z nim poważnie pogadać – zauważył Sasuke, mając na myśli pozostałych członków ich ekipy.
- Próbowaliśmy… - westchnął starszy z braci. – I nic nigdy z niego nie wyciągnęliśmy. – Upił łyk świeżo zaparzonego płynu, osuwając się na stojące obok krzesło. – Uparty idiota!
Był zły. Wściekły! Dlaczego musi się tak zamartwiać? Jakby nie miał dość swoich problemów, to jeszcze ten głupek przysparza mu dodatkowych! A obiecywali sobie, że będą zawsze wzajemnie sobie pomagać w rozwiązywaniu kłopotów! Więc, z jakiej racji ten blond idiota przysparza mu nowych?! „No tak… Jest blondynką.” Pomyślał zgryźliwie starszy Uchiha. 
Wyszedłszy z kuchni, skierował się do swojego pokoju. Tam oparł się o framugę, przyglądając zagrzebanemu już po szyję w kołdrze chłopakowi. Westchnął, odganiając nasuwające mu się myśli.
- Dobra – mruknął sam do siebie kończąc sączyć napój. – Czas spać… - Dodał, ziewając.

***    ***    ***

Następnego dnia obaj wstali prawie w południe. Brata Itachiego już nie było. Korzystał z niedzieli i poszedł grać w koszykówkę ze znajomymi z klasy. Dwaj studenci przeciągnęli się na łóżku, ziewając przy tym potężnie. Deidara przez kilka chwil nieprzytomnie oglądał pokój, zastanawiając się, gdzież to się znalazł. Uświadomiony, mruknął krótkie „dziękuję”.
Zwlekli się z łóżka. Najpierw jeden skorzystał z łazienki, następnie drugi. Później, wspólnie przygotowali śniadanie, po zjedzeniu którego Itachi po raz kolejny zaczął prawić blondynowi kazania. Ten wysłuchał wszystkiego ze stoickim wręcz spokojem. Był zbyt otępiały, by w jakikolwiek sposób się bronić. No – i jego gospodarz miał przecież rację. To głupota, co robił… I cóż mógł dodać? Nie miał tyle śmiałości, by mu wytłumaczyć, dlaczego raz na jakiś czas popada w takie depresje… Nie! Zdecydowanie nikt nie może się tego dowiedzieć!

***    ***    ***

W domu na blondyna nie czekała reprymenda. Itachi wytłumaczył wszystko za niego. Oczywiście – kłamiąc. Dei nie potrafił nawet powiedzieć, jak bardzo jest mu za to wdzięczny. Jego rodzice nie wiedzieli, że chłopak ćpa, choć robił to już od dłuższego czasu. Gdyby prawda wyszła na jaw, cóż by uczynili? Student mógł spokojnie stwierdzi, że w najlepszym wypadku, zostałby wysłany do zakładu dla trudnej młodzieży… O ile nie na coś gorszego…
Legł na łóżko, zatapiając się w chłodnej pościeli. Jęknął z dezaprobatą. Wolałby znaleźć się teraz gdzie indziej. Ale nie w ciemnych, zapuszczonych uliczkach, w których znalazł go przyjaciel. Chciałby znaleźć się w miejscu, które niestety nie jest dla niego stworzone… I oto główny problem, przez który poddał się narkotykom.

***    ***    ***

Ku zadowoleniu przyjaciół oraz uldze bruneta, ich „kochany blondynek”, jak pieszczotliwie nazywali owego osobnika, zjawił się w poniedziałek na uczelni. I to tryskający energią. Jego dobry humor utrzymywał się przez cały tydzień. Przez pierwsze dwa dni zaczęli się nawet zastanawiać, czy nie wziął jakichś nowych prochów, pobudzających odpowiednie tej euforii receptory. Zapewnił ich jednak, iż nic takiego się nie stało. Okazało się, że podobno za „dobre wyniki w nauce” otrzymał od rodziców gitarę - tak wymarzony przez niego od dawna instrument.
Kiedy podał im przyczynę prezentu, zgodnie go wyśmiali. Doskonale wiedzieli, że chłopak nie jest orłem, aczkolwiek… Jego rodzicom czasem odwalało. Nie wnikali jednak w szczegóły. Tym bardziej, że po lekcjach zaprezentował im owy nabytek.
Cieszyli się jego szczęściem, w duchu mając nadzieję, że to odciągnie od niego na dłuższy czas myśli o narkotykach. Póki nie będzie miał depresji – będzie dobrze.
I tak, pomimo przymusu nauki prawie cały tydzień minął im w przyjemnej atmosferze, na wesołych żartach oraz przekomarzaniach. Piątek wieczorem spędzili na oglądaniu horrorów u Hidana. Oczywiście – to on wybierał tematykę. Nie obyło się też bez małej sprzeczki na ten temat.
- Hidan, do cholery – warknął Deidara, wyrywając mu płytę DVD z ręki. – Puszczaj i daj mi połamać to cholerstwo!
- Kurwa! Zostaw moje płyty w spokoju, blondyneczko – wrzeszczał jego przyjaciel. Nie mógł zrozumieć, o co ta całą afera, którą odstawia jego kumpel.
- Zgadzam się z Deiem – rzekł znudzony Itachi, patrząc na ich przepychanki. Ziewnął przeciągle. Chciał, by wreszcie puszczono jakiś dobry film, ale nie to, czego tak pragnie Hidan. – Mnie jakoś nie pociągają gore horrory – mruknął zgryźliwie.
- Nie wiecie, co kurwa, dobre! – Wrzasnął gospodarz, wyrywając wreszcie blondynowi swoją płytę.
- Może i nie – dołączył się Sasori. – Ale wolę obejrzeć coś normalnego, niż sieczkę, w której jedynym celem jest jak najkrwawsze mordowanie niewinnych osób…
- Ale właśnie to jest w tym piękne – bronił się chłopak.
- Nie jest – dodał Madara. – I albo przestaniesz, albo zrobimy ci wazelinę – warknął zirytowany kuzyn Itachiego.
Po wybuchu śmiechu, jaki nastał dzięki słowom wyższego bruneta, wszyscy się uspokoili. Koniec końców, postanowili jednak obejrzeć komedię.
Kolejny wieczór także pragnęli spędzić w swym towarzystwie. Już w poniedziałek umówili się na wspólny wypad do klubu. Zamierzali posiedzieć, pogadać, pośmiać się oraz obowiązkowo wypić coś mocniejszego.
Umówili się na dwudziestą przed wejściem do „Czterech Róż”. Był to bar, w który spotykali się ludzie o podobnych zainteresowaniach do ich. Było tam gdzie usiąść, wypić, pogadać, ba… Nawet był sporych rozmiarów parkiet dla chcących sobie potańczyć!
Weszli do środka, płacąc obowiązkowe sześć złotych. Wiadomo – w czwartki i soboty odbywały się tam koncerty, toteż w te dni za wejście należało zapłacić. Wspięli się po schodach do góry, już na klatce schodowej słysząc dudniącą muzykę. Przecisnęli się przez stojących w każdym miejscu na piętrze ludzi, mijając łazienkę oraz wejście do wielkiego pomieszczenia, w którym to znajdował się parkiet. Kapela która dziś grała miała właśnie przerwę, a z głośników sączyły się nuty piosenki Chop Suey, zespołu System of a Down.

1 komentarz:

  1. Boże, to co piszesz jest tak piękne, że nie potrafię się aktualnie wysłowić i mnie mam, że nawet za kilka dni nie będę potrafiła tego zrobić. Najlepsze yaoi ever <3 ;33

    OdpowiedzUsuń