wtorek, 4 września 2012

X "Zemsta Deidary" - rozdział 1 "Pomysł"


Mrocznym, ciemnym, nieoświetlonym korytarzem przemykała wysoka postać. Długie, czarne włosy schowane były pod płaszczem. Na jego twarzy znajdowała się pomarańczowa, owalna maska. Madara, pod przykrywką Tobiego przemierzał wolno korytarze kryjówki Akatsuki. Ostatnio niewiele się tutaj działo. Nakazał Peinowi wysłać większość ugrupowania na misje. Pozostał tylko on, wraz z Deidarą i Sasorim. Od dwóch dni słuchał ich sprzeczek na temat sztuki i zaczynał mieć tego dość. A może by samemu podroczyć się z blondynem? On tak słodko się denerwuje…
Z tymi myślami ruszył w podskokach przed siebie. Rozglądał się uważnie, a kiedy usłyszał krzyki chłopaka, jak zawsze wymieniającego głośno uwagi ze swym mistrzem, począł biec.
Wiedział już, że powinien ich szukać w salonie. Rozpędził się i krzycząc „Senpai”, wpadł na blondyna, przewracając go na ziemię. Sam skończył lądując na jego ciele i tuląc się do najmłodszego członka Akatsuki.
- Tobi, debilu, hm! – Wrzasnął wściekle. – Złaź ze mnie, bo pożałujesz!
Madara uśmiechnął się do siebie.
- Ale Tobi kocha Deidarę-senpai! Tobi jest dobry chłopiec!
- Puszczaj mnie, kretynie, hm!
Choć blondyn próbował się wyrwać, nie na wiele się to zdało. Brunet nachylił się nad nim i cicho, tak by Mistrz Marionetek tego nie usłyszał, wyszeptał młodemu artyście, wprost do ucha kilka słów. Swym normalnym głosem.
- Deidara-senpai będzie grzeczny, prawda? – Zachichotał, czując jak „senpai” się spina. – W końcu… Deidara-senpai kocha Tobiego…
Ścisnął mocno chłopaka, krzycząc radośnie, że blondyn należy do niego. Kątem oka zerkał na Sasoriego. Ten siedział wygodnie, rozłożony na całej długości miękkiego, dużego fotela, przed którym chwilę temu stał Deidara. Madara uśmiechał się, obserwując wpatrującego się w tę scenę bez większych emocji Sasora. Wyglądał, jakby cała sytuacja nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Zupełnie nie obeszło go to wszystko. Wyglądał jak wyprana z uczuć lalka.
- Sasori no Danna – stęknął blondyn. – Pomóż mi, hm! – Kiedy rudzielec nawet się nie poruszył, blondyn postanowił samemu zepchnąć z siebie bruneta. Pierwsze, mocne szarpnięcie zdezorientowało Tobiego, co Deidara wykorzystał, spychając go z siebie.
Klnąc na dobrego chłopca, wstał i patrzył na niego wściekle. Postanowił powstrzymać się od zaatakowania glinianymi figurkami. Od jakiegoś czasu wiedział już, kim tak naprawdę jest „Tobi”. Mężczyzna ujawnił mu się, w dość… Specyficznych warunkach.
Ruszył korytarzem, prosto do swojego pokoju. Mrok, panujący w kryjówce zaczynał go powoli drażnić. Białe ściany, z których odpadał tynk tu i tam, ziały zimnem. Brakowało tu życia. Było tak nieartystycznie! A on – artysta nie mógł tego znieść! To nie dla niego!
W drodze wspominał chwilę, kiedy Madara przedstawił mu się swym prawdziwym nazwiskiem.

Krwistoczerwone oczy patrzyły pożądliwie na blond chłopaka, wyrywającego się i szarpiącego ze wszystkich sił, mając nadzieję na ucieczkę. Nie wiele mu to jednak dało. Ciężar ciała Madary przytłaczał go boleśnie, a silna ręka przytrzymywała tak, by nie miał możliwości ruchu. Brunet całował go najpierw w usta, następnie po szyi i obojczyku. Wolna dłoń błądziła po drobnym ciele, pieszcząc delikatną skórę.

Deidara zaklął, mając w pamięci następstwa tego wszystkiego. Cholera jasna! Czemu to zawsze na niego pada? Dlaczego to na nim wszyscy tak bezkarnie sobie używają?!
Fakt – ma kobiece rysy twarzy. Jest szczupły i większość twierdzi, że także „kruchy i delikatny”. Ale co to ma do rzeczy?! Jest facetem, do jasnej cholery! Facetem, a nie małą dziewuszką, którą każdy może sobie bezkarnie posuwać, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji!
I teraz nie myślał tylko o Madarze. Przeciwnie – miał w pamięci każdego po kolei: Hidana, Itachiego, Sasoreigo, który tak mu wmawiał, że go kocha… I co? Pieprzony, rudy kłamca wykorzystywał go jak wszyscy inni! Nawet Pein nie był lepszy!
Gotował się z wściekłości. Oni wszyscy powinni za to zapłacić! Dlaczego sami nie spróbują tego, co zawsze serwują jemu?! Ciekawe, jak by się czuli?
Może wtedy zaczęliby go lepiej traktować?!
Wściekły trzasnął za sobą drzwiami, po wejściu do własnego pokoju. Ciężko siadł na łóżko, rozglądając się po pomieszczeniu. Było takie samo, jak reszta budynku – zimne! Białe ściany, biały sufit, stare meble. Szafka na ubrania, regał z kilkoma książkami, szafka nocna, łóżko oraz biurko z krzesłem. Wszystko z drewna jarzębinowego. Stare i uganiające się pod ciężarem asortymentu, jaki musiały utrzymywać.
Ze złością spojrzał na szufladę w biurku. Podszedł doń i wysunął ją delikatnie. Wewnątrz znajdowała się mała, drewniana figurka, przedstawiająca jego samego. Prychnął pogardliwie, przyglądając się jej. Pamiętał dzień, kiedy ją otrzymał. Wtedy jeszcze wierzył w te ciepłe uczucia, jakimi rzekomo darzył go lalkarz. A teraz?
Nie!
Cholerny kłamca! Oszust!
Gwałtownie zasunął szafkę, po czym uderzył pięścią w ścianę. Syknął, czując ból. Spojrzał na dłoń. Bolało jak cholera, ale wyglądało na to, że nic sobie nie złamał. Mógł swobodnie nią poruszać. W końcu nie uderzył mocno. Na całe szczęście… A miał naprawdę chęć przyłożyć z pięć razy mocniej.
Co za głupie uczucie!
Czuł się wykorzystany. Czuł się jak marionetka w rękach ich wszystkich. Nie było ważne, czego on chce, lecz to, czego chcą oni. Nikt nie liczył się z jego zdaniem! A to bolało! Bolało, zawsze, kiedy tak go traktowali!
Momentalnie w myślach stanęła mu para czerwonych, błyszczących oczu, na które delikatnie opadała grzywka czarnych włosów. Zaklął, odpychając je od siebie. Jego chyba nienawidził najbardziej. Cichego i spokojnego, udający zawsze zimnego i poważnego osobnika. Cholerny Itachi!
Legł na łóżko, wtulając twarz w poduszkę. Był wściekły. Dlaczego jest tak bezsilny wobec nich? Czemu nie może nic zrobić? Czemu, kurna?!
Nawet dzisiaj… Jak Madara zaczął mu szeptać na ucho, że należy do niego. Wiedział, o co mu chodziło. Skończony dupek! I co jeszcze?! Może trójkąt z nim i Sasorim?
Parsknął śmiechem, wyobrażając to sobie. Już widzi ich obu… Zaraz by się zaczęli kłócić, o to, kto pierwszy ma być dominującym. Skończyłoby się na tym, że prędzej to Dei by wziął jednego i drugiego, niż oni uzgodniliby ze sobą odpowiednią wersję…
- Ach piękna… - szepnął do siebie. Nie skończył jednak.
Poderwał się gwałtownie do pionu. Przebiegły uśmiech zagościł na jego twarzy. A gdyby tak… Odpłacić im wszystkim w odpowiedni sposób. Poczułby zadość uczynienie za każdą krzywdę, jaka spotkała go z ich strony.
Nie myśląc wiele, ruszył w kierunku pokoju Hidana, wiedząc, że znajdzie tam to, czego potrzebuje. W między czasie zastanawiał się, kto powinien być jego pierwszą ofiarą.
- Senpai!!
Usłyszał wrzask za swoimi plecami, kiedy biegł długim korytarzem. Bez wahania przyspieszył, nie mając zamiaru czekać na bruneta. Pewnie znów by go zaciągnął do swego pokoju z oczywistymi zamiarami i…
Uśmiechnął się obłudnie, wbiegając do pokoju Hidana. Skierował się do szafki nocnej, którą zaczął przeszukiwać. Pozostałe poszukiwane akcesoria znalazł pod łóżkiem. Jashinista jednak nie był skomplikowanym człowiekiem. Głupi i przewidywalny…
Wybiegł równie szybko, wracając do siebie. Po drodze minął zdezorientowanego Tobiego, który zdążył jedynie wydukać „Senpai… Co ro…”
Nie zwrócił na niego większej uwagi. Zamknął się w pokoju, a upewniwszy, że nikt nie wejdzie bez jego wiedzy, zabrał się do przygotowań.
Wiedział, że po wszystkim, co ma zamiar zrobić, może tego srogo żałować, ale nie dbał o to. Noc zbliżała się wielkimi krokami, a miał jeszcze wiele rzeczy do zrobienia.

Brunet stał jeszcze przez chwilę w miejscu, patrząc za znikającym w swoim pokoju blondynem. Zastanawiało go, co takiego tak zajęło chłopaka, że zignorował nawet jego. Uśmiechnął się przebiegle. Z resztą… Czy to ważne? W sumie to może jeszcze poczekać. W nocy będzie jeszcze ciekawiej niż za dnia. W końcu nocą Sasori już nie będzie się kręcił po korytarzach, więc będzie się można odpowiednio zaopiekować małym artystą. Jeszcze tylko kilka godzin…

2 komentarze:

  1. Wspaniale się zaczyna więć z utęsknieniem czekam na kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń