Mrocznym,
ciemnym, nieoświetlonym korytarzem przemykała wysoka postać. Długie,
czarne włosy schowane były pod płaszczem. Na jego twarzy znajdowała się
pomarańczowa, owalna maska. Madara, pod przykrywką Tobiego przemierzał
wolno korytarze kryjówki Akatsuki. Ostatnio niewiele się tutaj działo.
Nakazał Peinowi wysłać większość ugrupowania na misje. Pozostał tylko
on, wraz z Deidarą i Sasorim. Od dwóch dni słuchał ich sprzeczek na
temat sztuki i zaczynał mieć tego dość. A może by samemu podroczyć się z
blondynem? On tak słodko się denerwuje…
Z
tymi myślami ruszył w podskokach przed siebie. Rozglądał się uważnie, a
kiedy usłyszał krzyki chłopaka, jak zawsze wymieniającego głośno uwagi
ze swym mistrzem, począł biec.
Wiedział
już, że powinien ich szukać w salonie. Rozpędził się i krzycząc
„Senpai”, wpadł na blondyna, przewracając go na ziemię. Sam skończył
lądując na jego ciele i tuląc się do najmłodszego członka Akatsuki.
- Tobi, debilu, hm! – Wrzasnął wściekle. – Złaź ze mnie, bo pożałujesz!
Madara uśmiechnął się do siebie.
- Ale Tobi kocha Deidarę-senpai! Tobi jest dobry chłopiec!
- Puszczaj mnie, kretynie, hm!
Choć
blondyn próbował się wyrwać, nie na wiele się to zdało. Brunet nachylił
się nad nim i cicho, tak by Mistrz Marionetek tego nie usłyszał,
wyszeptał młodemu artyście, wprost do ucha kilka słów. Swym normalnym
głosem.
- Deidara-senpai będzie grzeczny, prawda? – Zachichotał, czując jak „senpai” się spina. – W końcu… Deidara-senpai kocha Tobiego…
Ścisnął
mocno chłopaka, krzycząc radośnie, że blondyn należy do niego. Kątem
oka zerkał na Sasoriego. Ten siedział wygodnie, rozłożony na całej
długości miękkiego, dużego fotela, przed którym chwilę temu stał
Deidara. Madara uśmiechał się, obserwując wpatrującego się w tę scenę
bez większych emocji Sasora. Wyglądał, jakby cała sytuacja nie robiła na
nim najmniejszego wrażenia. Zupełnie nie obeszło go to wszystko.
Wyglądał jak wyprana z uczuć lalka.
-
Sasori no Danna – stęknął blondyn. – Pomóż mi, hm! – Kiedy rudzielec
nawet się nie poruszył, blondyn postanowił samemu zepchnąć z siebie
bruneta. Pierwsze, mocne szarpnięcie zdezorientowało Tobiego, co Deidara
wykorzystał, spychając go z siebie.
Klnąc
na dobrego chłopca, wstał i patrzył na niego wściekle. Postanowił
powstrzymać się od zaatakowania glinianymi figurkami. Od jakiegoś czasu
wiedział już, kim tak naprawdę jest „Tobi”. Mężczyzna ujawnił mu się, w
dość… Specyficznych warunkach.
Ruszył
korytarzem, prosto do swojego pokoju. Mrok, panujący w kryjówce
zaczynał go powoli drażnić. Białe ściany, z których odpadał tynk tu i
tam, ziały zimnem. Brakowało tu życia. Było tak nieartystycznie! A on –
artysta nie mógł tego znieść! To nie dla niego!
W drodze wspominał chwilę, kiedy Madara przedstawił mu się swym prawdziwym nazwiskiem.
Krwistoczerwone
oczy patrzyły pożądliwie na blond chłopaka, wyrywającego się i
szarpiącego ze wszystkich sił, mając nadzieję na ucieczkę. Nie wiele mu
to jednak dało. Ciężar ciała Madary przytłaczał go boleśnie, a silna
ręka przytrzymywała tak, by nie miał możliwości ruchu. Brunet całował go
najpierw w usta, następnie po szyi i obojczyku. Wolna dłoń błądziła po
drobnym ciele, pieszcząc delikatną skórę.
Deidara
zaklął, mając w pamięci następstwa tego wszystkiego. Cholera jasna!
Czemu to zawsze na niego pada? Dlaczego to na nim wszyscy tak bezkarnie
sobie używają?!
Fakt
– ma kobiece rysy twarzy. Jest szczupły i większość twierdzi, że także
„kruchy i delikatny”. Ale co to ma do rzeczy?! Jest facetem, do jasnej
cholery! Facetem, a nie małą dziewuszką, którą każdy może sobie
bezkarnie posuwać, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji!
I
teraz nie myślał tylko o Madarze. Przeciwnie – miał w pamięci każdego
po kolei: Hidana, Itachiego, Sasoreigo, który tak mu wmawiał, że go
kocha… I co? Pieprzony, rudy kłamca wykorzystywał go jak wszyscy inni!
Nawet Pein nie był lepszy!
Gotował
się z wściekłości. Oni wszyscy powinni za to zapłacić! Dlaczego sami
nie spróbują tego, co zawsze serwują jemu?! Ciekawe, jak by się czuli?
Może wtedy zaczęliby go lepiej traktować?!
Wściekły
trzasnął za sobą drzwiami, po wejściu do własnego pokoju. Ciężko siadł
na łóżko, rozglądając się po pomieszczeniu. Było takie samo, jak reszta
budynku – zimne! Białe ściany, biały sufit, stare meble. Szafka na
ubrania, regał z kilkoma książkami, szafka nocna, łóżko oraz biurko z
krzesłem. Wszystko z drewna jarzębinowego. Stare i uganiające się pod
ciężarem asortymentu, jaki musiały utrzymywać.
Ze
złością spojrzał na szufladę w biurku. Podszedł doń i wysunął ją
delikatnie. Wewnątrz znajdowała się mała, drewniana figurka,
przedstawiająca jego samego. Prychnął pogardliwie, przyglądając się jej.
Pamiętał dzień, kiedy ją otrzymał. Wtedy jeszcze wierzył w te ciepłe
uczucia, jakimi rzekomo darzył go lalkarz. A teraz?
Nie!
Cholerny kłamca! Oszust!
Gwałtownie
zasunął szafkę, po czym uderzył pięścią w ścianę. Syknął, czując ból.
Spojrzał na dłoń. Bolało jak cholera, ale wyglądało na to, że nic sobie
nie złamał. Mógł swobodnie nią poruszać. W końcu nie uderzył mocno. Na
całe szczęście… A miał naprawdę chęć przyłożyć z pięć razy mocniej.
Co za głupie uczucie!
Czuł
się wykorzystany. Czuł się jak marionetka w rękach ich wszystkich. Nie
było ważne, czego on chce, lecz to, czego chcą oni. Nikt nie liczył się z
jego zdaniem! A to bolało! Bolało, zawsze, kiedy tak go traktowali!
Momentalnie
w myślach stanęła mu para czerwonych, błyszczących oczu, na które
delikatnie opadała grzywka czarnych włosów. Zaklął, odpychając je od
siebie. Jego chyba nienawidził najbardziej. Cichego i spokojnego,
udający zawsze zimnego i poważnego osobnika. Cholerny Itachi!
Legł
na łóżko, wtulając twarz w poduszkę. Był wściekły. Dlaczego jest tak
bezsilny wobec nich? Czemu nie może nic zrobić? Czemu, kurna?!
Nawet
dzisiaj… Jak Madara zaczął mu szeptać na ucho, że należy do niego.
Wiedział, o co mu chodziło. Skończony dupek! I co jeszcze?! Może trójkąt
z nim i Sasorim?
Parsknął
śmiechem, wyobrażając to sobie. Już widzi ich obu… Zaraz by się zaczęli
kłócić, o to, kto pierwszy ma być dominującym. Skończyłoby się na tym,
że prędzej to Dei by wziął jednego i drugiego, niż oni uzgodniliby ze
sobą odpowiednią wersję…
- Ach piękna… - szepnął do siebie. Nie skończył jednak.
Poderwał
się gwałtownie do pionu. Przebiegły uśmiech zagościł na jego twarzy. A
gdyby tak… Odpłacić im wszystkim w odpowiedni sposób. Poczułby zadość
uczynienie za każdą krzywdę, jaka spotkała go z ich strony.
Nie
myśląc wiele, ruszył w kierunku pokoju Hidana, wiedząc, że znajdzie tam
to, czego potrzebuje. W między czasie zastanawiał się, kto powinien być
jego pierwszą ofiarą.
- Senpai!!
Usłyszał
wrzask za swoimi plecami, kiedy biegł długim korytarzem. Bez wahania
przyspieszył, nie mając zamiaru czekać na bruneta. Pewnie znów by go
zaciągnął do swego pokoju z oczywistymi zamiarami i…
Uśmiechnął
się obłudnie, wbiegając do pokoju Hidana. Skierował się do szafki
nocnej, którą zaczął przeszukiwać. Pozostałe poszukiwane akcesoria
znalazł pod łóżkiem. Jashinista jednak nie był skomplikowanym
człowiekiem. Głupi i przewidywalny…
Wybiegł
równie szybko, wracając do siebie. Po drodze minął zdezorientowanego
Tobiego, który zdążył jedynie wydukać „Senpai… Co ro…”
Nie
zwrócił na niego większej uwagi. Zamknął się w pokoju, a upewniwszy, że
nikt nie wejdzie bez jego wiedzy, zabrał się do przygotowań.
Wiedział,
że po wszystkim, co ma zamiar zrobić, może tego srogo żałować, ale nie
dbał o to. Noc zbliżała się wielkimi krokami, a miał jeszcze wiele
rzeczy do zrobienia.
Wspaniale się zaczyna więć z utęsknieniem czekam na kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńJa również :D
Usuń